Dobrą odskocznią od pogaństwa i magii zachodniej jest temat szeptuch i
szeptunów, a więc lokalnych uzdrawiaczy, wiedźm i znachorów. Główną
zaletą prac ich autorstwa jest to, że nie trzeba szukać orientalnych
roślin, wymyślać nowych rytuałów, skoro mamy wszystko w lokalnym,
tradycyjnym i sprawdzonym przez stulecia wydaniu.
Wszyscy co mnie znają wiedzą, że wolę opierać szczegóły swojego
światopoglądu czy praktyk o źródła lokalne, gdzie tylko jest to możliwe.
Nie lubię bezmyślnego kopiowania wzorców zachodnich tam gdzie nie są
one potrzebne. Żyjemy w innej strefie klimatycznej, mamy inną historię,
mentalność, język czy nawet podejście do wielu rzeczy. Stąd tłumaczenie
zaklęć brytyjskich nie zawsze odda nam to co powinno, o ile w ogóle to
zrobi.
Pierwszy raz w życiu przeczytałem książkę w pełni poświęconą tematowi
szeptuch. Jedno podstawowe pytanie jakie nasunęło mi się na myśl brzmi:
"czy są to antyczne metody praktykowane przez stulecia czy kolejny
synkretyczny zlepek wszystkiego w nowym komercyjnym wydaniu?" Niestety
obawiam się, że odpowiedzią jest "pół na pół".
Autor opisuje całe mnóstwo zabobonów, praktyk magicznych, zielarstwa i
medycyny niekonwencjonalnej. Jest też trochę o czakrach i pokrewnych
zagadnieniach.
Generalnie czyta się to dobrze, choć owe leksykony ziół i chorób lekko przynudzają ...
Główną zaletą pracy Tschenze sa opisy rytuałów. Od razu czujemy ludowy
klimat, a magia, która często wymaga zdobywania niedostępnych łatwo
rekwizytów staje się nam bliska. Do tego klimatyczne świece, cmentarze,
ikony ... Żyć nie umierać!
Gdyby tak jeszcze ową pracę odrzeć z naleciałości prawosławia, a
zastąpić je czystym pogaństwem to mielibyśmy prawdziwą słowiańską księgę
cieni. No, może inne elementy też trzebaby odjąć, żeby było całkiem
słowiańsko, ale z drugiej strony nie budujmy niepotrzebnych granic.
Wszystko co użyteczne powinno nam wejść w zakres wiedzy.
Zbyt duża zabobonność, śmieszne rytuały trochę psują jakość tej pracy.
Trzeba umieć oddzielić trutki mysie od szczurzych, żeby nie wylać
dziecka z kąpielą. Trochę w tych przesądach prawdy jest, ale na pewno
nie aż tak wiele jak chce autor (no chyba kluczem wrzuconym do rzeki
migreny nikomu nie wyleczę [??????]).
Ciekawa książka, jakość po obdarciu z zabobonów, prawosławia, New Age pozostawiam dla Waszej własnej oceny! Według mnie jest cienka jak sik komara.