niedziela, 11 kwietnia 2021

Dolores Cannon "Życie nie kończy się śmiercią. Rozmowy z duchem o sekretach życia po życiu, wędrówce dusz i naszych przewodnikach duchowych"

 
Przez cały czas zastanawia nas to, po co żyjemy, co stanie się z nami po  ustaniu czynności życiowych? Czytając książkę dr Jeffreya Longa i Paul Perry'ego "Życie po śmierci. Świadectwa tych, którzy wrócili ..." zaczął się w mojej głowie rodzić pewien sceptycyzm względem tego po co żyję, co jest sensem mojego egzystowania, i czy aby na pewno przez cały okres walczyłem o poznanie prawdy na temat  wszechświata. Biorąc pod uwagę, że do dziś nie znalazłem odpowiedzi na wiele pytań stwierdziłem, że warto podrążyć temat dalej. 

Nieustająco mam wrażenie, że coś muszę robić, doskwiera mi jakiś lęk przed karą po śmierci. Wydaje mi się, że to tylko nerwice eklezjogenne stworzone wczesną edukacją religijną na etapie szkoły podstawowej, których nie sposób łatwo wyeliminować z umysłu, albo też pewne psychologiczne traumy z przeszłości. A może nawet fakt, że człowiek z roku na rok robi się coraz starszy i coraz trudniej uporać mu się z nieuchronnym zjawiskiem do którego się zbliża? Raczej te pierwsze dwie opcje wydają się właściwe.  

Dolores Cannon "Życie nie kończy się śmiercią. Rozmowy z duchem o sekretach życia po życiu, wędrówce dusz i naszych przewodnikach duchowych" to zapisy rozmów wykonanych przez autorkę z klientami sesji hipnozy regresyjnej. Relacjonują oni czego doświadczyły po drugiej stronie i czego możemy się tam spodziewać. 

Z grubsza muszę przyznać, że dwie rzeczy działają na korzyść tej pracy. Pierwsza to taka, że przedstawione informacje absolutnie nie przeczą tym, ze wspomnianej w poście książki Longa i Perry'ego. Stanowią jakby jej uzupełnienie od innej strony. Znowu wszystko układa nam się w logiczną całość. Drugą zaletą jest to, że odpowiada ona na 80% moich pytań życiowych. W chwili obecnej już puzzle rzeczywistości nieznanej nam z widzenia nabierają formy. Rzekłbym światełko w tunelu, ale biorąc pod uwagę skąd musi się ta metafora wywodzić może daruję sobie pozagrobowy humor. 

Pamiętam, że dawno temu jeden znajomy czytając "Pamiętnik narkomanki" Barbary Rosiek twierdził, że ta książka aż go motywuje do spróbowania narkotyków. Wertując książkę Cannon stwierdzam, że człowiek aż ma ochotę umrzeć, żeby się przekonać czy to wszystko prawda. 

Niesamowitość! Piękno! Śmierci nie należy się bać! Przewodnicy, strażnicy, arras z włókien, szkoły, Kroniki Akaszy ... Wow! Aż trudno jest mi w to uwierzyć. Już wiem, że dusze ewoluują od form najniższych do najwyższych. Już wiem, że nie są jak kukiełki sterowane przez wyższe siły, tylko same o wielu sprawach decydują. I otrzymują porady. Same ustalają czy się wcielać, czy nie. Na nic nie ma reguły, a jednak jakby na coś były. Ciekawe zjawisko paradoksu. 

Wychodzi na to, że nasz świat najbliższy jest temu jakim opisuje go buddyzm. Ale nawet tutaj pojawia się stwierdzenie, że we wszystkich religiach jest ziarenko prawdy. A jednocześnie nadmiar kłamstw. 

