poniedziałek, 2 czerwca 2014

Max Adler "Księga wiedzy magicznej. Magia Praktyczna. Antologia"


Ze wszystkich dotychczas skleconych przeze mnie postów na "Agōgē Ræderze XL" teraz napiszę najsentymentalniej. Dlatego, może zmieńmy tradycyjną formułę i tym razem wyobraźmy sobie scenariusz filmu:


PROLOG

Nieznana osoba wchodzi do mieszkania, w którym znajduje stary, rozwalający się dziennik. Kartki w nim poukładane są chaotycznie, bez jakiejkolwiek chronologii i numerów stron. Niespodziewanie wszystko wysypuje się z okładki i spada na podłogę. Nasz bohater zaczyna losowo czytać odnalezione zapiski i zapoznawać się z ich treścią:

Było południe, 31 października 2000 r., kiedy to wysoki, chudy siedemnastolatek, o krótkich, jasnych włosach, ubrany od stóp po szyję na czarno, spakował swój militarny plecak. Włożył tam m.in. wykonane z papieru laleczki wangi. Tak, jak miał napisane w instrukcji:
Innym sposobem robienia wangi jest wykonanie jej z papieru. Należy wyciąć z arkusza papieru rysunek kobiety lub mężczyzny, zależnie od tego, na kogo pragnie się rzucić zły urok. Jeśli dysponuje się fotografią danej osoby należy w rejonie głowy przykleić tę fotografię. Całą figurkę najlepiej wycinać podczas zmiany kwadry Księżyca. Należy sporządzić siedem takich wycinanek i na każdej musi być wypisane imię osoby, której źle się życzy. Figurki z papieru należy ułożyć jedną na drugiej, a potem należy wbijać szpilkę w różne miejsca poczynając od głowy. Następnie papierowe figurki wkłada się do pudełka zrobionego z kartonu i podpala, niszcząc je w ten sposób. Czyni się to dokładnie o zachodzie słońca. Tego rodzaju ceremoniał jest ponoć nadzwyczaj skuteczny, zazwyczaj powoduje śmierć wroga w bardzo krótkim czasie. (s. 84)
Chłopak nawet nie miał jak i gdzie sprawdzić, kiedy zmienia się kwadra, ale wziął to na intuicję i obserwację. Wykonał wszystko jak trzeba i zdobył rekwizyty. Zamiast zdjęcia ofiary wyciął tekst, napisany ręcznie długopisem przez znienawidzoną osobę i dołączył go do głowy wangi.
Siedemnastolatek spakował do plecaka także igły. W rogu pokoju leżało pudełko kartonowe, które również wziął ze sobą. Zapałki schował do kieszeni, podobnie jaki klucze do mieszkania. Za chwilę widział, jak rodzice wchodzą z zakupami. Chłopak oznajmił im: "na chwilę wychodzę. Za niedługo wrócę!" Założył czarną kurtkę i poszedł w kierunku miejsca przeznaczenia. W jego myślach powtarzało się w kółko jedno zdanie: "to się musi udać!" Przed oczami ciągle miał fragment rzeczonej książki:
Rzucanie uroku wiąże się z wpływem, jaki wywiera mag na ciało astralne człowieka, którego chce pozbawić życia lub zdrowia. Osoba, na którą rzucono śmiertelny urok, umiera bądź ginie wskutek nieszczęśliwego wypadku. (s. 79)
Po kilkunastu minutach dotarł do starego, rozsypującego się domu znajdującego się za torami kolejowymi wśród działek ogrodowych. Miejsce to od lat znane było jako punkt schadzek metalowców, punkowców, satanistów i niepokornej młodzieży. Chłopak wszedł po schodach na dach. Minął tylko zarośnięta chwastami, pełną śmieci stertę cegieł i gruzu, jakie pozostały po czterech pokojach, z których ów budynek się składał. Na jednej ze ścian, oprócz odpadającego tynku ujrzał narysowany sprayem odwrócony pentagram, a przy nim trzy szóstki. "Nasi tu byli" - pomyślał sobie wchodząc na dach. Z każdym krokiem czuł, że dach za niedługo się zawali. Niespokojnie doszedł do rogu, tak by gałęzie rosnącego obok domu drzewa ukryły jego postać przed okiem ludzi mieszkających na pobliskim osiedlu, które teraz znajdowało się za jego plecami. Słabo był widoczny, jednak wiedział, że to zagwarantuje mu pełną niewidzialność. Za nim stare peerelowskie osiedle. Przed nim puste pola i łąki niezagospodarowane przez nikogo. W oddali widać był nowo powstające bloki i instytucje. Z jego prawej strony zza drzew słychać było szum ruchliwej ulicy. Chłopak ustawił się twrazą w kierunku zachodu. "Czas zaczynać!"- Pomyślał sobie, widząc, że słońce powoli chowa się za horyzont.
