wtorek, 15 marca 2016

Kamil M. Kaczmarek "Religijne korzenie Europy. Powrót do politeizmu"


"Religijne korzenie Europy. Powrót do politeizmu" to dłuższy wywód na temat religijnej przeszłości, bieżącej kondycji a nawet porad co do przyszłości religii naszego kontynentu. Kamil M. Kaczmarek, socjolog i filozof opisuje w sposób fenomenalny sytuację z jaką borykamy się na co dzień - dominująca religia Europy wymiera dławiąc się polityką samobójczą, autor stawia więc pytanie czym ją zastąpić w dobie islamizacji? Rozpatrując wiele możliwości postuluje powrót do politeizmu bazującego na dokonaniach antycznych Greków i Rzymian.

Kaczmarek zaimponował mi wiedzą; dużo mądrych cytatów, rzetelne źródła, a co najważniejsze - pisząc tę pracę wykorzystał te najlepsze. Nie każdemu się to dziś udaje. Czytając miałem w głowie pewne kontrargumenty, lecz kilka linijek dalej dostrzegłem, że  owe "kontrargumenty" w tekście zostają omówione. Doskonały wybór opisywanych wydarzeń, stanu badań, a przede wszystkim imponuje znakomita znajomość tematu. Nawiązanie do eksperymentu Calhouna w pewnym momencie uznałem za wisienkę na torcie. Kaczmarek wykluczył wszystkie "luki" opisywanego tematu stawiając go na proste tory.

Wiele zarzutów mieć nie mogę. Uważam jednak, że niepotrzebnie autor za bardzo hołduje religiom Antyku. Wprawdzie my jako naród nie mamy takiego doroku jak starożytni Grecy, ale jak to się mówi "Polacy nie gęsi, swoich bogów mają". Wartości, którymi cechowali się starożytni były także i naszymi. Oczywiście dokonania antycznych filozofów powinny być dla nas znaczące, powinniśmy je znać, uczyś się ich, ale tworząc religie dla współczesnych Polaków powinniśmy wszystko ubierać w szaty lokalne, i wtedy, tak przynajmniej osobiście uważam - będzie to miało sens.

Stwierdzam, że miejscami Kaczmarek wyolbrzymia rolę Grecji, pewne schematy powtarzają się także w innych kulturach (przy okazji sportu, myślę, że podobne rzeczy miały miejsce choćby w kulturze azteckiej). Zastanawia mnie też stwierdzenie, że "politeizm nie zna idei narodu wybranego". Myślę, że każdy lud tak na prawdę twierdził, że mówi prawdziwym językiem, czci prawdziwych bogów, jego ziemia to "omfalos", pępek świata, centrum, a wszystko wokół to dziwne twory. Swoich sąsiadów nasi przodkowie nazwali "Niemcami" bo według nich byli "niemi" i nie znali normalnego języka. Baskowie określają siebie jako lud "przejrzystej mowy". Podejrzewam, że jeszcze parę podobnych założeń znalazłoby się u m.in. Chińczyków.

Argumenty dotyczące współczesnego czarownictwa również mnie nie przekonały. Nawet jeśli podstawowymi źródłami dla tego nurtu wyznaniowego są te pochodzące z magii ceremonialnej, masonerii, różokrzyża etc. to i tak w dużej mierze sięgają one korzeniami i założeniami czasów pogańskich. Co ważniejsze, nie można stworzyć religii dla wszystkich. Ci co angażują się w wicca interesują się magią, misteriami, specyficznymi rytuałami. Rekonstrukcjonizm, wspierany przez autora, to jak na mój gust to po prostu teatr. Sam może raz w życiu byłem na rytuale rodzimowierczym i nie specjalnie mnie on zachwycił. Po prostu nie widzę głębszego sensu w przebierankach w ubrania ludzi z X w., synkretycznym charakterze kultu (nazewnictwo i słownictwo importowane), a co najważnijesze w braku magicznego charakteru obrzędów. Według mnie rytuały religijne służą uzyskaniu czegoś. Co uzyskujemy poprzez taki teatr? Nic. Communitas i sakralizacja swojego ego. Ludziom wydaje się, że czczą swoich bogów, a tak na prawdę podświadomie czczą siebie, swoją "słowiańskość", którą nieświadomie utożsamiają z bogami swojej kultury.

A książka rewelacyjna - trzeba ją przeczytać!