Aleksander Brückner (Damnatio Memoriae!) wprowadził zamęt do badań nad
religią Słowian praktycznie na samym początku istotnej dla Polaków
epoki. Od tego czasu, nasi czcigodni badacze robili co w ich mocy, żeby
jak najrzetelniej przywrócić nam obraz wierzeń naszych przodków i
udowodnić, że Słowianie czcili bogów tak jak inne ludy. I w sumie szło
to wszystko w dobrym kierunku, przez ostatnie lata nawet Brückner
doczekał się ostrej krytyki swoich osiągnięć. Wydawałoby się, że uda nam
się w końcu odnaleźć zaginione. Tylko, że z kolei teraz na drodze
pojawia nam się praca Dariusza Andrzeja Sikorskiego "Religie dawnych
Słowian", która znowu wprowadza ferment do całokształtu.
Autor nie tyle rozwodzi się nad samą religią Słowian co raczej podchodzi
krytycznie do źródeł i sposobów badań interesującego nas zagadnienia.
Ma to swoje plusy. Dziś bardzo często powielamy jakieś znaleziony w
sieci informacje i bezkrytycznie budujemy puzzle historii, z czego
czasem wyjdzie coś sensownego, a czasem nie.
Ciekawe, że rodzimowiercy słowiańscy drą łacha z TurboSłowian, ale tak
na prawdę chyba nikt z nich nie miał w ręku oryginalnych źródeł, na
których bazowała w późniejszych latach nauka. Odpisy, kopie cytowane w
pracach badaczy ... to wręcz pokazuje, że wiedza o oryginale nie jest
łatwa do zdobycia, a przez to jej nie znamy. Wszyscy czytamy tylko
opracowania, w których są cytaty, ale nie wiemy jak z tym było na samym
początku.
Sikorski krytycznie podszedł do tego tematu. Zwrócił uwagę, że
bardzo często informacje z jednych źródeł są prawdopodobnie kalką
innych.Tylko czy aby tak było na pewno?
Tym sposobem znowu powracamy do punktu wyjścia w rozważaniach nad kultem Peruna i Swarożyca.
Książka naturalnie ma też pewne minusy. Widać, że autor na piedestale
ustawia wyjściowych, starych badaczy i mało odnosi się do wielu innych,
mniej znanych współcześnie źródeł. W oko rzuca mi się także ogląd na
sprawę typu - nie mamy informacji o kapłanach z terenów obecnej Polski,
znaczy to jednoznacznie, że owych kapłanów musiało tu nie być. Brak
źródeł nie wyklucza przecież istnienia jakiegoś fenomenu religijnego.
Autor uważa, że chrześcijaństwo było atrakcyjniejsze dla ludzi od
pogaństwa, które zakładało, że życie kończyło się wraz z momentem
śmierci, co najwyżej po zgonie ludzie zostawiali upiorami lub innymi
demonami. Na pewno istniała jakaś wizja życia po śmierci, w końcu dusze
czczono i wierzono, że powracają. Słabo chce mi się wierzyć, że
chrześcijaństwo było atrakcyjniejsze. Jeśli już, to jedynie dla elit.
Dziwi mnie też teza, że w późnym średniowieczu mało
było już przeżytków pogaństwa. Niektórzy spekulują, że Polacy byli
chrześcijanami nie wcześniej niż w XV w. Przedtem wiarę tę wyznawały
tylko elity. Ile w naszych czasach zachowało się dawnych zwyczajów? Mam
uwierzyć, że pewne obyczaje znane w różnych częściach Europy (jak
toczenie jajek z góry) są przypadkowe? A ile elementów kultu Welesa
znajduje w kulcie świętego Mikołaja Boris Uspienski na Wschodzie?
Pewne rzeczy mnie zaskoczyły. Teraz już wiem, że "kąciny" to za pewne
nie tylko określenia świątyń, ale generalnie "domów". Przynajmniej w
kwestii innych wyrazów jak np. chram pozostanę semper fidelis
swoim założeniom. Zaciekawiła mnie wzmianka o kulcie bogini "Trigli".
Gdyby powiązać to z kultem Matki Boskiej Trzykroć Przedziwnej z Góry
Chełmskiej to znajdziemy dowody na to, że Trzygłów był kobietą ... Tego
już inne źródła nie potwierdzają (kojarzy mi się to z Białoboginią i
Czarnogłowem stworzonymi przez Czesława Białczyńskiego). Pozostaje mieć
nadzieję, że to inna postać - triady bogiń są znane, głównie w
wierzeniach celtyckich. Choć i u nas Zórz, rodzanic nie brakuje. Albo i
może Sikorski pogonił własny ogon i sam oparł się na błędnych
informacjach z późniejszych opracowań?
Ostry wstrząs mózgu dla rodzimowierców słowiańskich.
Niemniej warto zapoznać się z treścią tej książki.
Polecam jako ciekawostkę, ale też ostrzegam, że nie warto czytać bezkrytycznie.