niedziela, 21 stycznia 2018

Prokosz "Kronika słowiańsko-sarmacka"


Dużą ilością wejść na moim blogu cieszą się posty dotyczące klasyki dzieł literatury turbolechicystycznej. Z czego ten fenomen może wynikać? 

Czytając książkę Tomasz Formickiego nietrudno zauważyć, że wojna dezinformacja jest potężną bronią, za pomocą której można wywołać totalny chaos, którym najłatwiej w XXI w. odnieść zwycięstwo nad podzielonym wrogiem. Czego nam trzeba więcej? Problem z jakim nie borykali się ludzie z czasów PRL, a z którym spotykamy się teraz jest m.in. taki, że dawniej gdyby ktoś zaczął publicznie głosić istnienie Imperium Lechitów obejmującego pół Europy w przeszłości to by go zamknięto w wariatkowie. Dziś takie osoby mają swoje prawa, kanały na YouTube, zakładają partie polityczne, prowadzą blogi, strony etc. Kręci się o nich reportaże w telewizji, a naukowcy mają kolejne pole do popisu do badań nad zaistniałą patologią społeczną. A wystarczy trochę postudiować psychologię, ba! Wystarczy przeczytać książkę Carla Sagana by dowiedzieć, że to, że obserwatorzy widzą ludzką twarz na Marsie wcale nie znaczy, że to musi być ludzka twarz tylko układ powierzchni ją przypominający. Podobnie jak ze sławną Słonią Skałą:

Czy to słoń czy po prostu skała, która głowę słonia przypomina? 

Po co te aluzje i analogie? No w końcu kiedy bierzemy do ręki książkę autorstwa "Prokosza" (cudzysłów zamierzony!!!) to szybko możemy przekonać się, że jest to zwykła bzdura, a nie jakiś sensacyjny rękopis cudem ocalony i odnaleziony.

Tym sposobem doszedłem do wniosku, że  osoby, które szukają w przeglądarkach opinii na temat Imperium Lechitów, prac Bieszka czy Kosińskiego próbują po prostu dowiedzieć się czy to o czym przeczytali jest prawdą czy nie - zwyczajnie szukają więc wyjścia z labiryntu dezinformacyjnego, który sieje współczesny "wolnosłownościowy" świat. Czasem mam wrażenie, że pewne wydawnictwa i konkretne osoby próbują dojść do grubej kasy stosując metodę "Kodu Da Vinci"; dostrzegamy jakąś niejasność w danym temacie, dorabiamy do tego sto teorii, puszczamy w świat jako absolutny hit ... i zarabiamy fortunę na kontrowersyjnych dziełach.

My Polacy mamy olbrzymie kompleksy z powodu utraty przeszłości. Nie wiele wiemy o historii naszej ziemi przed przyjęciem chrześcijaństwa. Religię naszych przodków znamy tylko dzięki szczątkowym informacjom i to dzięki staraniom badaczy. Problem niedoskonałości dotyczy niemalże całej Słowiańszczyzny, zwłaszcza wschodniej gdzie odnajdywanie cudownych tekstów jest tematem powszechnie znanym: dawniej "Apokryfy Słowiańskie", współcześnie "Słowiańsko-Aryjskie Wedy", "Księga Welesa" to tylko nieliczne dzieła, które badacz Eric J. Hobsbawm mógłby spokojnie umieścić na równi z "Księgą Mormona" odnalezioną cudownie przez Josepha Smitha i innymi tradycjami wynalezionymi współcześnie (wiccanie, wystąp z szeregu!). 

Co wiemy o "Kronice Słowiańsko-Sarmackiej"? Jest to prawdopodobnie dzieło autorstwa fałszerza Przybysława Dyjamentowskiego z XVIII wieku lub Franciszka Morawskiego z XIX w. Ale jak to w życiu bywa znaleźli się tacy, którzy podobnie jak wyznawcy Smitha czy Chiniewicza wierzą w jej autentyczność. 

Ponieważ jest to już zabytek literacki muszę przyznać, że wydanie go było świetnym pomysłem. Za to muszę pochwalić wydawnictwo Bellona. Niestety nie mogę jednak traktować tej pracy jako wiarygodnego dzieła na temat historii - jest to bujda na resorach co nie trudno stwierdzić czytając ją. Gdyby napisać rozsądny wstęp do tej książki ręką jakiegoś uczonego to wszystko byłoby ok. Tymczasem już na okładce i we wstępie pojawia się ... Janusz Bieszk. 

O ile dobrze pamiętam (może się mylę, bo natłok informacji robi swoje) brak zaufania do "Kroniki Prokosza" wyraził już sam Joachim Lelewel. Tutaj cytowane są jego fragmenty jakby wskazujące, że dzieło to nie może być w pełni fałszywe ... Robi się totalna dezorientacja informacyjna wskazująca na wyrywanie myśli z kontekstu. Mało tego, autor przedmowy o ile dobrze pamiętam krytykował Lelewela w swoich pracach. Tutaj jakby się nim wysługuje dla odmiany. Bieszk naturalnie broni autentyczności "Kroniki" na stronie V pisząc, że Dyjamentowski jako 17-latek nie mógłby czegoś takiego napisać? 

DLACZEGO? 

Co stoi na przeszkodzie, żeby chłopak 17-letni dysponując samymi legendami lub opracowaniami historycznymi nie sklecił takich bzdur? 

Słowiańska dusza pana Niemcewicza (s. XVI), możliwe, acz warto mieć na względzie, że nazwisko "Niemcewicz" wskazuje na niemieckie korzenie...

Już wiem, skąd wzięły się te bzdury o Ziemowicie jako "Panu Widzącym Ziemie". Podobnie jak specyficzne etymologie nazw miast. I znowu spotykamy Lecha, Czecha i Rusa jako trzech braci kiedy pierwotnie braci było dwóch w legendzie. I znowu Wanda popełnia samobójstwo bo nie chce Niemca choć w pierwotnej wersji legendy to Wódz Lemański czyni z miłości do niej ... Widać, że tekst jest oparty o późniejsze wersje legend, a nie ich pierwotne postacie bliższe czasom istnienia rzekomego "Prokosza". Zastanawiają mnie te wzmianki o kontynentach na stronie 33: "Ameryki ielenim rogom". To aby na pewno napisane przez Prokosza w wieku X? Już nie wiem co jest tu przypisem napisanym przez "Kommentatora" a co jest niby "oryginalnym tekstem"? 

Brakuje mi tylko wzmianek o Imperium Lechitów. Smutne, że nawet Turbo-Słowianie nie dostrzegają tego braku tutaj powołując się często na to dzieło.  

Klasyka gatunku warta uwagi jako historical fiction, ale na pewno nie wiary w autentyczność zawartej w niej treści.