Temat tzw. "internetowego hejtu" stał się jednym z czołowych
zainteresowań badaczy wielu dziedzin, a także dziennikarzy odkąd dzięki
sieciowym portalom, forom ludzie mnóstwo kwasu zaczęli wylewać na głowy
innym. Stwierdziłem, że skoro to temat na topie warto go poznać od
jakiejś szerszej strony. Ponieważ nie miałem ostatnio szczęścia do
ciekawych książek postanowiłem dla rozrywki przeczytać sobie coś
lekkostrawnego. W Matrasie przypadkowo znalazłem pracę Michała
Wawrzyniaka pt. "Hejtoholik. Czyli jak zaszczepić się na hejt, nie wpaść
w pułapkę obgadywania oraz nauczyć zarabiać na tych, którzy cię
oczerniają". Stwierdziłem, że zaryzykuję.
Stare powiedzenie mówi "nie oceniaj książki po okładce". Ale na
przyszłość może warto zapoznać się z informacjami na niej zawartymi.
Duży błąd, że nie dokonałem tego. Biję się w pierś. Następnego dnia
jadąc rano do pracy w tramwaju zacząłem czytać o autorze: "... Silna,
charyzmatyczna osobowość, budząca skrajne emocje. Jest człowiekiem
biznesu, filantropem i kimś, kto postanowił przekazać innym swój
unikalny sposób widzenia świata (pod warunkiem, że zaakceptowane zostaną
forma i styl jego pracy) ..." I od razu wiedziałem, że pieniądze
wydałem na marne. Z doświadczenia wiem, że stare powiedzenie o krowie,
która dużo ryczy sprawdza się w stu procentach, zwłaszcza kiedy czyta
się takie "CV" i od razu widzi z jakim typem człowieka ma styczność. I
tu się nie pomyliłem.
Zweryfikowanie takich deklaracji z reguły długo nie trwa. Zapoznając się
z treścią "Hejtoholika" mogłem szybko się przekonać, że wertuję książkę
napisaną przez człowieka, który przeszedł w życiu przez piekło i dzięki
temu wie wszystko najlepiej i wszystkich będzie pouczał. Przypomina mi
to ględzenie starych babć, takie "niemądre bycie mądrym". I tutaj
większych różnic nie widzę.
Ale nie! Ja się na to nie nabiorę. Żeby coś wiedzieć trzeba także przeczytać wiele mądrych książek, znać celne uwagi, ciekawostki etc. Mieć się czym podzielić oprócz smutnych wspomnień, jak to mnie wszyscy bili.
Ale nie! Ja się na to nie nabiorę. Żeby coś wiedzieć trzeba także przeczytać wiele mądrych książek, znać celne uwagi, ciekawostki etc. Mieć się czym podzielić oprócz smutnych wspomnień, jak to mnie wszyscy bili.
Moje główne uwagi:
1) Z ponad dwustu stron można było spokojnie zrobić góra sto. Książka to
niemiłosierne lanie wody, rozrzucanie tekstu na siłę z wielkimi
odstępami na kolejne strony. Mniej papieru by się zmarnowało.
2) Cała ta praca nie zawiera prawie żadnych naukowych wzmianek.
Nieliczne uwagi, które autor zamieścił można bez problemu znaleźć w
sieci. Nie ma żadnej polecanej bibliografii.
3) Nie widzę w tej książce żadnych praktycznych porad, żadnych
skutecznych sugestii, a nawet sposobu radzenia sobie z
"hejtem". Pustosłowie i zero praktycznego podejścia. Zalecenia autora
przypominają sposób walki z terrorem w Belgii - malowanie chodników
kredą.
4) Autor pod pojęciem "hejt" i "hejterzy" wrzuca do jednego wora
wszystko co możliwe - hejt internetowy, gnębienie słabszych przez
silniejszych, narzekanie na szefa w pracy etc. Nie wiem jaki to ma sens?
Czym innym jest problem gnębienia słabszych przez silniejszych w
szkole, czym innym narzekanie na warunki pracy a czym innym sytuacja
kiedy ktoś komuś robi zdjęcie i wrzuca na ośmieszające portale.
5) Pokaźna liczba wulgaryzmów zawarta w tej książce sprawia, że nie wiem
do kogo jest ona adresowana. Do złośliwych hejterów? Oni jej i tak nie
przeczytają. Do młodych ludzi, którzy są gnębieni? Czy taki zasób
słownictwa robi na takich pozytywne wrażenie? Mnie osobiście język
stosowany przez Wawrzyniaka pełen łaciny kuchennej i zapożyczeń z
angielskiego zwyczajnie zniechęcił.
6) Pewne przytoczone historie są jak dla mnie zupełnie nie na temat.
Autor nie zaimponował mi praktycznie niczym. Może zgodziłbym się tylko z
jednym jego pomysłem odnośnie wyłączania możliwości komentowania na
pewnych stronach. Ale czy to załatwiłoby problem? Nie sądzę, ale jest to
temat na dłuższą dyskusję.
W całej tej pracy dostrzegam tylko próbę autolansu autora i prowadzonej
przez niego działalności. Zdecydowanie jego książki nie mogę polecić.
Uważam, że jest po prostu słaba.