niedziela, 12 stycznia 2020

Tomasz J. Kosiński "Bogowie Słowian. Bóstwa, biesy i junacy"


Tylko spokojnie! Już dobrze! Tłumaczę dlaczego! 

W sieci często spotykam specyficzne informacje dotyczące religii dawnych Słowian oparte o apokryficzne źródła. Często-gęsto zastanawiam się skąd ich autorzy czerpię wiedzę na ich temat? Dla przykładu posłużę się znalezionym na Facebooku memem:


No i niby skąd ten "Godun"? Odpowiedź nie wydaje się taka prosta. Goduna znajdujemy w twórczości Bronisława Trentowskiego, a pochodzi on z pracy Jana Łasickiego. Omawia go m.in. Tadeusz Linkner w książce "Słowiańskie bogi i demony. Z rękopisu Bronisława Trentowskiego"

W zaistniałej sytuacji dochodzę do wniosku, że trzeba poznać niektóre, nawet najmniej sensowne opracowania dotyczące religii naszych przodków. Czasem natrafimy na jakichś pseudointelektualistów, którzy będą chcieli nas oświecić swoją unikatową wiedzą ... Stara zasada "ucz się języka swoich wrogów" powinna nam się w tym miejscu przydać. 

Tomasz J. Kosiński

Preludium oryginalnych hipotez Pana Tomasza Kosińskiego miałem okazję poznać w jego wiekopomnym dziele pt. „Rodowód Słowian. Nowe spojrzenie na jeden z najbardziej fascynujących problemów w dziejach Starego Kontynentu”. No cóż, nie przekonał mnie swoimi wywodami. I chyba nikogo kto humanistyczne studia ukończył. Od historyjek o reptilianinie na pokładzie Nibiru, przez Celtów na obszarze Inflantów, języku polskim jako najstarszym języku Europy, po istnienie Imperium Lechitów ... Niestety hipotezy bardzo kontrowersyjne, wręcz oscylujące w przestrzeni mentalnego dereizmu.


"Frankenstein"

Tomasz Kosiński udowodnił nam, że jest historykiem-amatorem. Teraz próbuje wykazać, że i da się być religioznawcą bez studiów. Dobrze, że nie spróbował swojego szczęścia w amatorskiej dentystyce.

Czym jest pseudonauka w jego wydaniu?

Zebraniem wszystkiego co możliwe do kupy i wyciągnięciem własnych wniosków na przetartych przez siebie szlakach myślowych. Autor wykorzystuje źródła historyczne, opracowania naukowe, literaturę piękną oraz apokryfy. W sumie pomija tylko filmy i seriale. Tworzy w tym wszystkim własną wizję, nie bacząc czy podłoża są fałszerstwami, odnosi się do nich jako autentyków. Następnie takiego Frankensteina wypuszcza w świat, serwując swoje wymysły jako coś unikatowego. Czyli gromadzi wiedzę jak profesor, rozumuje niczym pięciolatek w przedszkolu. Ale i w podstawowej wiedzy wykazuje braki. Inaczej się chyba tego scharakteryzować nie da ...

"Bogowie Słowian. Bóstwa, biesy i junacy" 

Sam tytuł pracy mnie zastanawia. Jak mam go rozumieć? A = A + B + C?

Napiszę szczerze, że nie zastanawiałem się nad każdym zdaniem przeczytanym w omawianej w tym poście lekturze. Gdybym chciał ją szczegółowo skrytykować musiałbym napisać całą książkę. Pozwolę sobie jednak omówić kilka najbardziej rzucających się w oko perełek polskiej pseudonauki w wydaniu Pana Tomka: 

1. Dereizm logiczny

Autor z jednej strony pisze otwarcie, że np. dzieła Bronisława Trentowskiego czy Czesława Białczyńskiego to twory literackie, niemniej nie przeszkadza mu to w odnoszeniu się do nich tak samo jak do prac naukowych, z których skorzystał. Do tego dokłada Idole z Prillwitz, "Księgę Welesa" i inne takie. Nie zabrakło mniej znanych artykułów osób publikujących pod jego redakcją. Autor wyciąga kwintesencję z całokształtu kultury słowiańskiej. No w sumie się da, tylko efekt nie najlepszy.
Słowianie wschodni wołali np. na boga piorunów Perun, Bałtowie - Perkun, Litwini - Perkunas, Połabianie - Perkunust, Lachowie - Pierun. (s. 18)
A czy Litwini to nie Bałtowie? Tego Perkunusta nie będę analizował.

