"Czary są nasz największy furlon"Lucyfer w "Postępku prawa czartowskiego"
Na samym końcu czytania skapnąłem się, że książkę puściło w obieg
wydawnictwo Petrus. Lepiej późno niż wcale. Ale co tam, w Taniej Książce
można zawsze kupić coś na bezsenne noce nie będąc przy tym zbytnio
stratnym. Przynajmniej się rozerwałem wracając do tematu wiedźm, stosów,
diabłów, czarnoksięstwa i innych rozkoszy. Żyć nie umierać!
"Magia, alchemia i ... królewskie horoskopy" jak wspomniałem opisuje
ciekawą tematykę ludowo-ludyczną (jakkolwiek by to nie brzmiało). Autor
pisze w podobnym stylu do Jana Kracika; generalnie temat stara się
opisać jak najlepiej, czasem popełnia drobne merytoryczne błędy. Brakuje
w tym na szczęście fanatyzmu, choć Rożek nie unika własnych komentarzy,
które jasno wskazują, że do pełnego potępienia duszy jeszcze było mu
daleko kiedy kompilował materiał.
Zabawne. Jak pisał LaVey "nikt nigdy nie studiował metafizyki, jogi,
okultyzmu bez wynagrodzenia swego ego i zdobycia osobistej siły".
Dlaczego więc wydawnictwo Petrus puszcza w świat takie specyfiki? Może
dlatego, że to część chrześcijańskiego folkloru? A może kryptoreklama
dla tematu? Chyba tak.
Czarownice kradły rzeczy święte do swoich rytuałów (s.21)? Teraz to
raczej kupują kradzione na Allegro. Tak czy siak nie wiadomo skąd się
tam znalazły ... Swastyka chroniła przed Szatanem (s.117)? O Matko
Ziemio, co ja ostatnio nosiłem na szyi ... Wiem już, że Jagiełło kazał
zapalić Panu Bogu świecę, a Diabłu dwie zamiast sławnego ogarka. Kto to
przekręcił? W każdym razie jest tekst źródłowy potwierdzający pierwotną
wersję. Czarci brzydzili się wolnym związkami? No to już przeczy idei
współczesności, która jest w Mocy Szatana w pełni zaciśnięta. Pewną
ciekawostką i nowością dla mnie było pochodzenie legendy czarnoksiężnika
Twardowskiego z legendy papieża Sylwestra II. Mimo tego autor
wykorzystał stare rozważania na ten temat. No i znowu Zygmunt III Waza
jako miłośnik czarownictwa ... Może na tym sztuka polega - samemu
interesujemy się czarami, a eliminujemy konkurencję, która jest na tyle
potężna, że może nam zaszkodzić. Chyba wiem co za całkiem niedługo
zrobię starym znajomym ...
Pewne rzeczy rzuciły mi się w oczy np. autorami "Malleus Malleficarum"
byli Heinrich Kramer i Jacob Sprenger, a w tekście jest Henryk Insistor
(jest to łacińska wersja znana z bulli 'Summis desiderantes" Innocentego
VIII). Widać, że na katoptromancji czy horoskopach autor się nie zna bo
opisuje oba temat zabobonnie. Podobnie jak rozbawiło mnie nazwanie
nakłuwanych kukiełek "średniowiecznym voodoo". Potem masy palantów
wierzą, że tego typu praktyki wywodzą się z Haiti. Ludzie! Takie rzeczy
były dobrze znane w Europie przed odkryciem Ameryki przez Kolumba. Rożek
zastanawia się czy na Akademii Krakowskiej uczono magii, podejrzewając,
że chyba nie (s.215). Z tego co ja wiem, była ona normalnie wykładana
na studiach do XIX w. Alchemia sięga korzeniami Egiptu jak zauważa
autor, ale nic nie wspomina o Chinach, które odgrywają tu znacząca rolę.
Ponieważ książka składa się z esejów, które autor napisał w różnym
odstępie czasu bardzo często powtarzają się te same informacje. Jest to
męczące.
Generalnie książkę polecam! Dużo piekielnie uroczych ciekawostek z zakresu folkloru czarowniczego.