Zdecydowałem się przeczytać drugą książkę Freda Lamonda pt. "Religion
without beliefs. Essays in Pantheist Theology, Comparative Religion and
Ethics." W sumie to nasuwają mi się dwie refleksje.
Pierwsza negatywna to taka, że książka ta treścią nie wiele różni się od tej, którą przeczytałem poprzednio, mianowicie "Fifty years of Wicca". Zaznaczam jednak, że rozprawiłem się z nimi w odwrotnej kolejności,
gdyż najpierw ukazała się "Religia bez wierzeń" a następnie "50 lat
Wicca". Są omawiane dokładnie te same tematy: ruchy neopogańskie
(najwięcej rzecz jasna o wicca, ale są też wzmianki o druidyzmie,
Drużynie Izydy, Przymierzu Unitarnych Uniwersalistów Pogan (CUUP),
Rogatym Bogu, Potrójnej Bogini etc.). Te same historie o uzdrawianiu,
rytuale wśród Inków, inicjacji w wicca przyrównywanej do sztuki
piekarskiej.
Druga, pozytywna refleksja jest taka, że autor pisze o wielu religiach i
czyni pewne porównania. Mamy to ścieżkę przez hinduizm, judaizm,
chrześcijaństwo, a potem szerzej katolicyzm, protestantyzm etc. Jest
trochę o humanizmie, unitarianizmie itd. Przede wszystkim dużo jest
własnych przemyśleń autora popartych wiedzą.
W oko wpadł mi wątek ekonomii, polityki etc.:
Zmieszana polityka ekonomiczna która zawiera zarówno socjalistyczne i kapitalistyczne elementy działa perfekcyjnie, dobrze w skandynawskich krajach przez 60 lat i w kontynentalnej Zachodniej Europie od końca II wojny światowej. (s.14, tł. Khaliperius)
Może to i prawda (choć czuję, że nie do końca), ale dalsze wywody na
temat wpływu cenzury w krajach Bloku Wschodniego potraktowałbym z pewnym
dystansem.
Słyszałem o paniach określanych w Indiach mianem Sati ("mądrych
kobiet"), które jeszcze kilka lat temu rzucały się na stosy pogrzebowe
swoich mężów. Oczywiście były to jednostkowe przypadki. Nie wiedziałem,
że w wiosce na terenie Rajput kontynuuje się ten zaszczytny obyczaj
dalej.
Wzruszające są porównania marksizmu do zsekularyzowanego chrześcijaństwa
Donalda Soppera, reformatora Angielskiego Kościoła Metodystycznego:
Zarówno chrześcijaństwo jak i komunizm głosili braterstwo ludzkości, szerzenie edukacji i podjęcie praktycznych kroków w uśmierzaniu najgorszych rzeczy ubóstwa i cierpienia. Ale oboje używali także tych szlachetnych idei jako usprawiedliwienia dla prześladowań tych, którzy głosili inne ścieżki. (s.20, tł. Khaliperius)
Elementy komunizmu widziano bodajże w szkockim prezbiterianizmie (ale
tutaj się nie upieram). Dziwne, że temat wspólnego mienia był tak szybko
dostrzegalny.
Zaciekawiła mnie np. kwestia "bogów przewodnich". Tutaj Lamond odwołuje
się do pierwszych poglądów głoszonych przez Freyę Aswynn, o tym, że
czcić się powinno bogów swoich przodków. Skądinąd wiem, że niestety
teoria ta nie zdaje egzaminu na dłuższą metę. Lamond dodatkowo znalazł
na to argumenty. Jednakże, nigdy nie zrozumiem dlaczego do większości
współczesnych pogan przemawiają zwłaszcza Ci najpopularniejsi bogowie
(tj. m.in. grecko-rzymscy, skandynawscy, celtyccy, egipscy), a nie np.
nie znani nikomu, o których mało kto słyszał z mniej znanych rejonów np.
Erlik, Raiden czy Dizang Wang?
No cóż, jak zwykle nie zgadzam się z ideą wszech-tolerancji, nagminnej
wady nabywanej przez ludzkość współczesnego świata. Ale mniejsza o to.
Książka bardzo ciekawa, warto ją przeczytać.