Uwaga, grupa! Kierunek – wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja. I to
jaka? A więcej o niej dowiemy się dzięki pracy Anny Zaczkowskiej "Cienie
aryjskich przodków. Mitologia polityczna w Rosji".
Federacja Rosyjska to kraj z jednej strony nam bliski, z drugiej daleki;
nie wiele o nim wie moje pokolenie. Zaskakuje nas swoją mentalnością.
Ludzie inteligentni, zachowujący się często jakby nie mieli nic do
stracenia, spokojni, ale o silnych charakterach. Tak więc, eksploracji
wschodu ciąg dalszy zaczynamy.
Celem pracy Zaczkowskiej było opisanie przede wszystkim mitów
politycznych Rosji - mitu ojca (m.in. cara, kniazia, Putina), mitu matki
(Matka Mokra Ziemia, Theotokos, Święta Rosja it.). Kolejną część jej
pracy to uwielbiany przeze mnie temat neopogaństwa.
Autorka trochę przekroczyła ramy tematyczne swojej pracy, w każdy wątek
stara się wciągnąć pokazując ciekawostki historyczne przez co musimy
przebrnąć przez temat m.in. cesarzy Bizancjum, wicca i neovolkizmu.
Wprawdzie spodobały mi się rasistowskie poglądy Lovecrafta, biorąc pod
uwagę fakt, że był jeszcze poganinem - nie sposób go nie lubić, to
myślę, że za dużo jest tekstu czy to o nim, czy o Tolkienie. Ale dzięki
przystępnej narracji książkę czyta się bardzo szybko, a treść sprawia,
że robi się to z przyjemnością.
Zdecydowanie najatrakcyjniejszym jak dla mnie atutem jest omówiona
kwestia neopogaństwa w Rosji. Od "Księgi Wełesa", poglądów i
działalności Borysa Rybakowa, omówione są kolejno Związek Słowiańskich
Wspólnot Słowiańskiej Rodzimej Wiary, Krąg Pogańskiej Tradycji oraz
Inglizm. Interesujące są też zagadnienia dotyczące literatury
propagandowej - Jurij Nikitin, Maria Siemionowa, Siergiej Aleksiejew,
Wiktor Pielewin.
MINUSY PRACY
Co mnie w pracy drażni? Na pewno pełno cytatów i nazw własnych pisanych
cyrylicą. Nie znam rosyjskiego, nie wiem o co w tych fragmentach w ogóle
chodzi. Nie wiem dlaczego autorka pisze "Świadków Jehowy" wielką
literą? Świadków powinno być małą, Jehowy dużą bo to imię. Podobnie inne
wyznania typu "Wicca". Skąd te anglizmy? Z kolei tłumaczenia z
rosyjskiego też dobijają, dlaczego "Księga Wełesa" zamiast po prostu
"Księga Welesa" skoro taki jest nawet jej oficjalny tytuł w polskim
przekładzie?
Przy okazji wicca natrafiłem na całą serię potknięć. Zaczkowska miała
tego pecha, że praca Witulskiego "Współczesne czarownictwo" ukazała się
dwa lata później. Parę krytycznych uwag:
Jak zauważa Szymkiewicz, powstanie Wicca jest rezultatem wpływu koncepcji matriarchatu na kulturę. (s. 122)
Pytanie do Pana Szymkiewicza, niby dlaczego, niby jak? Wicca mogła na
początku być kultem skupionym na postaci Rogatego Boga, jak spekulował
Aidan Kelly, choć wiccanie temu starali się zaprzeczyć. Koncepcje
matriarchatu nie podejrzewam, żeby były aż tak silne jak chce tego
mitologia amerykańskich wiedźm lat 60. i 70. XX w. To one głównie
korzystały z prac Mariji Gimbutas. Ale to długo po narodzinach tradycji
gardneriańskiej.
Na stronie 172 Zaczkowska podaje, że wicca powstała w 1939 r. Niby jak?
Wtedy miała miejsce inicjacja Geralda Gardnera do covenu z New Forest.
Samą wicca Gardner tworzył od połowy lat 40. XX w., a potem doszły do
tego reformy Doreen Valiente, przez co niektóre wiedźmy uznają rok 1951
za formalny początek. Ale to już kwestia dyskusyjna. Tak czy siak
istniało czarownictwo wcześniej przed 1939 r., więc ta data nie wiele
wnosi.
Dalej Zaczkowska krytykuje Huttona, który przypisuje wicca olbrzymi
wpływ na neopogaństwo. I moim zdaniem - ma on rację. Wpływy wicca są
widoczne zarówno w Asatru jak i w rodzimowierstwie słowiańskim, tylko,
że wyznawcy nie zdają sobie z tego sprawy a pewnych kwestii się otwarcie
wypierają. Autorka jednak poddaje słowa Huttona w sceptycyzm nie
argumentując za bardzo.
Dalej autorka przytacza słowa Joanne Pearson, która przywołuje
Hanegraaffa i jego definicję, w której wicca to odmiana okultyzmu
odrębna od neopogaństwa. Nawet Pearson zwróciła uwagę, że wiccanie
oscylują na bazie tych dwóch pojęć z żadnym nie utożsamiając się w
pełni. Zaczkowska na to nie zwraca uwagi.
Potem słowo "cowen". Co to niby ma być? Jest COVEN, wyraz który oznacza grupę czarownic oraz COWAN,
który Gerina Dunwich definiuje jako określenie osób nie będących
wyznawcami starej, pogańskiej religii. To drugie przyznam spotkałem
tylko w jej pracy. To pierwsze zaś to bardzo popularny wyraz, niektórzy
Polacy nawet spolszczają go pisząc "kowen". I co niby ma znaczyć to:
Wyznawcy regularnie spotykają się na uroczystościach (ang. cowen). (s. 173)
Zapewniam Panią, że wiccanie spotykają się głównie na sabatach i
esbatach. Co najwyżej spotykają się "z covenem" lub "w covenie".
