sobota, 22 grudnia 2018

dr Jeffrey Long, Paul Perry "Życie po śmierci. Świadectwa tych, którzy wrócili ..."


Ostatnio nie miałem szczęścia co do książek o tematyce życia pozagrobowego. Trafiły mi się głównie socjologiczne opracowania problemu umierania i jego osobistego odbioru przez ankietowanych. W końcu natrafiłem na coś ciekawszego. 

 "Życie po śmierci. Świadectwa tych, którzy wrócili ..." dr J. Longa i P. Perry'ego to zarchiwizowane relacje osób, które przeżyły śmierć kliniczną, i które dzielą się z nami swoimi doświadczeniami po powrocie "stamtąd".

Wiem, że kiedyś do rejestru wyznań w Polsce chciała się wpisać grupa, której praktyką religijną było zapadanie w śmierć kliniczną. Z niejasnych dla mnie powodów odmówiono jej rejestracji. Co za dyskryminacja?

Na wstępie autor zapewnia czytelników, że popełnienie samobójstwa to olbrzymi błąd. Super! Choć jeden wpis mnie przekonuje, że nie zawiodłem tłumów, przynajmniej dwa razy w życiu byłem temu bardzo bliski. Żałować? Sam już nie wiem. Rzekłbym osądźcie mnie sami, ale książka generalnie uczy żeby unikać osądzania.

Potem poznajemy relację osób, które przeszły przez near-death experience. I co ciekawsze częściowo napawają one optymizmem, częściowo pesymizmem.  

Generalnie większość opisów wygląda bardzo podobnie:
  • wyjście z ciała (doświadczenia OOBE),
  • widok światła, białego, jasnego niczym milion gwiazd, często identyfikowanego z Bogiem lub boskim źródłem, które jednak nie razi oczu,
  • podróż przez "tunel".
  • jaskrawe, niesamowite kolory, niemożliwe do opisania,
  • widok tęczowego światła i niejasnych postaci identyfikowanych z aniołami,
  • widok zaświatowych miast, pól, źródeł, bram,
  • spotkanie Boga, często widzianego jako starca z białymi włosami, siedzącego na tronie,
  • poczucie "miłości", bezpieczeństwa, cudowności, której nie sposób opisać ziemskimi słowami,
  • spotkanie przewodnika identyfikowanego z Jezusem,
  • spotkanie zmarłych krewnych, 
  • w rzadszych przypadkach zejście do piekła, miejsca cierpienia, z którego jednak czasem udaje się wyjść,
  • poczucie jedności z wszystkim, włącznie z Bogiem,
Jakby to krótko podsumować - cały mój pogański światopogląd trafił szlag. Książka naładowała mnie takim pesymizmem, jakiego mało. Zawsze czułem, że walczę o prawdę. Czy to jednak walka o kłamstwo lub ułudę? Czy bogowie śmierci i zaświatów nie są tym za co ich uważamy? Czy znowu muszę częściowo zreformować swój światopogląd?

Opis ten w pełni pasuje do pewnych scenek rodem z chrześcijaństwa. Różni się jednak znacząco. Ludzie wspominali o braku sądu, kary za grzechy, przesłaniu "miłości", braku piekła etc. Nawet powiedziałoby się, że bardzo przypomina ogólną współczesną religijność społeczeństwa polskiego (wiara w Boga jako rodzaj energii, brak wiary w Szatana etc.). Generalnie wynika z niej, że tylko nieliczni odczuli coś w rodzaju piekła i kary, ale nawet stamtąd ich Bóg ręką wyciągnął.

Ale przyjrzyjmy się sprawie uważnie.
1. Jedna z teorii głosi, że człowiek ma w mózgu wmontowany mechanizm, którego celem jest łagodzenie lęku przed śmiercią. W chwili kiedy zapada w śmierć kliniczną jest ryzyko, że ten mechanizm się uruchamia powodując pewne uczucia. Może w niektórych przypadkach tak było.

Tylko pytanie czy potwierdziłyby to doświadczenie wyjścia z ciała? Pewne osoby potrafiły dokładnie opisać lekarzy, ich ubrania, biżuterię etc. Pomimo tego, że byli nieprzytomni widzieli rzeczy, które okazały się być prawdziwymi. Może te dwie sprawy się pokrywają ze sobą?