Na stronie 20 czytamy, że Lado to lustrzana wersja imienia Dola. Raczej brzmiałoby "Odal" zgodnie z logiką.
Mit ten znany jest też u Litwinów, co może potwierdzać jego archaiczność i pochodzenie z czasów wspólnoty bałkańsko-słowiańskiej lub też jest późniejszym zapożyczeniem. (s. 247-248)
Nie wymaga komentarza.

Na jednej stronie autor pisze, że nie wiadomo, dlaczego dusze zmarłych dzieci szkodziły żywym. To proste Panie Tomku, demony, które szkodziły nie przekroczyły pewnej fazy liminalnej za życia - dzieci, które nie poznały tego świata, panny, które zmarły młodo nie zaznając miłości, samobójcy, którzy nie zakończyli życia w naturalny sposób. W dalszej części książki jakby Pan odpowiada sobie na to pytanie sam przykładem wodnych demonów ...

2. Lingwistyka idiotystyka

Pan Tomek dostrzega nazwy bogów słowiańskich w nazwach miast i miejscowości, takich jak m.in. Marzysz, Czarnocin, Belno, Bieliny, Sarbice, Lechówek czy Zbrza.

Dowiedziałem się, że przymiotnik "święty" pochodzi od słońca. Wyraz "bel" dawniej znaczył północ. Panie Tomku słyszał Pan może takie słowo "siewier" i choćby termin "gwiazda północna" po rosyjsku "siewiernaja zvezda"?
Jego drzewem był dąb, a przysmakiem na jego cześć są oczywiście pierogi (od pier - pierun i og - ogień) i pierniki (nik - niknąć). s. 137
Zgłodniałem na samą myśl. Etymologia imienia Jehowa również zamienia człowieka w słup soli:
Przy okazji warto zauważyć, że biblijny Jahwe to jah + we, czyli może to być bóg wiedzy (wszechwiedzący), a Jehowa, czyi je + howa, to ten, co się chowa, tj. "niewidzialny bóg", jakiego znamy ze Starego Testamentu (ukrywał się pod postacią np. gorejącego krzewu). (s. 161)
 Albo omówienie nazwy naszej stolicy:
Czasem takie nazwy są przekleństwem, jak nasza Warszawa, która w angielskim zapisie przybiera formę Warsaw, co można przetłumaczyć "widziała wojnę" (od war - wojna, saw - widzieć w czasie przeszłym). (s. 323)
Panie Tomku! Wyraz "saw" może też oznaczać piłę. Wtedy nazwa tego miasta będzie jeszcze straszniejsza. Jest też miasto Warsaw w Stanach Zjednoczonych. Oni to dopiero muszą mieć tam ostro!

Bursztyn to dla Kosińskiego słowo słowiańskie. No z tego co wiem, tak nie jest, a dawnym słowem był jantar.
Także wilia (wigilia), czyli świąteczna uczta, ma ten sam rdzeń jak "wila - wiła", co może oznaczać, że "wilić" znaczyło gromadzić się, a "wilia" była synonim "sabatu", czyli zebrania (sobirania). (s. 383-384)
No raczej nie było tak słodko ...

Idąc tokiem rozumowania Pana Tomka można udowodnić, że nazwisko Kosiński nie wywodzi się od Kosy ale od nazwiska Kossinna. A sam autor to potomek Gustava Kossinny, którego nazwisko zostało spolszczone. Ma to sens? Cóż, w pseudonauce wszystko można udowodnić, a w turbolechicystycznej subkategorii bez wątpienia.

3. Bogowie nowej ery

Prawdziwymi bogami słowiańskimi są dla Kosińskiego m.in. Rad,  Bel, Cern, Rok, Hambóg, Usład, Lutybóg, Cisłobóg, Ipabog, Bystrzec. Oczywiście genezę większości z nich da się ustalić na bazie dzieł literackich, niemniej Pan Tomek wierzy w ich sens. Co ciekawsze, do słowiańskiego panteonu zawitał egipski Re czy perski Mitra.