Osobnym zagadnieniem jest obecność Wicci w kulturze popularnej i niezwykła moda na magię, czary i okultyzm wśród amerykańskich nastolatek, które współcześnie chcą być wiedźmami (w tym kontekście stać się czarownicą oznacza identyfikowanie się osoby wtajemniczonej z inicjowaną w ryty Wiccanką). (s. 173)
Zapewniam Panią, że przeistoczenie się w eklektyczną wiccankę (tak samo
jak i wiccanina) nie wymaga identyfikowania się z inicjowanymi
wiccanami. To praktyka, w której drzwi są dla każdego otwarte. Nie
trzeba się "utożsamiać". Swoją drogą Zaczkowska nie przytacza żadnej
definicji wicca, ani tego kogo można za wiccanina uznać według jakich
kategorii. Stąd wychodzi taki zaciemniony obraz, w którym nie sposób
czegokolwiek się domyślić.
Potem to już w ogóle jakieś brednie:
... fikcyjna magia z pism Gardnera ... (s.175)
Cóż, Gardner napisał fikcyjne powieści w tym "Pomoc arcymagii", ale jak
samą magię można uznać za fikcyjną? Na pewno powieść była fikcją pełną
anachronizmów, ale opisane w niej praktyki magiczne były pewnymi ideami
pochodzącymi z wicca. Można by powiedzieć demówką rytuałów.
... współpracy Gardnera z Murray ... (s.175)
Oni aż tak wiele ze sobą nie współpracowali. Wprawdzie była ona autorką
przedmowy do jednej z jego książek, ale Murray poza swoimi pracami, na
których Gardner bazował OSOBIŚCIE nic nie wniosła do wicca. A
przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo.
Sam Gardner wierzył, że został inicjowany na tajnym sabacie czarownic w 1930 r., przez kobietę, pochodząca ze starożytnego rodu praktykującego czary. (s.175)
Bzdura totalna! Jak już to był to 1939 r. choć i to nie jest pewne.
Inicjowała go zupełnie inna osoba niż wszyscy podejrzewali. Bazuje Pani
na jakiś starych, zdezaktualizowanych źródłach z trzeciej ręki.
Kalendarz religijnych świąt tego kultu jest formą synchronicznej rekonstrukcji obrzędów dawnych Celtów i Germanów, podkreślających łączność człowieka z przyrodą. (s. 176)
Daty świąt Gardner wziął z prac Margaret Murray. Potem
najprawdopodobniej po schizmie w covenie w 1957 r. dodano jeszcze cztery
święta związane z równonocami i przesileniami, ale to też nie jest
pewne, bo możliwe, że te sabaty te celebrowano już wcześniej (wskazuje
na to zadanie na trzeci stopień Valiente, która komponowała ryt na
zimowe przesilenie na początku lat 50. XX w.).
To co jest napisane o wicca na stronach 176 i 177 już wolę nawet nie
komentować - brednie totalne! Autorka wymieszała eklektyzm z wicca
tradycyjną i wszystko w jednym worze mieli. Fuj!
W religiach takich jak Wicca czy Asatru podkreśla się bezpośrednią łączność założyciela z grupą ostatnich wyznawców "archaicznej" tradycji, którzy dokonują jego wtajemniczenia. (s. 186)
Pierwsze słyszę, że aby zostać asatryjczykiem muszę przejść jakieś
wtajemniczenie ... Chyba przesłuchać wszystkie płyty Amon Amarth na
YouTube'ie.
Nie wiem jaki rytuał (obok mitologii) miała pani na myśli pisząc, że
germański neopoganizm z przełomu XIX i XX w. łączył koncepcje z
politeistycznej religii Skandynawów (s. 196)?
Czy Rodzina Miłości i Dzieci Boga to nie jedna i ta sama grupa? Elle Christensen czy Else Christensen?
PLUSY PRACY
Olbrzymimi plusami są ciekawostki dotyczące neopogaństwa rosyjskiego.
Spodobał mi się rytuał zmycia chrztu praktykowany przez rosyjskich rodzimowierców i jego schemat.
Zaczkowska zauważa, że neopogaństwo rosyjskie wywiera wpływ na ten nurt
religijny w innych krajach m.in. w Polsce. I trudno się z tą opinią nie
zgodzić, biorąc pod uwagę jak wpływ źródeł wschodnich cieszy się
popularnością, zwłaszcza wymienione sfery - Jawia, Prawia pochodzące z
"Księgi Welesa".
Autorka zwraca także uwagę, że rosyjscy neopoganie czerpią swój system
wartości z idei prawosławnej cerkwi i raczej bliżej temu do
chrześcijaństwa niż do klasycznego pogaństwa. Patriarchalizm i
tradycyjny model rodziny jest nieobcy także w polskich grupach.
Ogółem jeśli chodzi o neopogaństwo rosyjskie, literaturę propagandową to
temat opisany jest świetnie. Tam gdzie Zaczkowska wstawia ogólne
kwestie (jak wicca czy neovolkizm) dostrzegam wiele błędów.
Opis pseudo-historii i falsyfikacji źródeł to również olbrzymi pozytyw
dla tego przedsięwzięcia. Na myśl przychodzą mi Turbo-Słowianie i ich
działalność. Widzimy jak w Rosji to zjawisko jest powszechne na szeroką
skalę.
Książka jest bardzo ciekawa i wciąga!
Polecam!