niedziela, 25 lipca 2021

dr Michael Newton "Wędrówka dusz"

 

Hulaj dusza, piekła nie ma! I tym optymistycznym akcentem chyba wyleczyłem się z nerwic eklezjogennych nabytych w dalekiej przeszłości. Nie bez powodu na religii siostra straszyła piekłem i Szatanem. Niby człowiek porzucił te brednie na przestrzeni lat kolejnych, niemniej jakieś obawy, czy to co w tym życiu robimy jest właściwe czy nie pozostały na długie lata. Niczym blizny umysłu. 

Po przeczytaniu książki dr Michaela Newtona "Wędrówka dusz" sam już nie wiem, czy dobrze nam to wróży, czy źle? W sumie od czasu przejścia na światopogląd pogański wiara w reinkarnację nigdy nie była dla mnie obietnicą krainy mlekiem i miodem płynącej po ostatnim tchnieniu. Teraz jednak czuję, że lekko się to spotęgowało zarówno w dobrą jak i w złą stronę. 

Wracając do tematu. Podobnie jak Dolores Cannon, dr Michael Newton za pomocą sesji regresingowych opowiada nam, co dzieje się z naszą świadomością po śmierci. Na dobrą sprawę, wszystko już teraz układa mi się w jedną logiczną całość, kiedy dodam do tego jeszcze lekcje z książki dr Jeffreya Longa i Paula Perry'ego, własne doświadczenia takie jak otwarcie kronik akaszy podczas kilku snów oraz dziwną wizję laserowego, tęczowego światła w Halloween'owy wieczór. Już chyba prawdę o wszystkim znam. No tyle, że w publikacjach na temat życia pozagrobowego znajdują się także i pewne rozbieżności, a może to po prostu uzupełnienia. Przemyślę sprawę. 

Moment opuszczania ciała, błogostan, tunel białego światła, przewodnicy, oczyszczenie duszy, rady dusz, wielka "świątynia" będąca biblioteką, nauki w małych grupach prowadzone przez zaawansowane dusze-nauczycieli ... To wszystko wskazuje na jedną całość tego co nas czeka. Ewolucja duszy, świadomości ... W końcu zbliżanie się do wyższej formy istnienia. 

Tylko, że znowu nie znajduję w pełni odpowiedzi na pytanie o boskość. Mój pogański światopogląd trafia szlag. Mowa jest o "boskim źródle", które nie jest takie antropomorficzne, jakby tego ludzie chcieli. Mowa też o "jedynym". Niemniej ten Jedyny (to Dryghtyn znany u wiccan? Axis Mundi?) niby tworzy niższe formy, z którymi my w pewnym momencie się jednoczymy na drodze naszej duchowej ewolucji. Wszystko przypomina nauki religii wschodnich - dżinizm, buddyzm. Mało tu kwestii bogów. Wychodzi na to, że we wszystkich religiach jest trochę prawdy i nadmiar kłamstw. 

I jak do tego podejść? Sam już nie wiem, ale sama praca Newtona zasługuje na uwagę. Opisuje tematy nieznane, daje trochę do myślenia i generalnie wskazuje, że coś wiadomo na temat tego co dzieje się z człowiekiem po śmierci. 

A ja już nie wiem kim są pogańscy bogowie, lub raczej czym są? Myślę, że z dorobkiem pewnych doświadczeń nie za szybko usunę pewne wizje do cienia. Co tu zrobić? Wszystko mnie już w tym życiu zawiodło. Powracam do starych marzeń z czasów kiedy miałem 15 lat. Może tym sposobem przerabiam swoją misję? A może przeciwnie; zignorowałem kilka razy głosy z zaświatów, które sugerowały mi wybór odpowiedniej drogi przez co wszystko mi się posypało? Sam już nie wiem i pewnie się nie dowiem. Gorzej tylko jeśli nie dane mi będzie odrodzić się kimś podobnym kim jestem teraz. Z drugiej jednak strony, może i nowe doświadczenia dadzą wkład w rozwój duszy? No, ale to wszystko nie jest takie łatwe jak się wydaje; dusze czasem przechodzą to samo w kolejnych wcieleniach i nie mogą tego przepracować. Cóż rzec, pożyjemy, umrzemy, zobaczymy ... 

A książkę polecam! Trochę poszerza naszą świadomość.