Pogańska w żyłach płynie krew,Kapłanki, wino, taniec, śpiewZasadę w życiu mam full fill –if You harm none do what thou wiltFragment utworu pt. “Wiccanica”, który już tutaj raz zaprezentowałem. Tak gwoli przypomnienia, po moich tegorocznych wakacjach w Bułgarii czuję stale klimat Bałkanów.
Po ciekawym wykładzie znanej artystki, Mariny Abramovic pt. "Balkan Erotic Epic" możemy kontynuować temat z jednej strony nam
daleki, z drugiej bardzo bliski.
Z dumą mogę w końcu to
napisać - jestem wśród swoich! Odnalazłem coś, czego stale szukam - magię
Słowian, którą można zaadoptować do współczesnego czarownictwa. A może nawet nie
musimy iść w stricte wiccańskim kierunku? Może pójdziemy w stronę SlavicCraft? Letz
fajnd ałt! Jakkolwiek mało słowiańsko by to zabrzmiało:
In the
most potent and powerful names of Tartor and Muma Padura!
Wiem, ale nie tylko gimby „nie
wiedzo o co ranuje...”
Praca „Balkan Traditional
Witchcraft” Radomira Ristica to opis czegoś co zaliczylibyśmy do jednej z
podgrup współczesnego czarownictwa znanego jako czarownictwo tradycyjne. Pod
lupę wzięty został bałkański obszar geograficzno-kulturowy. Autor opisał głównie
praktyki Serbów, Wołosów (głównie Arumunów), ale wspomina także o innych
Słowianach (Chorwatach, Bośniakach, Bułgarach, Słoweńcach) i pozostałych mieszkańcach tego
regionu (m.in. Albańczyków). Na piedestale stoją Serbowie.
Praca pełna ciekawostek.
Nie wiedziałem, że południowosłowiańsie czarownice były też wampirzycami. Może
współczesne fluffy bunny gothki nie są tak oryginalne jak im się to wydaje. Dzięki
Risticowi poznajemy bałkańskie miejsca sabatów czarownic: Klerk, Slivnicę,
Grintavec czy Rogaskę. Już chyba wiem gdzie się wybrać w przyszłe lato na
wakacje. Pierwszy raz
spotkałem się z opisem rytuału z wykorzystaniem czarnego kocura, ale nie
polecam nikomu go praktykować. Nie wiedziałem, że łowcy wampirów nosili bycze
skóry. By wilk nas nie zjadł prosimy go by został naszym „ojcem chrzestnym”. Czarny
koń nie przeskoczy nad grobem wampira. By samemu nie stać się wampirem po tym
jak inny nieboszczyk nas użarł wystarczy dotyk miotłą z jałowca. Czytamy o
pogańskich korzeniach święta Andrzejek, które autor łączy z Welesem. Trudno mu
racji nie przyznać nawet z naszego regionalnego punktu widzenia. Jest też
ciekawa rozkminka na temat symboliki liczby 44 – niby prezentować ma magiczną
liczbę prawosławnych świętych. A więc prawdopodobnie nie tylko rymy do „bohatery” odgrywały u Mickiewicza ważną rolę.
A już najstraszniejszą jak dla mnie ciekawostką było to, że dzieci urodzone w
sobotę będą widziały czarownice, duchy i inne tego typu istoty. Kurcze, nie
ukrywam, że podobno w ten dzień tygodnia się urodziłem. No czarownicę nie jedną
w życiu widziałem. Z duchami bywało różnie. A już
historie o nagich kowalach w liczbie dziewięciu kłujących razem amulety czy
nagich kobiet odprawiających rytuały płodności nasuwają pewne skojarzenia.
Podobnie jak rytualne tańce w prawą i w lewą stronę. Historie o sabatach, na
czele których stał człowiek z żółtą brodą. Albo postać ubrana na zielono z
czerwoną czapką ... Dawniej miałem problem z pogodzeniem pewnych zachodnich
wzorców czarownictwa z lokalnym słowiańskim pierwiastkiem duchowym, teraz
widzę, że wszystko do siebie pasuje jak ulał. Czyżbyśmy mieli podstawy do
stworzenia nowego religijnego systemu?
Przejdźmy
do meritum sprawy. Widzimy siebie w drewnianej chacie,
gdzie na środku znajduje się palenisko, a nad nim łańcuch. Siedzimy
przed ogniem nago, przypięty mamy tylko pasek, a na nim przyczepioną
kusturę; rytualny nóż z czarną rękojeścią zrobioną z
rogu barana. Na łańcuchu widzimy głowę koguta. Nasze rekwizyty rytualne
oczekują nas w torbie zrobionej z koziej lub rzadziej owczej skóry (alternatywa dla „magicznej szafeczki”, o
której istnieniu nie tak dawno temu się dowiedziałem ...).
No cóż, nie mam w
domu paleniska, a przed mikrofalówką robić tego samego nie zamierzam. No na upartego może,
włożę kogoś do kuchenki na tradycyjne, trzy zdrowaśki i na wszelki wypadek
ustawię czas grzania na 20 minut. Mikrofale robią swoje w takiej magii ... A już
tak zupełnie poważnie. Interesujące są szkoły magii prezentowane przez Radica.
Branie pod uwagę tylko dwóch z czterech kierunków świata, silny synkretyzm kulturowy i
religijny. Autor niejednokrotnie porównuje praktyki bałkańskie ze znanym nam współczesnym,
zachodnim czarownictwem co w moim odczuciu jest olbrzymim plusem dla tego
przedsięwzięcia. Ma to jednak pewną wadę, np. inicjacje wiccańskie, na które
się powołał przypominają te w starogardneriańskim stylu. Od czasów Gardnera
wiele się zmieniło. Urocze jest doszukiwanie się wspólnych elementów kultu Boga
i Bogini z wicca w kulcie Tartora czy Mumy Paduri. Tyle, że to bardziej duchy
natury niż bogowie. Ale gdyby się tak dobrze przyjrzeć im i porównać z Hernem w
takiej postaci jakiej znamy go z serialu o „Robinie z Sherwood” w interpretacji
Pana Richarda Carpentera to koncepcje gdzieś tutaj się nachodzą na siebie.
Praca pełna jest
ciekawostek, które nam Polakom z jednej strony powinny być jako Słowianom
bliskie, z drugiej jako praktyki z oddalonego o ponad półtora godziny lotu
samolotem drogi są praktycznie odległe, a przez to bardzo egzotyczne. Uważam
dzieło Ristica za jedno z ciekawszych opracowań tematu współczesnego
czarownictwa, które dla nas Polaków i dla naszych czarownic może stać się
jednym z głównych źródeł inspiracji rozwijania nowej, słowiańskiej duchowości.
Lektura obowiązkowa. Także dla wiccan.