4. Aberracja religioznawcza

Wzruszył mnie fakt wykorzystania przez Kosińskiego prac znanych mi autorów. Mam jednak spore wątpliwości do co poniektórych faktów, jak choćby to czy przytacza rzeczywiście to co oni napisali?
W chrześcijaństwie Peruna uosabia św. Ilja (Eliasz), a Welesa św. Błażej (Włas), choć Szyjewski uważa, że bardziej pasuje do niego św. Mikołaj (Nikola), któremu przypisywano panowanie nad zaświatami. (s. 245)
Sęk w tym, że to nie pogląd Szyjewskiego tylko Borisa Uspienskiego, który w swojej książce "Kult św. Mikołaja na Rusi" skutecznie powyższą tezę udowadnia. Kosiński np. nie wymienia tej książki w bibliografii, choć w innym miejscu wspomina o Uspienskim.
Wariant solarny przyjmował natomiast Kazimierz Banek, który uważał, że Chors mógł być kolejnym synonimem boga Słońca - Jasza, Słańcewita, Belboga, Peruna, znanego także pod imieniem Swaroga. (s. 262)
I w powyższym cytacie przypis nr 158 do książki "Historia religii. Religie niechrześcijańskie" (Kraków 2007). Nie miałem książki w ręce, ale wątpię żeby to wszystko było tam tak napisane z Belbogiem i Słańcewitem na czele. Mieszanie czyichś wypowiedzi z własnymi koncepcjami wyrażone w taki sposób, jakby co innego było w oryginale napisane.
Lwarazika na podstawie jednego z zapisów imienia Swarożyca przez Thietmara wymienia nie tylko Szafarzyk, ale również Trentowski, który generalnie miał tendencję do multiplikacji bóstw, tworząc z każdego miana danego boga kilka odrębnych postaci. (s. 110-11)
To pojęcie "multiplikacja" mnie fascynuje. W języku religioznawców istnieje taki termin jak "hipostaza" (czyli właśnie tworzenia odrębnych bóstw z jednego), czego przeciwieństwem jest "kontaminacja" (czyli robienie jednego bóstwa z kilku innych). Wyraźnie pomija Pan te pojęcia w tekście i to nie raz.
Nie można jednak wykluczyć też możliwości, że przyjął on imię znanego boga Radegasta, jak uczynił chociażby Odyn (imię sarmackiego boga Wodana), który też był deizowany. (s. 456)
Pani Tomku, poprawnie piszę się "deifikowany". To jest proces "deifikacji", a nie "deizacji" (łac. "deificatio", "deus" czyli "bóg", oraz "facere" znaczące "czynić"). Myślałem, że to drobny błąd, ale wpisałem sobie to słowo w wyszukiwarce. Za chwilę pokazał mi się pański blog z postem gdzie pada to samo słowo ... Tworzy Pan nowe religioznawstwo? Odradzam!

5. Inne cuda
Za złamanie przysięgi Perun domagał się śmierci od własnej broni, a Weles groził "wyzłoceniem" (rodzaj przemiany w kamień). (s. 244)
To raczej chodziło o rodzaj choroby ...

Nowością jest także to, że Boris Rybakow był Ukraińcem (s. 49).
Na Ukrainie znamy natomiast dobrze Czernobyl, który jest właśnie zrostem nazw dwóch siła Czerna i Bela. W latach 80. zeszłego stulecia jednak zapanowała tam siła czerna, gdyż awarii uległa tamtejsza elektrownia atomowa. (s. 236)
Kiedyś czytałem, że podczas którejś z wojen światowych bomba spadła tam na sierociniec i zabiła niewinne dzieci. Potem o placówce zapomniano, czego następstwem miała być ta awaria. Każdy widzi co chce.
Pies nie cieszył u Słowian specjalną czcią, a porównanie człowieka do psa było największą obrazą. (s. 265)
Słyszał Pan może o Stawrze i Gawrze, psach księcia Boja, które po śmierci otrzymywały cześć boską?

