czwartek, 16 grudnia 2021

Bohdan Baranowski "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach"

 

Bohdan Baranowski "O hultajach, wiedźmach  i wszetecznicach. Szkice z obyczajów XVII i XVIII wieku" to, jak wskazuje tytuł omówienie procesów karnych z najpopularniejszych występków w minionych stuleciach. Dzięki wydawnictwu Replika, praca może świętować odrodzenie, pierwotnie wydano ją w 1978 r. Autor omawia jak karano "ludzi luźnych", prostytutki, czarownice, złodziei, adulterium, bigamię etc. I nawet krótko pisząc przypomina to czasy bieżące, bo kto ma kasę tak łatwo nie zostanie ukarany za cokolwiek. Ale dawniej pewne rzeczy wyglądały zgoła inaczej. 

Teraz już wiem, że scena wyświecenia Jagny z "Chłopów" jest echem dawnych procesów. W praktyce jednak nie często tak było - pozbywanie się ludzi było zwyczajnie nieopłacalne. Ciekawe, że nawet na dzieci tak patrzono. Wydawało mi się, że dawniej potomstwo zapewniało utrzymanie na stare lata, a nawet pomoc przy pracy. Tymczasem uchodziło za ciężar. 

Jak zwykle w oko wpadło mi kilka ciekawostek. Uroczy jest ten cytat z "Monitora" z 1767 r.: 

"... Nie za światłem rozumu, ale za radą ślepej zapalczywości idąc, każą bić, więzić, męczyć i kaleczyć chłopka, a czasem i niewinnego. Takowa dzikość i srogie grubiaństwo nie przystoi na ten wiek oświecony i na honor szlachetnie urodzonego pana. Poganie nawet wzdrygali się tej nieludzkości i łagodniej z niewolnikami swoimi, niż niektórzy chrześcijanie z poddanymi, obchodzili się [...]" (s. 107). 

Oj, chyba ktoś mało wiedział o poganach. Zwłaszcza na naszych ziemiach. Oni już doskonale wiedzieli jak się z ludźmi obchodzić.  

Pierwszą próbą mającą wykazać winę domniemanej czarownicy było tak zwane pławienie. Zwyczaj ten wywodził się jeszcze ze średniowiecznych sądów bożych i rozpowszechniony był w całej prawie Europie [....]" (s.149). 

O ile mi wiadomo ta praktyka też się z czasów pogańskich wywodzi, zdaje się z Bliskiego Wschodu.  

"A wreszcie mrożące krew w żyłach widowiska, jakimi było palenie na stosie czarownic lub "wypędzanie diabłów" z opętanych, odwracały uwagę tłumów od innych spraw i zagadnień ich dotyczących [...]" (s. 210). 

Dlatego myślę, że warto by wskrzesić ideę stosów. Dużo jest pożytecznych idiotów, którzy leczą swoje kompleksy pajacując na rozmaitych manifestacjach. Prościej gdyby ich publicznie ogniem potraktować. Za chwilę znaleźliby się nowi na ich miejsce. Nie potrzebne byłyby rządowi odstrzały dzików, mama Madzi z Sosnowca, prawa kobiet i czarne protesty czy facet uważający się za lesbijkę ... Nawet byłoby korzystniej. 

Ciekawe, że wraz z oskarżonym o sodomię karano także zwierzę ... To tak jakby ofiarę gwałtu wskazać za współudział. No, ale cóż, jakiś sens musiał w tym być, skoro go stosowano. I to w obu przypadkach, zgwałcone kobiety też karano. Cóż? Skoro zasłużyły ... 

Wyrażenie "sensu stricte" na stronie 271. To albo "stricte" albo "sensu stricto". Poważny błąd! Podoba mi się, że dawniej homoseksualizm normalnie określano mianem zboczenia.  Rzeczowo i na temat. 

"W XVII i XVIII w. sądy stały na stanowisku, że mężowi wolno w sposób umiarkowany bić żonę [....]" (s. 284). 

No i proszę! Nie było problemów takich jak dzisiaj. Nie wiem, co miało znaczyć "sposób umiarkowany", ale na pewno jakaś reguła na to była. 

Spodobało mi się zakończenie, w którym autor zwraca uwagę, że w czasach bieżących mu zabobon nie zanikł tylko zmienił formę. A dziś jest inaczej? Pisałem o tym przy okazji innej książki Baranowskiego. Pewnych zjawisk łatwo nie wyplenimy gdyż są one głęboko zakorzenione w psychice ludzkiej. Zastanawiają mnie te statystyki odnośnie procesów czarownic. Co książka to inaczej, nie wiem już komu wierzyć? Ale biorąc pod uwagę, że książka ukazała się pod koniec lat 70. może zawierać trochę zdezaktualizowanych informacji i mitycznych wyobrażeń o przeszłości.

Polecam w 75%.