Wreszcie ktoś rozpoczął walkę z dyskryminacją na właściwym polu.
Skarżyłem się na swoim blogu kilka razy, że podręczniki magii, które
czytałem adresowane były tylko do kobiet. Może to i nic dziwnego, bo
porządni mężczyźni takich rzeczy de facto nie czytają. Na szczęście ja
mam ku temu pewien znany co poniektórym osobom powód. Ponadto nie jestem
specjalnie "porządny" ...
Abstrahując od tego postanowiłem na "Agōgē Ræderze XL" poświęcić kilka
przyszłych postów tematowi mężczyzny-czarownika. To tak na przekór tym
wszystkim ezobzdetom dla nawiedzonych (albo raczej już nawet
"przewiedzonych") niuejdżerek. Czytałem raz nawet jedną książkę
adresowaną dla obojnaków, albo raczej osób, które mają problem z
tożsamością płciową. Stwierdziłem to po charakterystycznych końcówkach
słów zawartych w polskim przekładzie. To już tylko feministka mogła
wymyślić! Najgorsze, że nawet kobietom czytanie tego przyprawiało
problemy z nerwem wzrokowym. Fakt faktem, feministki najwięcej krzywd
czynią kobietom!
Feminizmu nie brakuje i w książce "Male witches in early modern Europe"
autorstwa Lary Apps i Andrew Gowa. Zamawiając ją myślałem, że przeczytam
trochę o panach czarownikach i ich głównych cechach. Znowu nie to.
Rzeczona praca to generalne przyglądanie się rozmaitym teoriom na temat
procesów czarownic i ogólna ich analiza. Autorzy krytykują
badaczki-feministki za ich wydumane tezy na ten temat podobnie jak i
innych znanych uczonych. Generalnie nie dostrzegłem w ich pracy jakichś
sensownych wniosków, wszystko to raczej patrzenie na łapy innym i
komentowanie, czasem nawet jak dla mnie zbyt oczywistych rzeczy.
Tylko kilka istotnych ciekawostek wspomniano przy okazji. M.in. to, że
panowie ginęli "za czary" tylko dlatego, że: a) stanowili opozycję
polityczną dla pewnych elit, b) uprawiali ludowe czarownictwo, c) mieli
żony czarownice (znowu wszystko przez baby!). Generalnie
"sfeminizowanie" czarowników też nie wchodziło w grę. Co ciekawsze
mężczyźni mieli rzucać czary w obrębie swoich specjalności zawodowych -
by koń sąsiadowi zdechł, by mu nieurodzaj doskwierał etc. Czyli jednak
istnieje coś takiego jak "męska magia". Chyba napiszę podręcznik magii
ludowej dla współczesnych czarodziejów. Już widzę tytuły rozdziałów:
"jak sprawić, by stracił pracę?", "jak mu zepsuć samochód?", "jak mu się
włamać na konto?". Zainteresowała mnie historia Chonrada Stoeckhlina,
człowieka z biografią na wzór benandanti. Ciekawa postać i znany
przykład marnego końca.
Praca nudna, ale stanowi sensowny odnośnik do innych, wcześniejszych
książek na ten temat. Dobra i sensowna bibliografia. Podobało mi się też
analizowanie pewnych źródeł wykraczających poza język angielski i
zwracanie uwagi na płeć i słownictwo choćby w "Młocie na czarownice".
Można ją uznać za istotną dla przestudiowania Epoki Stosów i prześladowań.