2. Początkowo myślałem, że warto sprawdzić czy książka nie jest jakąś chrześcijańską propagandówką mająca na celu walkę z konkurencją. Wiadomo, co w takich dziełach należy udowodnić. Dałem sobie z tym spokój. Większość osób opisujących doświadczenia wywodziła się z chrześcijańskiego kręgu kulturowego. To może być trop.

Opisane doświadczenia NDE z tej książki jakoś tak nie wyjaśniają fenomenów znanych z codzienności.

A) Czasem o kimś myślimy ni z tego, ni z owego, a potem się okazuje, że ta osoba zmarła w tym czasie. Miałem takie przynajmniej dwa przypadki.
B) Do tej listy dołączyć mogę widzenia duchów. Często przybierają one postać wiązki tęczowego światła. Niektórzy widzą je w Halloween. Czy te dusze istnieją w jakiś wymiarach czy krążą wokół nas?
C) Jeden opis wskazuje, że Boskość wykracza poza płcie. Wszyscy pozostali widzieli w tym męskiego Boga. A co z Boginią? I dlaczego Bóg nie ma rogów? Ci, co byli w wiccańskim kręgu mają powody, żeby się nad tym zastanawiać. Czy Bóg jest Jednią? Czy przemawiają tylko jakieś jego aspekty? A jeśli tak, to dlaczego ludzie czuli wielką jedność z Nim?
D) Istnienie Krainy Wiecznego Lata jakby pojawia się w postaci kolorowych łąk opisanych przez świadków. Tyle, że to nie jedyne wizje - były też miasta, bramy. Ale coś tu się niby pokrywa.
E) Reinkarnacja. Tylko jedna osoba przytoczyła historię otwartych bram, które mają niby kierować duszę do nowego wcielenia. Ale ludzie też mogą zostać w zaświatach jeśli tego pragną.
F) Co z ogólnie znanymi kwestiami zdjęć duchów omawianymi w literaturze ezo? Czasem na fotografiach pojawiały się nieznane nikomu postacie ubrane na biało. Albo części ciała, które dana osoba straciła za życia (np. brak palców). Co z nawiedzeniami czy wizjami, które mają ludzie? To wszystko jakoś się nie łączy w jedną całość.

Przypominają mi się pewne sceny, jak choćby wizja Anioła Stróża z filmu "Mroczna piosenka", przynajmniej jeśli chodzi o tą "boską światłość":

 
Nie wspominając już o "Egzorcyzmach Emily Rose":

 
Najbliższa historiom z książki wydawać się może scenka znana z "Harry'ego Pottera i insygniów śmierci (części II)".


Opisane w książce doświadczenia nie udowadniają wiele. Dalej pozostają duże luki. Nie wiem czy tak do tego podchodzę, bo są one sprzeczne z moją dotychczasową wiedzą czy po prostu sceptycyzm zjada moje rozumienie tego fenomenu?

Dawno temu kiedy zaczynałem interesować się magią, parapsychologią, działaniem podświadomości eksperymentowałem wiele. Udało mi się np. obudzić się o określonej godzinie według planu (co do minuty). Mam wrażenie, że jedno z "zejść do piekła" opisanych tutaj nawet mi się kiedyś przyśniło. W każdym razie pamiętam coś podobnego - jestem w jakimś ciemnym miejscu, gdzie jest okropnie, czuję "ból w sercu" proszę Boga o pomoc, i nagle on jakby jednym szarpnięciem ręki mnie stamtąd wyciąga. Ale to był sen. A może nawet nie sen, tylko podświadome otworzenie tego mechanizmu łagodzącego lęk przed śmiercią? To przecież wydaje się całkiem możliwe.

Cóż, kiedy przebadamy temat doświadczeń Groffa, pracę z halucynogenami to wszystko nam się porąbie jeszcze bardziej.

Książkę polecam! Uważam, że jest bardzo ciekawa, choć może powodować gnicie w pogańskich umysłach.

A jak będzie z nami po śmierci? Pożyjemy, umrzemy, zobaczymy.