Uklęknął na swoim plecaku. Na wierzch wyciągnął spod swojej koszulki wiszący na rzemyku złoty pentagram, który jak widział, chronił go całkowicie przed negatywnymi mocami. Wprawdzie kupił mu go brat nad morzem, a nie zrobił go on zgodnie z wieloma procedurami z książki Adlera, ale wierzył, że to wystarczy. Albo raczej, że to musi wystarczyć. W głębi duszy nie był tego pewien. Wiele procedur z książki zwyczajnie pominął. Zachował tylko całodniowy post - nic nie jadł i nie pił od wschodu słońca, aż do tej chwili.
Podniósł leżący w zasięgu ręki kamień. Po zarośniętym mchem, lekko zabrudzonym i chwiejącym się podłożu nakreślił wokół siebie krąg. W nim pentagram. Niezdarnie, a z pewnością nie było to dzieło sztuki. Nie wykorzystał poświęconej kredy, ani węgla jak radził Adler, ale uznał, że to musi wystarczyć.
Z plecaka wyjął wszystkie rekwizyty. A więc zaczęło się! ...
Wykonał stosowny gest krzyża, którego przez wiele ostatnich lat nawet nie uznawał za jakikolwiek efektowny i znaczący. Lecz teraz, kiedy uwierzył w działanie magii, wiedział, że bez tego się nie obejdzie. Następnie niczym ksiądz ochrzcił wangę, choć samo imię napisane było na każdej z kopii, którą uprzednio sporządził. Następnie wypowiedział inwokację z książki Adlera:
"Chemen - etan, El, Ati,Titeju, Azja, Chin, Tew, Minosel, Achadon, Waj, Woo, Eje, Aaa, Ekse, A, El, Hi Hau, Wa, Chavaiot, Aje, Saraje" (s.78)
Na wszelki wypadek powiedział też drugą wersję:
Per, Elochin, Rabur, Bathos
Super abrac, ruens superveniens
Abeor super aberer Chavaoit
Chavaiot, impero tibi por clavem
Salomonis et nomen magnum
Semhamphoras. (s. 78)
Chwilę siedział nieruchomo zastanawiając się, czy coś się wydarzy? Nic. Cisza. A nagle, jakby ptak się zerwał z jednego pobliskiego drzewa, zaś samo drzewo, jakby ktoś kopnął. Nikogo nie było w pobliżu. "Demon przybył!" - Pomyślał sobie chłopak, po czym wziął przygotowane do tego celu igły i zaczął je wbijać zgodnie z instrukcją w związane papierowe figury.
Nie szło mu to łatwo, ani igły nie były ostre, ani papier nie chciał ich łatwo przyjąć. Myślał intensywnie o śmierci osoby, którą mocno wizualizował. Psychopatyczne myśli o cierpieniu ofiary przechodziły mu przez wyobraźnię. Nie miał w sobie żadnej litości. Wbijając igły kazał wezwanemu demonowi zabrać duszę wskazanej osoby. Wiedział, że duch go słyszy.
W końcu wrzucił wangę do kartonowego pudła i podpalił. Patrzył przez cały czas na zachód słońca. W pewnej chwili, ni z tego, ni z owego przez myśl przeszło mu: "A może jednak nie ma sensu go zabijać? A może wystarczy go poważnie uszkodzić lub zranić, wtedy już i tak nie będzie dla mnie szkodliwy?!" Nie wiadomo co młodego czarownika skłoniło do takiej myśli, ale wiadomo, że każda taka w magicznym kręgu może wpłynąć na zmianę całego przedsięwzięcia. Gdy słońce zniknęło za horyzontem, a półmrok zaczął obejmować swym zasięgiem stary dom, młody mag zjadł zabraną ze sobą kanapkę, która jak zbawienie była dla niego po całodziennym poście. Karton dopalił się do końca wraz z całą zawartością. Chłopak wstał, zatarł za sobą krąg i biorąc plecak poszedł do swojego mieszkania. Zapamiętał, jak przyjazne miejsce zaczęła ogarniać cisza i ciemność...

