Moje myśli krążą ostatnimi czasy wokół obszaru Ameryki Środkowej i
Południowej. Przenieśmy się zatem do Meksyku, a nawet wyżej na mapie,
gdzie także kult Świętej Śmierci cieszy się dużą popularnością.
"La Santa Muerte. Magia i mistycyzm śmierci" Tomása Prowera to na dobrą
sprawę podręcznik magii eklektycznej skupionej wokół kultu tytułowej
postaci. Muszę śmiało przyznać, że w przeciwieństwie do klasyki tego
typu gatunku, praca prezentuje dobry poziom merytoryczny. Autor czerpie
wiedzę z różnych systemów. Posługuje się nią omawiając wiele tematów.
Przedstawia przekrój zagadnienia śmierci w wielu religiach, nawiązuje
m.in. do "Kybalionu"
i kilku świętych ksiąg wielkich religii. Przytacza ciekawe cytaty. Dużo
jest historii kultu Świętej Śmierci, podobnie opisanej jak w dziele Chesnuta na ten sam temat. Spodobało mi się zakończenie:
Żaden człowiek nie powiedział na łożu śmierci: "Żałuję, że nie spędziłem więcej czasu w swoim biurze" albo "Żałuję, że nie spałem więcej i nie spędziłem więcej czasu na kanapie przed telewizorem".Nic nie trwa wiecznie. Wszystkie dobre rzeczy i wszystkie złe rzeczy nie są nietrwałe. Czas upływa niezależnie od tego, co robimy i czego nie robimy. Gwarantuję wam, że w obliczu śmierci będziecie bardziej żałować tego, że pewnych rzeczy nigdy nie zrobiliście, niż tego, że spróbowaliście czegoś, co nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. (s. 304)
Jest to jakaś myśl godna uwagi. Prower wspomina także na końcu o
doświadczeniach OOBE, i tu w temat głębiej nie wchodzi. Może to tylko ja
popadłem w sceptycyzm czytając relacje ludzi, którzy byli jedną noga w
zaświatach? Przy opisach działania magii "La Santa Muerte. Magia i
mistycyzm śmierci" przepełniona jest rozmaitymi porównaniami, przez co
wiem, że pisze ją osobą znająca i czująca temat. Jest to napisane w
bardzo przystępny sposób.
Książka ma także swoje pozorne minusy; autor czerpie garściami z prac Scotta Cunninghama i Christophera Penczaka. Mimo tego, nie wpływa to jakoś specjalnie na jakość tej pozycji. W przypadku Cunninghama oczywiście mowa o sławnej, paranoicznej pozycji na temat ziół. Pomysł na błogosławienie Coca-Coli to dla mnie tragedia. Dobrze, że nie piłem tego napoju od lat ...
Książka ma także swoje pozorne minusy; autor czerpie garściami z prac Scotta Cunninghama i Christophera Penczaka. Mimo tego, nie wpływa to jakoś specjalnie na jakość tej pozycji. W przypadku Cunninghama oczywiście mowa o sławnej, paranoicznej pozycji na temat ziół. Pomysł na błogosławienie Coca-Coli to dla mnie tragedia. Dobrze, że nie piłem tego napoju od lat ...
Ogółem, lektura wciągająca i warta uwagi!
Polecam!