Przeżyjmy to raz jeszcze! Do tej pory pisane było mi tylko zapoznanie
się z wersją książki w formacie pdf, ale w końcu jest - Margaret Alice
Murray "Wiedźmi kult w Europie Zachodniej" po raz pierwszy drukiem po
polsku! Idziemy do przodu na pełnym gazie.
Skoro Wydawnictwo Sacrum zadbało o to, żeby Polacy mogli zapoznać się ze
słynnymi tezami brytyjskiej pani antropolog nie pozostało mi nic innego
jak natychmiastowe nabycie omawianej w niniejszym poście lektury.
Oczywiście nie widzę sensu, żebym pisał o rzeczach, o których i tak wszyscy wiedzą. Zatem daruję sobie jej streszczanie.
Ze swojej strony zwrócę uwagę tylko na kilka istotnych faktów.
Oczywiście, że Murray wywarła duży wpływ na wicca (jaki konkretnie
dowiecie się szczegółowo w niedalekiej myślę przyszłości). Nie jest
jednak tajemnicą, że jej rola jest wyjątkowo wyolbrzymiana. Gerald
Gardner skorzystał z jej tez przy tworzeniu zrębów swojej religii,
jednakże innych źródeł wykorzystał - rzekłbym - tyle samo i w równym
stopniu. Tak więc z nieznanego dla mnie powodu we wszystkich
opracowaniach tematu, gdzie historia wicca jest omawiana, na piedestał
wystawia się głównie dzieła Murray, a całą resztę wymienia jako drobne
ciekawostki. Nie oceniłbym tego w taki sposób zapoznając się szczegółowo
z tematem na przestrzeni lat.
Książki Murray są biblią dla swoistego rodzaju Turbo-Wiccan (tacy
odpowiednicy Turbo-Słowian, którzy wierzą we wszystkie bzdury, które
swoją niesamowitością dodają niezwykłego klimatu każdej bredni, która
zastępuje realną, suchą historię. Po angielsku mówi się na takich
"fluffy bunnies", ale polska kultura znajduje więcej terminów do
prostszego zrównania ich z ziemią).
Na wstępie Adam Anczyk wprowadza do tematu. Przyznam szczerze, że
poważniejszych błędów nie dostrzegłem w jego eseju. No chociaż ze swojej
strony nie poleciłbym nikomu czytania Huttona. Ta książka po 15 latach
wiele straciła na swojej zawartości, a nawet świeżo po jej wydaniu już
na nią co poniektórzy szczekali. Nie wspomnę już o książce będącej jego krytyką autorstwa Bena Whitmore'a. Podobnie
polecany przez Anczyka Jeffrey Russell, który też mi niczym nie
zaimponował w tej dziedzinie. Przestarzałe farmazony, które obalała
m.in. Doreen Valiente jeszcze w latach 80. ubiegłego stulecia. Tak samo
zwrot mówiący o tym, że Gardner otrzymał inicjację z rąk Dorothy
Clutterbuck. No i owszem, bo niektóre źródła podają, że tak w istocie
deklarował, ale jak zwraca nam uwagę Philip Heselton - te zeznania nigdy
nie były autorstwa Geralda, a raczej były to plotki stworzone na bazie
skrótów myślowych, które stworzyli inni opierając się na przedstawionych
przez niego powierzchownie informacjach. A czy rzeczywiście
Clutterbuck-Fordham inicjowała Gardnera? Przecież wiemy, że nie.
Szpanowanie wiedzą z zakresu książek wydanych wiele lat temu daleko Pana
nie zaprowadzi ...
"Wiedźmi kult w Europie Zachodniej" czyta się jak sielankę. Muszę
publicznie schwalić Wydawnictwo Sacrum, zwłaszcza tłumaczkę Agnieszkę
Kisiel za kawał dobrej roboty. Ogromnym plusem dla książki jest dobry
przekład i zamieszczone przypisy. Tutaj podstawową zaletą są te urocze
stenogramy z procesów czarownic. Wiemy, że bzdurne tezy Murray odłożono
do lamusa dawno temu, jednakże dzięki niej mamy ciekawą lekturę pełną
historii legendarnych sabatów, ofiar z dzieci, ludzi, zwierząt, opisy
diabłów i harców podczas spotkań. Obowiązkowa czytanka dla wszystkich
miłośników tematu wicca, czarownictwa i Epoki Stosów. Czuć ludowy
klimat!
Polecam!