I tutaj urywa się naszemu bohaterowi tekst. Zaczyna on więc czytać inny:

... Pamiętna lekcja religii w siódmej klasie. Ksiądz włączył młodym ludziom film o satanistach. Występowały w nim m.in. osoby, które odeszły od tejże bluźnierczej religii. W pamięci najbardziej utkwił mi jeden fragment, który w filmie zaznaczony został jako cytat z gazety. Oczywiście teraz nie wiem, czy był to autentyczny przekład, bo cały ten film był tylko i wyłącznie elementem katolickiej propagandy, który najwyraźniej miał pokazać "satanizm" jako jedno, wielkie, patologiczne zło. Wspominał on o tym, że "udowodniono, że czar rzucony przez sektę przyniósł efekt". Tak samo jak w pamięci utkwił mi cytat, że wśród satanistów są: prawnicy, lekarze, nauczyciele ... Wniosek jeden - trzeba się dobrze uczyć, żeby zostać satanistą! ...

Kolejny losowo wybrany fragment:

...Kiedy zacząłem rozmawiać z Moniką o tym, że interesuje mnie temat magii ona opowiedziała mi, że ma w klasie koleżankę, która odbiła jednej panience chłopaka za pomocą czarów ... Zapytałem ją więc, czy mogłaby mi pożyczyć od niej coś na ten temat? Po dłuższym czasie Monika przyniosła mi książkę, z oderwaną okładką, obklejoną czarną taśmą samoprzylepną. Na pierwszej stronie w środku ujrzałem napis: "Księga wiedzy magicznej. Magia Praktyczna. Antologia. Na podstawie najstarszych zapisków i tajemnych ksiąg do druku podał Max Adler. Res Polona". Książka z 1992 roku. Zaintrygowany, w pierwszej wolnej chwili po powrocie zacząłem studiować tę pozycję...

Jeszcze inny fragment, dosyć niejednoznaczny:

- Cześć! Wiesz ... Przyszłam po książkę... - Nie byłem zadowolony widząc Elę, ale co miałem zrobić? Od razu poszedłem po pożyczoną lekturę. Od tej pory nie widziałem jej już na oczy.

Jeszcze inny fragment dziennika wydawałoby się, że w ogóle nie miał sensu:

... Ku mojemu zdziwieniu miałem okazję się przekonać, że takich książek jak "Księga wiedzy magicznej" ukazało się kilka wydań, a ta którą właśnie trzymam zawiera jakieś komiczne wątki z telefonem do wróżki (już notabene nie aktualnym). Lepsza była ta wersja, którą widziałem u Eli. Były tam m.in. szkice demonów, które można było zobaczyć po odpowiednim nasmarowaniu oczu jakąś maścią ...

Itd. Itd.

Możemy to uznać za koniec prologu mojej oficjalnej biografii.

KATHARSIS

Dobra, czas zejść na ziemię... A może właściwie czas uronić jedną łzę dla cieniów minionych?

Tak, Drogi Czytelniku! Właśnie po raz pierwszy najdokładniej opisałem swoje pierwsze doświadczenia z magią, które to miały miejsce, kiedy byłem w trzeciej klasie liceum, choć jak widać temat zaintrygował mnie już w podstawówce.

Na efekty magii nie trzeba było długo czekać; osoba, na którą rzuciłem urok wylądowała w szpitalu. Wprawdzie nie umarła, tak jak bardzo chciałem, ale potem w przyszłości odegrała pozytywną rolę w moich dziejach. Być może to celowo tak się stało, jak się stało? Głos własnej podświadomości mnie ocalił? Los był dla mnie łaskaw? Kto wie?

W każdym razie nie zniechęciło mnie to do dalszego studiowania tematu - wręcz przeciwnie - zacząłem go zgłębiać bardziej.

