czwartek, 11 października 2018

R. Andrew Chesnut "Santa Muerte. Święta Śmierć"

... Czary to broń słabych, magiczna próba przejęcia przez pozbawione władzy i pieniędzy jednostki kontroli nad wydarzeniami, otoczeniem i pozostałymi ludźmi, których nie da się kontrolować w innych sposób. (s. 141)
Dawniej zastanawiałem się, co to za dziwne wyobrażenia Maryi są w niektórych kościołach na filmach. Teraz już wiem, że to nie Maryja lecz Santa Muerte czyli Święta Śmierć. Wielkie Brawa!


Interesująca religia rodem z Meksyku i okolic. Zasadniczo porównać ją można z europejską adoracją św. Guineforta we Francji, św. Mikołaja w Rosji czy np. św. Demetry w Grecji. W Polsce pewne podobieństwo dostrzec można w kulcie Matki Boskiej Trzykroć Przedziwnej na Górze Chełmskiej. Oczywiście mam tu na myśli nie samą postać lecz pewien unikatowy charakter wierzeń  - jest to dosyć specyficzne połączenie pogańskiego bóstwa z późniejszymi naleciałościami chrześcijańskimi dającymi w sumie oryginalną, synkretyczną postać. W tym konkretnym przypadku czczoną jako anioł śmierci. 

 
Przypisuje się jej niezwykłą moc i skuteczność w spełnianiu próśb. Opiekuje się więźniami, przemytnikami, handlarzami narkotyków, spełnia miłosne życzenia, karze niewiernych kochanków, wzbogaca czy uzdrawia. Niezwykła postać o olbrzymiej popularności. 


Chesnut opisuje nie tylko jej kult, ale również historię, relacje wiernych, skandale związane z powstaniem jej Kościoła. Co złożyć jej w ofierze? Kiedy się do niej modlić? Kim są jej najgorętsi wyznawcy? O tym wszystkim w niniejszej lekturze.

Zdziwiły mnie trochę te historie. Nigdy nie podejrzewałem, że handlarze narkotyków są tak religijni i to w tak specyficznym kierunku.


Cała ta cześć Białej Siostry jak ją czasami się nazywa przypomina mi do złudzenia pogaństwo współczesne - ołtarze, ofiary, modły, zaklęcia ... Autor próbuje wykazać, że to Ponury Żniwiarz stoi u legendarnych początków adoracji Potężnej Pani lub przynajmniej wywarł na to największy wpływ. Moim zdaniem ewidentnie czuć w tym wszystkim boginię Mictecacihuatl o czym książka także napomina. Tak jak Europejczycy nie rozstali się ze swoimi dawnymi bogami czyniąc z nich świętych tak i Meksykanie zachowali swojego anioła przez kolejne stulecia, a teraz w dobie współczesności pozwalają jej wraz z innymi ludowymi świętymi wysuwać się na piedestał. Chesnut poświęca także trochę uwagi jej męskim odpowiednikom - Reyowi Pascualowi i San La Muerte, wielbionym w sąsiednich krajach. Mamy kolejny dowód na to, że ludziom ciężko się rozstać z religią przodków. 


Książka świetna pomimo, że autor co chwila powtarza w niej te same zdania. Niemniej gorąco ją wszystkim polecam!