Wracamy
na Bałkany. Coś mi ostatnio trudno stamtąd myślami uciec. W sumie nie obrałem
jeszcze kierunku na nadchodzące lato. Tak wiem! Najpierw obowiązki związane z
dwuletnim poślizgiem wydawniczym, a potem przyjemności. A może raczej jedna z
życiowych pasji jaką jest podróżowanie. Coś się wykombinuje.
A
tymczasem wracamy do Wielkiej Serbii.
Po
przeczytaniu poprzedniej pracy Radomira Ristica nie miałem najmniejszych wątpliwości;
wiedziałem, że warto temat drążyć dalej – bałkańskie czarownictwo to wciągające
zagadnienie; łączy ono w sobie religię pogańskich Słowian, naleciałości
chrześcijańskie, a także inne cuda rodem z etnicznego kotła tamtego regionu. Są
także silne podobieństwa do współczesnego czarownictwa z Wielkiej Brytanii.
Książka
„Witchcraft and Sorcery of the Balkans” to najogólniej pisząc składanka wielu
esejów złożona w jedną całość dająca ciekawe uzupełnienie poprzedniego dzieła
Ristica na temat „braci i sióstr w wierze i w praktyce” z Serbii.
Dużo
zagadnień zostaje tutaj powtórzonych. Znowu spotykamy nagich mężczyzn
kowali
kujących łańcuchy na kowadle po północy przy pełni księżyca. Czynią to
nie mówiąc ani słowa po to by Diabeł nie uwolnił się z nich. A rozkuwa
je bez przerwy jak dobrze wiemy z naszych lokalnych
wierzeń. Ponownie czytamy o rytuałach ku czci duchów, demonów i bóstw
takich jak Tartor czy Muma Padura.
Są
też rzeczy wciągające w bliski acz nowszy klimat. Ristic w kilku rozdziałach
czyni w moim odczuciu kolejne porównania bałkańskiego wiedźmiństwa do tego
bardziej wyrafinowanego pochodzącego z Wysp Brytyjskich. Czytamy o kotle,
stangu, biczu i magicznych nożach. Wszystkie takie znajome i wręcz udowadniające,
że pomysły starego Geralda nie były bezsensowne jak się wielu neołajkanom
wydaje. Jest też trochę o grupowych rytuałach i zasadzie, że w obrzędzie
przewodzi najstarszy uczestnik – może w przeciwieństwie do tradycyjnej wicca ma
to sens? Diabli wiedzą, nie powiedzą, ale zapytać zawsze warto. Rytuały
przewodzone przez „cara” i „carycę” oraz towarzyszącym im „królów” i „królowe” –
unikatowe. Chyba wiem dlaczego parze młodej w cerkwiach trzyma się korony nad
głowami podczas ceremonii ślubu.
Jest
trochę na temat Lucyfera-Danicy. Myślałem, że Dennica (Zorza) to siostra Słońca
i Księżyca. Coś mi nie pasi! Autor dopowiedział trochę o znaczeniu rytualnych
masek i muzyki. Żeby wyhodować magiczne dzieciątko matka musi odbyć dobry
stosunek seksualny ze smokiem. Potem to już
górki; jak córka to urodzi się wiedźma jak syn to zmajewit – czarownik.
Ristic opisuje także bałkańskie rytuały związane ze zmarłymi i wykorzystaniem ich regaliów. Dużo jest o magicznych właściwościach kości czy wody, w której obmywano trupy. Autor opisał także istotną rolę młynów, kuźni jako miejsc sabatów. Są też obrzędy uzdrawiania, walk z innymi czarownicami, oryginalne rytuały pochodzenia wołoskiego: De Intorkatura oraz Ku Potula. Dobrym posunięciem jest rozdział na temat bogomiłów i wykazanie ile w ich mądrościach ostało się pierwotnych wierzeń słowiańskich. Zdziwiło mnie podanie o Kowalu i Diable, który poprosił o naukę rzemiosła. Jakby się całej historii dobrze przyjrzeć to spotykamy kolejną, tym razem serbską odsłonę legendy o czarnoksiężniku Janie Twardowskim. Rytuały z przywołaniem Rodzanic ... Poznajemy ich nową rolę, całkiem sensowną.
Pełno ciekawostek, dużo wiedzy, praca napisana prostym językiem. Koniecznie do przeczytania polecam polskim wiedźmom i rodzimowiercom (znajdziecie coś dla siebie)!