Późniejsze lata przyniosły mi jeszcze ciekawsze doświadczenia - pełne sukcesy w magii, znaki, objawienia bogów, dziwne zjawiska podczas moich samotnych rytuałów. Nie zabrakło także niemiłych doświadczeń, jak nawiedzenia podczas snów, ataki demonów, uroki, które trafiły we mnie samego zamiast w moje ofiary. Raz przywołałem nieświadomie Licho, które mnie odwiedziło właśnie w trakcie takiego typowego, nocnego ataku, a które następnie oślepiłem metodą "na Odysa". Dziwny kudłaty demon straszył mnie często, ale ostatnio pewna osoba wnikliwie pod względem psychoanalizy rozszyfrowała mi tę postać. Od tej pory się go nie boję. Z resztą nawet przestał mnie odwiedzać. Ciekawe co u niego słychać? Z resztą nieważne ... A moje przygody z "wicca" i słowiańskimi bogami? Wiele by tu pisać.

Tak po przeszło czternastu latach z pewnym sentymentem patrzę na to wszystko co miało wtedy miejsce. Stąd też nie zawahałem się poszukać książki Adlera na Allegro i niezwłocznie kupić.

Koniecznie chciałem sobie przypomnieć to wszystko od czego zaczęła się moja droga w kierunku poznania i wpływania na rzeczywistość. I nie był to głupi pomysł. Nawet dziś, zanim oficjalnie poznałem słowo "wicca" w książce pt."Wiedźmy i czarownicy", choć za pewne obiło mi się już o oczy dużo wcześniej (m.in w tym filmie o satanistach, tyle, że wtedy nie wiedziałem, co znaczy "Wiccans"), często zastanawiam się, jakim mianem określić tę magię, od której zaczęła się moja przygoda? I tak do końca nawet nie wiem, co to za magię praktykowałem na samym początku? Może to coś z pogranicza magii ceremonialnej, kabały i czegoś jeszcze? Na to wychodzi...

Był to schyłek lat 90. Nie było wtedy takich książek dużo w sklepach. Właściwie to wcale. Dopiero z upływem lat dział "ezoteryka" zaczął się pojawiać w księgarniach, ale na samym początku i tak były to tylko pierdoły w stylu astrologii  czy medycyny naturalnej. A człowiek chciał czegoś więcej od życia...

Większa część tej książki była wtedy zupełnie dla mnie niezrozumiała. Nikt nie uczył człowieka religioznawstwa w szkole, a tutaj nagle młody mag został wyrzucony na głęboką wodę z pojęciami rodem z hinduizmu, teozofii, ezoteryki etc. Sama treść książki nawet po latach wydaje się dziwna, a stanowi na dobrą sprawę wykrój pewnych fragmentów z dawnych magicznych ksiąg. Niestety bez ładu i składu. Stąd wtedy przestudiowałem tę lekturę bardzo powierzchownie, a swój pierwszy rytuał odprawiłem pomijając wiele istotnych szczegółów, którym jako biedny nastolatek nie mogłem sprostać. Np. próba zrobienia talizmanu z łyżki do ciast zakończyła się fiaskiem. Nawet nie miałem do tego odpowiednich rekwizytów.

Przyznam szczerze, książka ta po latach wydaje się być totalnym gniotem:
1) Zawiera mnóstwo błędów merytorycznych.
2) Zawiera wiele nieścisłości i braków szczegółów w opisie praktyk. Nawet teraz po latach studiowania tematu czytając Adlera, nie jestem w stanie ogarnąć tematu. Adeptom "wyższej magii" zdecydowanie polecam zacząć od książki Israela Regardie - on to przynajmniej wyjaśnił wszystko punkt po punkcie na jasno opisanych przykładach. Dawniej nawet nie miałem gdzie sprawdzić co to za roślina "Melia Azadirachta". Teraz wystarczy mi do tego Wikipedia.
3) Tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia. 
4) Terminologia używana w książce też wpłynęła negatywnie na moją wiedzę. Np. pojęcie "egregor", błędnie definiowane jest tutaj wykorzystywane.

