wtorek, 8 sierpnia 2017

Lara Apps and Andrew Gow "Male witches in early modern Europe"


Wreszcie ktoś rozpoczął walkę z dyskryminacją na właściwym polu. Skarżyłem się na swoim blogu kilka razy, że podręczniki magii, które czytałem adresowane były tylko do kobiet. Może to i nic dziwnego, bo porządni mężczyźni takich rzeczy de facto nie czytają. Na szczęście ja mam ku temu pewien znany co poniektórym osobom powód. Ponadto nie jestem specjalnie "porządny" ...

Abstrahując od tego postanowiłem na "Agōgē Ræderze XL" poświęcić kilka przyszłych postów tematowi mężczyzny-czarownika. To tak na przekór tym wszystkim ezobzdetom dla nawiedzonych (albo raczej już nawet "przewiedzonych") niuejdżerek. Czytałem raz nawet jedną książkę adresowaną dla obojnaków, albo raczej osób, które mają problem z tożsamością płciową. Stwierdziłem to po charakterystycznych końcówkach słów zawartych w polskim przekładzie. To już tylko feministka mogła wymyślić! Najgorsze, że nawet kobietom czytanie tego przyprawiało problemy z nerwem wzrokowym. Fakt faktem, feministki najwięcej krzywd czynią kobietom!

Feminizmu nie brakuje i w książce "Male witches in early modern Europe" autorstwa Lary Apps i Andrew Gowa. Zamawiając ją myślałem, że przeczytam trochę o panach czarownikach i ich głównych cechach. Znowu nie to.

Rzeczona praca to generalne przyglądanie się rozmaitym teoriom na temat procesów czarownic i ogólna ich analiza. Autorzy krytykują badaczki-feministki za ich wydumane tezy na ten temat podobnie jak i innych znanych uczonych. Generalnie nie dostrzegłem w ich pracy jakichś sensownych wniosków, wszystko to raczej patrzenie na łapy innym i komentowanie, czasem nawet jak dla mnie zbyt oczywistych rzeczy.

Tylko kilka istotnych ciekawostek wspomniano przy okazji. M.in. to, że panowie ginęli "za czary" tylko dlatego, że: a) stanowili opozycję polityczną dla pewnych elit, b) uprawiali ludowe czarownictwo, c) mieli żony czarownice (znowu wszystko przez baby!). Generalnie "sfeminizowanie" czarowników też nie wchodziło w grę. Co ciekawsze mężczyźni mieli rzucać czary w obrębie swoich specjalności zawodowych - by koń sąsiadowi zdechł, by mu nieurodzaj doskwierał etc. Czyli jednak istnieje coś takiego jak "męska magia". Chyba napiszę podręcznik magii ludowej dla współczesnych czarodziejów. Już widzę tytuły rozdziałów: "jak sprawić, by stracił pracę?", "jak mu zepsuć samochód?", "jak mu się włamać na konto?". Zainteresowała mnie historia Chonrada Stoeckhlina, człowieka z biografią na wzór benandanti. Ciekawa postać i znany przykład marnego końca.

Praca nudna, ale stanowi sensowny odnośnik do innych, wcześniejszych książek na ten temat. Dobra i sensowna bibliografia. Podobało mi się też analizowanie pewnych źródeł wykraczających poza język angielski i zwracanie uwagi na płeć i słownictwo choćby w "Młocie na czarownice".

Można ją uznać za istotną dla przestudiowania Epoki Stosów i prześladowań.