niedziela, 5 maja 2019

Anna Zaczkowska "Cienie aryjskich przodków. Mitologia polityczna w Rosji"


Uwaga, grupa! Kierunek – wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja. I to jaka? A więcej o niej dowiemy się dzięki pracy Anny Zaczkowskiej "Cienie aryjskich przodków. Mitologia polityczna w Rosji". 

Federacja Rosyjska to kraj z jednej strony nam bliski, z drugiej daleki; nie wiele o nim wie moje pokolenie. Zaskakuje nas swoją mentalnością. Ludzie inteligentni, zachowujący się często jakby nie mieli nic do stracenia, spokojni, ale o silnych charakterach. Tak więc, eksploracji wschodu ciąg dalszy zaczynamy. 

Celem pracy Zaczkowskiej było opisanie przede wszystkim mitów politycznych Rosji - mitu ojca (m.in. cara, kniazia, Putina), mitu matki (Matka Mokra Ziemia, Theotokos, Święta Rosja it.). Kolejną część jej pracy to uwielbiany przeze mnie temat neopogaństwa. 

Autorka trochę przekroczyła ramy tematyczne swojej pracy, w każdy wątek stara się wciągnąć pokazując ciekawostki historyczne przez co musimy przebrnąć przez temat m.in. cesarzy Bizancjum, wicca i neovolkizmu. Wprawdzie spodobały mi się rasistowskie poglądy Lovecrafta, biorąc pod uwagę fakt, że był jeszcze poganinem - nie sposób go nie lubić, to myślę, że za dużo jest tekstu czy to o nim, czy o Tolkienie. Ale dzięki przystępnej narracji książkę czyta się bardzo szybko, a treść sprawia, że robi się to z przyjemnością. 

Zdecydowanie najatrakcyjniejszym jak dla mnie atutem jest omówiona kwestia neopogaństwa w Rosji. Od "Księgi Wełesa", poglądów i działalności Borysa Rybakowa, omówione są kolejno Związek Słowiańskich Wspólnot Słowiańskiej Rodzimej Wiary, Krąg Pogańskiej Tradycji oraz Inglizm. Interesujące są też zagadnienia dotyczące literatury propagandowej - Jurij Nikitin, Maria Siemionowa, Siergiej Aleksiejew, Wiktor Pielewin. 

MINUSY PRACY

Co mnie w pracy drażni? Na pewno pełno cytatów i nazw własnych pisanych cyrylicą. Nie znam rosyjskiego, nie wiem o co w tych fragmentach w ogóle chodzi. Nie wiem dlaczego autorka pisze "Świadków Jehowy" wielką literą? Świadków powinno być małą, Jehowy dużą bo to imię. Podobnie inne wyznania typu "Wicca". Skąd te anglizmy? Z kolei tłumaczenia z rosyjskiego też dobijają, dlaczego "Księga Wełesa" zamiast po prostu "Księga Welesa" skoro taki jest nawet jej oficjalny tytuł w polskim przekładzie?

Przy okazji wicca natrafiłem na całą serię potknięć. Zaczkowska miała tego pecha, że praca Witulskiego "Współczesne czarownictwo" ukazała się dwa lata później. Parę krytycznych uwag:
Jak zauważa Szymkiewicz, powstanie Wicca jest rezultatem wpływu koncepcji matriarchatu na kulturę. (s. 122)
Pytanie do Pana Szymkiewicza, niby dlaczego, niby jak? Wicca mogła na początku być kultem skupionym na postaci Rogatego Boga, jak spekulował Aidan Kelly, choć wiccanie temu starali się zaprzeczyć. Koncepcje matriarchatu nie podejrzewam, żeby były aż tak silne jak chce tego mitologia amerykańskich wiedźm lat 60. i 70. XX w. To one głównie korzystały z prac Mariji Gimbutas. Ale to długo po narodzinach tradycji gardneriańskiej. 

Na stronie 172 Zaczkowska podaje, że wicca powstała w 1939 r. Niby jak? Wtedy miała miejsce inicjacja Geralda Gardnera do covenu z New Forest. Samą wicca Gardner tworzył od połowy lat 40. XX w., a potem doszły do tego reformy Doreen Valiente, przez co niektóre wiedźmy uznają rok 1951 za formalny początek. Ale to już kwestia dyskusyjna. Tak czy siak istniało czarownictwo wcześniej przed 1939 r., więc ta data nie wiele wnosi. 

Dalej Zaczkowska krytykuje Huttona, który przypisuje wicca olbrzymi wpływ na neopogaństwo. I moim zdaniem - ma on rację. Wpływy wicca są widoczne zarówno w Asatru jak i w rodzimowierstwie słowiańskim, tylko, że wyznawcy nie zdają sobie z tego sprawy a pewnych kwestii się otwarcie wypierają. Autorka jednak poddaje słowa Huttona w sceptycyzm nie argumentując za bardzo. 

Dalej autorka przytacza słowa Joanne Pearson, która  przywołuje Hanegraaffa i jego definicję, w której wicca to odmiana okultyzmu odrębna od neopogaństwa. Nawet Pearson zwróciła uwagę, że wiccanie oscylują na bazie tych dwóch pojęć z żadnym nie utożsamiając się w pełni. Zaczkowska na to nie zwraca uwagi. 