Analizując szczegółowo przyznam, że padłem po przeczytaniu pierwszego rozdziału, który wiele lat temu tak bardzo mnie fascynował. Zastanawiam się, czy autor jest Polakiem, bo satanizm w Polsce opisał dosyć specyficznie. Pojęcia typu "biała" i "czarna" magia, satanizm, albo:
Czarna magia jest antagonistyczna w stosunku do religii. (s. 8)
Dobry cytat:
Joseph Ratzinger, watykański prefekt Świętej Kongregacji d.s. Doktryny Wiary, stwierdził: "Diabeł to obecność tajemnicza, lecz realna, cielesna, a nie symboliczna". (s. 8)
Wtedy musiałem po raz pierwszy zobaczyć to nazwisko. A osobę minąłem na ul. Grodzkiej, widząc jak niedwuznacznie spogląda na moją koszulkę z napisem "Blood & Honour", schodząc mi z drogi. 
W 1968 roku La Vey napisał Czarną Biblię - podstawowy kanon wiary dla czcicieli Szatana. Eksponuje ona trzy sposoby oddziaływania:
1. Słowo - nośnik informacji o Panu.
2. Pobłażliwość - zabieg socjotechniczny, który polega na zacieraniu granicy między dobrem a złem, prawdą a kłamstwem.
3. Muzykę - nośnik emocji. 
Szatańska biblia La Veya zawiera kanon czarnej mszy, świadectwo nowej Ery Szatana, przepisy, jak sprzedać swoją duszę, opis satanistycznego seksu, listę diabelskich imion i wezwań oraz dziesięć satanistycznych praw i objawień. (s. 9)
Matko Ziemio Wilgotna! Chyba inną "Biblię" czytałem ... Nic dziwnego, że po przeczytaniu jej byłem taki zawiedziony ... Po tak dobrze zapowiadającej się reklamie Adlera ...
W Polsce współcześnie satanizm pojawił się w 1981 roku.
Za moment inicjalny uznaje się fakt powstania zespołu muzyki heavy metalowej "Kat", grającego ciężką, psychodeliczną odmianę metalu - black metal. Struktury koncertów tego zespołu zmierzały do odwzorowania obrzędów czarnej mszy. (s. 9) 
No to już jest jakiś absurd! Dwa razy byłem na koncercie Kata i żadnych mszy tam nie było. Oprócz ceremonii oddania Kostrzewskiemu stringów, którymi bawił się przez cały koncert, z niczym bardziej bluźnierczym się nie spotkałem. A ten "black metal" ... Norweską scenę wpędza w kompleksy. A swoją drogą Kat powstał wcześniej, w 1981 r. chyba nagrali swoją pierwszą demówkę. 

  Czy ktoś z Was jeszcze pamięta te stare okładki kaset? 


Dalej czytamy o satanistach, szatanistach, lucyferianach, członkach Kościoła Kirke ... Pamiętam, jakby to było wczoraj ... Cały rozdział jest przedebilny.

Musiałbym pół książki przepisać, żeby ją szczegółowo omówić, ale obawiam się, że nie dam rady za bardzo (nie chce mi się) ... Ale zwrócę jeszcze uwagę na kilka perełek.

Wprowadzenie do okultyzmu napisane jest beznadziejnie. Wywoływanie duchów, magia miłosna, talizmany, magia seksualna, misa negra, zabobony i przepisy w stylu: zmieszaj po równo tłuszczu białej kury z tłuszczem czarnej kury to na prawdę jakaś paranoja. A przynajmniej opisana w tym dziele. No, tylko fragmenty książki o kabale biją to wszystko na łeb. Aż strach pomyśleć, że człowiek na początku miał wizję, że magia działa tylko w taki sposób ...