I człowieku, bądź tu teraz mądry co robić dalej? Praktycznie mój pogański światopogląd trafia szlag, choć nawet tutaj mowa jest o duchach natury, że istnieją (krasnoludki, fairies etc.). Lecz co z pogańskimi bogami? Widać, że Cannon próbuje wszystko dopasować do chrześcijańskiego punktu widzenia a jej pacjenci ostro to kwestionują. Inne wymiary, świątynie, szkoły ... Jest mowa o Bogu jako o energii przepełniającej wszystkie wymiary. Spoko, ale czy jest to jeden Bóg? Czy ma on męską i żeńską formę? Czy jest on czymś znanym jako Dryghtyn dla wiccan? 

Jeśli tylko osoby te noszą w sobie głębokie poczucie łączności z określoną istotą, pojawi się ona przy nich, żeby ułatwić im przejście, jeśli tylko życzą sobie tego. (s. 45)

Jest więc szansa na spotkanie z Welesem po tamtej stronie. Z drugiej strony właściwa Boskość wydaje się być czymś na wzór Mocy znanej z "Gwiezdnych Wojen", daleko jej do współczesnego, pogańskiego postrzegania rzeczywistości. Zastanawiają te miejsca odpoczynku dusz, wyższe stopnie egzystencji, do których dąży każdy. Niby raju nie ma, ale wyżej jest takie miejsce gdzie zaawansowani duchowo zmarli trafiają po przejściu wszystkich doświadczeń (czasem nawet ponad 120 wcieleń!!!!!). 

Pewne rzeczy nam, ludziom wydają się być niepojęte. W sumie jak widzieć coś w rodzaju raju na wyższych stadiach istnienia i dobrego Boga, skoro człowiek, żeby zdobywać wiedzę musi przechodzić przez bolesne doświadczenia? Nie jestem w stanie tego pojąć swoim ziemskim umysłem. 

Wielu tematów jednak praca w pełni nie omawia. Choć może znaleźć się w niej częściowa odpowiedź na pytania dotyczące spirytyzmu, duchów, opętań, to mnóstwo kwestii w dalszym ciągu pozostaje niejasnych. Np. Co z duchami lub innymi zjawiskami paranormalnymi widzianymi przez osoby żyjące podczas Halloween? Dlaczego te bramy wymiarów się wtedy otwierają?

Sednem sprawy jest dla mnie omówienie samobójstwa - najgorszego czynu, jakiego może się każdy dopuścić. Tutaj znowu przeraża mnie ludowa wizja sprawiedliwości dziejowej na tle psychologii. Czasem człowiek cierpi tak, że nic nie jest w stanie mu pomóc. Z książki wynika, że to ma głębszy sens, ale dla osoby cierpiącej jest czymś strasznym. Ech ... Ale może najbardziej przeraża słyszenie głosów przewodników. Kurcze, wychodzi na jaw, że chyba dwa razy ich totalnie zignorowałem, czego obecnie żałuję. Ostatnim razem nawet nie tak dawno temu. Ale jeszcze chcę spełnić swoją ziemską misję, bez względu na konsekwencje. A już na chwilę obecną są one poważne ... 

Co czuję po przeczytaniu tej książki? Wyciszenie. Okropne stłamszenie emocji. Chyba piosenka "The Insight and the Catharsis" mojego ulubionego zespołu podczas kulminacyjnego momentu wywołuje we mnie inne uczucie niż mi się do tej pory wydawało. 

Ogólnie praca Cannon wpędza w specyficzny nastrój. Czujemy ulgę wiedząc, że po drugiej stronie nie jest wcale tak źle jakby nam się wydawało. Z drugiej strony, wiemy, że pewne rzeczy będziemy musieli przepracować i będzie nas to znowu kosztowało całe mnóstwo bólu, cierpienia i krzywdy. A nawet teraz to robimy. Cóż? Wielki plan Wielkiego Architekta Wszechświata, na to nic nie poradzimy. 

Gorąco polecam! Świetna książka odpowiadająca na wiele problemów egzystencjalnych. 

I gra muzyka!