"Walking
the Old Ways. Studies in Contemporary European Paganism" pod redakcją Adama Anczyka oraz Haliny
Grzymały-Moszczyńskiej to zbiór artykułów poświęconych badaniom nad
współczesnym pogaństwem.
Na
początku
Scott Simpson wyjaśnia problemy terminologiczne, z którymi cudzoziemcy
mają kłopot. Wprowadza także do tematu rodzimowierstwa słowiańskiego.
Rasa
Pranskevičiūtė opisuje losy anastazjan, wissariończyków i członków
Romuwy.
Marek Job, co było dla mnie pewną nowością, prezentuje nam neopoganizm
Greków
(oczywiście tak w Grecji, jak i poza nią).
Adam Kolozsi przedstawia
fenomen odrodzenia starej religii na Węgrzech. Zwraca uwagę na rozumiane
tam pojęcie "szamanizm", a
także na pewne, synkretyczne elementy chrześcijańsko-pogańskie.
Adam Anczyk
napisał kilka ciekawostek o druidach.
Matouš Vencálek opisuje pierwsze lata
kształtowania się obecnego neopogaństwa u Czechów, akcentuje przy tym rolę internetu.
Yentl Shattevoet dokładnie bada światopogląd członków grupy Omnia.
Anna Górka
dzieli się trochę swoimi badaniami nad grupami New Age'owymi.
Na samym końcu
redaktorzy tomu próbują odnaleźć religijność wśród graczy RPG i LARP.
Co by
tu dużo powiedzieć? Artykuły bardzo fajne i warte uwagi. Obracając się trochę w
środowisku neopogan muszę przyznać, że wiele rzeczy nie było dla mnie nowością.
Pewne tematy znałem z międzynarodowej konferencji poświęconej
neopogaństwu, która
odbyła się w Krakowie w 2011 r. (Anczyk, Pranskevičiūtė, Kolozsi). Opisy wskrzeszonej wiary dawnych Hellenów były dla mnie czymś
nowatorskim. Zaintrygowała mnie teza Vencálka, że u czeskich neopogan czym
innym jest magia, a czym innym pogaństwo. U nas też nie zawsze te pojęcia idą w
parze, ale generalnie Ci poganie, którzy są z covenów wiccańskich i
synkretyczno-eklektycznych są uważani za czarowników/wiedźmy i pogan w jednych
osobach (dobrze, że nie wspomina się o nich jako o okultystach, wiedźmach i
poganach, bo wtedy weszlibyśmy w katolickie kompetencje wiary w
"Trójcę"). Koniecznie muszę zdobyć tę książkę, którą Vencálek podaje
w bibliografii, autorstwa Kirkpatricka i Shavera, dotyczącej wpływu dzieciństwa
na wybory religijne.
Jedyne
co mi się rzuciło w oczy, a zaznaczam, że nie jestem znawcą, to że nazwy
religii po angielsku w większości artykułów pisane są małą literą (praktycznie wszyscy Polacy tak napisali). Właściwie to
od pani Shattevoet zaczyna się robić inaczej, poprawniej jak na mój
gust, acz zaznaczam, wiem, że z pisownią nazw religii w tym języku bywa bardzo różnie.
A książka warta uwagi. Gorąco polecam!