6. Projekcja osobowościowa

Cytaty mówią same za siebie:
Zdaniem Trentowskiego to on miał wysłać myszy do Popiela, by go zjadły, co świadczy niestety o wybitnych skłonnościach tego autora do nadinterpretacji i tworzenia nowej mitologii na bazie jedynie własnej wyobraźni. (s. 278)
To po co Pan nawiązuje do jego prac?

Podobnie zaskoczyło mnie, jak Kosiński "dokopał" Witoldowi Vargasowi i Pawłowi Zychowi:
Sporą popularnością na rynku cieszą się u nas dwie części gustownie wydanego Bestiariusza słowiańskiego, gdzie można znaleźć ilustracje i opisy wielu postaci demonicznych, choć jest to w dużym stopniu pozycja bardziej z kategorii fantastyki aniżeli słowiańskiej mitologii. (s. 418)
 Czegoś ewidentnie Pan u siebie nie widzi. A już ten narcyzm:
Jak widać, wystarczy mieć trochę ogłady intelektualnej i wiedzy historycznej, a szanowne środowisko naukowe zrobi z ciebie fałszerza. (s. 48) 
7. Rodzimowiercy! Pełna mobilizacja!

Ten cytat to już zwala z kolan samych bogów:
Moje doświadczenia z rodzimowierstwem pozwoliły mi dostrzec pewne podobieństwa do ruchu Wiccan, gdzie wiele grup to bardziej współczesny satanizm amerykański, w dużym stopniu oderwany od tradycji rodzimej wiary przodków. Więcej jest w tym mody, zabawy i snobizmu niż prawdziwej wiedzy i wiary. Co więcej, często brakuje w tych działaniach rekonstrukcyjnych swoistego sacrum, no bo jak można ocenić organizację imprezy rodzimowierczej Grupy Mazowieckiej, w której swego czasu brałem udział, w osiedlowym pubie z piwem i pizzą pod obrazem "Sąd Piłata", ze śpiewami wotywnymi nad ogniem rozpalonym w metalowej miednicy?
Na innej imprezie rodzimowierczej spotkałem natomiast wyznawców Peruna ubranych na czarno z szatańskimi motywami na koszulkach lub symbolami rodem z III Rzeszy. Wydaje mi się, że nie tędy droga do odbudowania tożsamości narodowej. (s. 509)
Dobrze, że autor napisał "Grupa Mazowiecka" nie podając pełnej nazwy tejże cerkwi. Tym sposobem oszczędził wstydu wielu osobom, które tak z otwartymi rękami (boga) witają wszystkich gości na swoich obrzędach. Przy tym krytykują te gromady działające mniej otwarcie, które decydują się na jakąś uprzednią formę weryfikacji potencjalnego "neofity" ...

Pod sam koniec Pan Tomek chwali się:
Obecnie przebywam na Filipinach, gdzie zbudowałem ekowioskę pod taką nazwą, a obserwowanie lokalnych plemion, dla których jakby czas się tutaj zatrzymał, pozwala mi lepiej zrozumieć, na czym polega życie w zgodzie z przyrodą. (s. 512-513)
Panie Tomku! Na pewno odbuduje Pan słowiańską tożsamość siedząc na Filipinach wśród tubylców. Oprócz ludzi ubranych na czarno na naszych obrzędach spotka Pan osoby w białych szatach. Nawet zaprojektowałem Panu i pańskim kolegom, którzy też publikują w wydawnictwie Bellona prace na podobne tematy "giezło" ciut innego koloru.


 Drobiazg! Nie ma za co dziękować.

Tak sobie czytam informacje o autorze na okładce ... "Uczeń prof. Andrzeja Wiercińskiego". To ten wspomniany uczony tak Pana wykształcił, że głosi Pan m.in. tezy o Lechickim Imperium obejmującym połowę Europy? Czytałem jedną książkę z jego artykułami i miałem o Wiercińskim lepsze zdanie. Jak to pozory mylą. Coś musi być na rzeczy skoro Pan się chełpi jego naukami ... Niezłe wycieranie sobie twarzy nazwiskiem osoby, której się do pięt nie dorasta. 

Zasada 4D

Co by tu dużo nie mówić, książkę scharakteryzować można czterema wyrazami. Zaczynają się one na literę "d": debilizm, degrengolada, dereizm, degeneracja. Jest to gulasz dennych pseudonaukowych teorii.