Potem słowo "cowen". Co to niby ma być? Jest COVEN, wyraz który oznacza grupę czarownic oraz COWAN, który Gerina Dunwich definiuje jako określenie osób nie będących wyznawcami starej, pogańskiej religii. To drugie przyznam spotkałem tylko w jej pracy. To pierwsze zaś to bardzo popularny wyraz, niektórzy Polacy nawet spolszczają go pisząc "kowen". I co niby ma znaczyć to:
Wyznawcy regularnie spotykają się na uroczystościach (ang. cowen). (s. 173)
Zapewniam Panią, że wiccanie spotykają się głównie na sabatach i esbatach. Co najwyżej spotykają się "z covenem" lub "w covenie". 
Osobnym zagadnieniem jest obecność Wicci w kulturze popularnej i niezwykła moda na magię, czary i okultyzm wśród amerykańskich nastolatek, które współcześnie chcą być wiedźmami (w tym kontekście stać się czarownicą oznacza identyfikowanie się osoby wtajemniczonej z inicjowaną w ryty Wiccanką). (s. 173)
Zapewniam Panią, że przeistoczenie się w eklektyczną wiccankę (tak samo jak i wiccanina) nie wymaga identyfikowania się z inicjowanymi wiccanami. To praktyka, w której drzwi są dla każdego otwarte. Nie trzeba się "utożsamiać". Swoją drogą Zaczkowska nie przytacza żadnej definicji wicca, ani tego kogo można za wiccanina uznać według jakich kategorii. Stąd wychodzi taki zaciemniony obraz, w którym nie sposób czegokolwiek się domyślić. 

Potem to już w ogóle jakieś brednie: 
... fikcyjna magia z pism Gardnera ... (s.175)
 Cóż, Gardner napisał fikcyjne powieści w tym "Pomoc arcymagii", ale jak samą magię można uznać za fikcyjną? Na pewno powieść była fikcją pełną anachronizmów, ale opisane w niej praktyki magiczne były pewnymi ideami pochodzącymi z wicca. Można by powiedzieć demówką rytuałów. 
... współpracy Gardnera z Murray ...  (s.175)
Oni aż tak wiele ze sobą nie współpracowali. Wprawdzie była ona autorką przedmowy do jednej z jego książek, ale Murray poza swoimi pracami, na których Gardner bazował OSOBIŚCIE nic nie wniosła do wicca. A przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo.
Sam Gardner wierzył, że został inicjowany na tajnym sabacie czarownic w 1930 r., przez kobietę, pochodząca ze starożytnego rodu praktykującego czary. (s.175)
Bzdura totalna! Jak już to był to 1939 r. choć i to nie jest pewne. Inicjowała go zupełnie inna osoba niż wszyscy podejrzewali. Bazuje Pani na jakiś starych, zdezaktualizowanych źródłach z trzeciej ręki. 
Kalendarz religijnych świąt tego kultu jest formą synchronicznej rekonstrukcji obrzędów dawnych Celtów i Germanów, podkreślających łączność człowieka z przyrodą. (s. 176)
Daty świąt Gardner wziął z prac Margaret Murray. Potem najprawdopodobniej po schizmie w covenie w 1957 r. dodano jeszcze cztery święta związane z równonocami i przesileniami, ale to też nie jest pewne, bo możliwe, że te sabaty te celebrowano już wcześniej (wskazuje na to zadanie na trzeci stopień Valiente, która komponowała ryt na zimowe przesilenie na początku lat 50. XX w.). 

To co jest napisane o wicca na stronach 176 i 177 już wolę nawet nie komentować - brednie totalne! Autorka wymieszała eklektyzm z wicca tradycyjną i wszystko w jednym worze mieli. Fuj!
W religiach takich jak Wicca czy Asatru podkreśla się bezpośrednią łączność założyciela z grupą ostatnich wyznawców "archaicznej" tradycji, którzy dokonują jego wtajemniczenia. (s. 186)
Pierwsze słyszę, że aby zostać asatryjczykiem muszę przejść jakieś wtajemniczenie ... Chyba przesłuchać wszystkie płyty Amon Amarth na YouTube'ie.

Nie wiem jaki rytuał (obok mitologii) miała pani na myśli pisząc, że germański neopoganizm z przełomu XIX i XX w. łączył koncepcje z politeistycznej religii Skandynawów (s. 196)? 

Czy Rodzina Miłości i Dzieci Boga to nie jedna i ta sama grupa?  Elle Christensen czy Else Christensen?

PLUSY PRACY

Olbrzymimi plusami są ciekawostki dotyczące neopogaństwa rosyjskiego. 

Spodobał mi się rytuał zmycia chrztu praktykowany przez rosyjskich rodzimowierców i jego schemat. 

Zaczkowska zauważa, że neopogaństwo rosyjskie wywiera wpływ na ten nurt religijny w innych krajach m.in. w Polsce. I trudno się z tą opinią nie zgodzić, biorąc pod uwagę jak wpływ źródeł wschodnich cieszy się popularnością, zwłaszcza wymienione sfery - Jawia, Prawia pochodzące z "Księgi Welesa".

Autorka zwraca także uwagę, że rosyjscy neopoganie czerpią swój system wartości z idei prawosławnej cerkwi i raczej bliżej temu do chrześcijaństwa niż do klasycznego pogaństwa. Patriarchalizm i tradycyjny model rodziny  jest nieobcy także w polskich grupach. 

Ogółem jeśli chodzi o neopogaństwo rosyjskie, literaturę propagandową to temat opisany jest świetnie. Tam gdzie Zaczkowska wstawia ogólne kwestie (jak wicca czy neovolkizm) dostrzegam wiele błędów. 

Opis pseudo-historii i falsyfikacji źródeł to również olbrzymi pozytyw dla tego przedsięwzięcia. Na myśl przychodzą mi Turbo-Słowianie i ich działalność. Widzimy jak w Rosji to zjawisko jest powszechne na szeroką skalę.

Książka jest bardzo ciekawa i wciąga! 

Polecam!