wtorek, 25 października 2016

Ransom Riggs "Osobliwy dom pani Peregrine"


Oczywiście, że tak. Gdyby Tim Burton nie zmontował ekranizacji rzeczonej książki, to pewnie nawet bym się nie pokusił, żeby ją przeczytać. Filmu na chwilę obecną jeszcze nie widziałem, ale same trailery gorąco mnie zmotywowały do kupienia lektury. 

Październik jest dla mnie od dwóch lat "Miesiącem Hallowe'enowym", w tym sensie, że przez cały okres jego trwania lubię oglądać filmy niezmiennie kojarzące się z tym uroczym świętem. Ponieważ większość klasyki horrorów mam już za sobą, a że generalnie ta dziedzina nie przypadła mi do gustu stwierdziłem, że ustąpię kanonowi literatury, sztuki i filmografii gotyckiej. Przynajmniej na razie. 

Gotyk to poszukiwanie piękna w świecie skalanego brzydotą, często za pomocą maskującego wszystko co negatywne mroku i przejaskrawionych kolorów. Taki fotoszop czy maska dla pechowców, próbujących się odnaleźć w tej rzeczywistości.


"Osobliwy dom pani Peregrine" to "X-Men ewolucja" tyle, że bardziej w nurcie "gothic" niż "cyber-gothic". Klasyczne motywy z wyobraźni amerykańskiej; odmienne mutanty posiadające specyficzne talenty (tutaj dla kontrastu skoszarowane na walijskiej wyspie). Oczywiście motyw polskich żydów też być musiał, bo jakżeby inaczej. I jak to zwykle pokazanych jako cenne autorytety polujące, walczące, podróżujące, macho ... dobre sobie.

Pomimo tych amerykanizmów kulturowych muszę przyznać, że książka bardzo mi przypadła do gustu. Pewnie decydującą rolę odgrywa tutaj główny bohater, który ma zbliżony charakter do mojego. Zakładam, że większość znajomych nie podzieli tej opinii, ale ja sam wyczuwam w Jacobie coś z własnej, wrodzonej boskości i doskonałości osobowości, którą sobą prezentuję.


Dobra narracja, przejrzystość opisów. Ciekawa fabuła, choć lekko genetycznie zmodyfikowana z komiksów.

Polecam!