Czytając po latach znalazłem także wiele innych "wspaniałości", a najlepszy fragment pozwolę sobie zacytować, zaczyna on rozdział:
Prolegomena do magii praktycznej 
Magia seksualna
Rytuały i instrukcje uprawiania magii (czarów) zawarte są w Księdze Cieni Aleistera Crowleya (1875-1947), wielkiego maga i okultysty, autora wielu prac, m.in. Magia w teorii i praktyce, Księga prawa, Wizja i głos, pozostają wciąż podstawowymi wskazaniami dla pragnących uprawiać magię. Współczesne czary posiadają trzy stopnie wtajemniczenia:
I - Kapłan lub (dla kobiety) Czarownica Wielkiej Bogini.
II - Mag lub (dla kobiety) Królowa Czarownic.
III - (stopień najwyższy) Wielki Kapłan lub (dla kobiety) Wielka Kapłanka.
W rytuałach stopnia pierwszego osoba poddawana inicjacji wprowadzana jest naga, z zawiązanymi oczyma i skrępowanymi z tyłu rękoma do "Kręgu Mocy". Następuje szereg magicznych zaklęć i kandydat na "wtajemniczonego" otrzymuje pięć pocałunków: w stopy, kolana, genitalia, piersi, usta oraz czterdzieści uderzeń biczem. Następnie składa przysięgę dochowania tajemnicy. Po czym następuje ceremonia ciasta i wina (nawiązuje ona do chrześcijańskiej komunii świętej, używane do niej ciasta zawierają: sól, mąkę, miód, oliwę, a czasem również krew). Na koniec rytuału odbywa się "Wielki Ryt", podczas którego kapłan z kapłanką oddają się seksualnej orgii. Pozostali przystępują do wspólnego ucztowania i tańca, wielu uczestników popada w trans. (s. 105 - 106)
Brzmi znajomo! Skądś to znam! Tylko skąd? Ach, te niezapomniane ciastka z krwią, jedzone ze śmiechem w transie wywołanym widokiem kapłana w orgii z kapłanką zmuszających się do niewyuzdanej namiętności przy recytacji Crowleya ... Takich bzdur o wicca już dawno nie czytałem.

A cała książka jest mniej więcej taka ...

Mimo wszystko dochodzę do wniosku, że pewne elementy poglądów głoszonych w tej książce tkwią w moim umyśle do dziś, np. rozdział dotyczący ciała sfery i projekcji astralnych. Pewnych zabobonów np. dotyczących pieniędzy dalej się kurczowo trzymam (tak, stąd mój egoizm).

14 LAT PÓŹNIEJ ...

(teraz zdecydowanie lepsza będzie taka muzyka)


Powyższe zdjęcie przedstawia miejsce, gdzie wiele lat temu odbył się pamiętny rytuał. Dziś to już tylko zwał gruzu. Co ciekawsze, od kilku niezwiązanych ze sobą osób dowiedziałem się, że stary dom uchodził za nawiedzony. Cóż, może... Ja zaś mam prywatną mini tradycję i zawsze w noc z 31 października na 1 listopada go omijam. Raz sobie darowałem kiedy szedłem odprawiać halloweenowe obrzędy, a potem podczas ceremonii działy się dziwne rzeczy... Więcej nie będę próbował i dochowam wierności tradycji. A tak to mijam ruiny starego domu od wielu lat, codziennie spacerując obok ścieżką ze swoim psem.

...

Siedzę sobie przy biurku. Piszę na laptopie tego posta. Popijam herbatę. Mam na sobie czarną koszulkę ze smokami, kremowe bojówki. Na mojej szyi wisi talizman; srebrny, niewidoczny dla nikogo - już nie pentagram, ale coś o wiele potężniejszego i jak dla nie znacznie skuteczniejszego. We włosach znaczne przerzedzenie. Nie jestem już maksymalnie mroczny jak dawniej. Nie mam w sobie żadnej żądzy mordu (no dobrze, są osoby, które posłałbym do piachu, ale wolę nie próbować swojego szczęścia w tej dziedzinie magii). Kiedy po wielu latach tak sobie o tym wszystkim myślę... Sądzę, że pewien sentyment do tego pozostał. Dziś zrobienie czegoś takiego na bazie takiego źródła uznałbym za debilne, ale wiadomo, w tamtych czasach człowiek inaczej zupełnie na wszystko patrzył i oceniał. Nie miał takich łatwości w znalezieniu dobrych źródeł co dziś. Sama wola i siła człowieka też były inne. Nawet zdobycie pewnych rzeczy leżało poza możliwościami.
Cóż tu na koniec dodać poza tekstem: "dzieci, nie czytajcie tej książki, chyba, że dla czystej ciekawości"? Tyle doświadczeń, tyle książek, burze myśli ... Aż słów brakuje! Więc może jednak nie powiem wiele, bo "Agōgē Ræder XL" ze słowami kluczowymi ma szufladkę o nazwie "Biblioteka Aleksandryjska". Lepiej przeczytać inne rzeczy.

Czas na napisy końcowe mojej biografii. :)