"Religijne korzenie Europy. Powrót do politeizmu" to dłuższy wywód na
temat religijnej przeszłości, bieżącej kondycji a nawet porad co do
przyszłości religii naszego kontynentu. Kamil M. Kaczmarek, socjolog
i filozof opisuje w sposób fenomenalny sytuację z jaką borykamy się na
co dzień - dominująca religia Europy wymiera dławiąc się polityką
samobójczą, autor stawia więc pytanie czym ją zastąpić w
dobie islamizacji? Rozpatrując wiele możliwości postuluje powrót do
politeizmu bazującego na dokonaniach antycznych Greków i Rzymian.
Kaczmarek zaimponował mi wiedzą; dużo mądrych cytatów, rzetelne źródła, a
co najważniejsze - pisząc tę pracę wykorzystał te najlepsze. Nie
każdemu się to dziś udaje. Czytając miałem w głowie pewne
kontrargumenty, lecz kilka linijek dalej dostrzegłem, że owe
"kontrargumenty" w tekście zostają omówione. Doskonały wybór opisywanych
wydarzeń, stanu badań, a przede wszystkim imponuje znakomita znajomość
tematu. Nawiązanie do eksperymentu Calhouna w pewnym momencie uznałem za
wisienkę na torcie. Kaczmarek wykluczył wszystkie "luki" opisywanego
tematu stawiając go na proste tory.
Wiele zarzutów mieć nie mogę. Uważam jednak, że niepotrzebnie autor za
bardzo hołduje religiom Antyku. Wprawdzie my jako naród nie mamy takiego
doroku jak starożytni Grecy, ale jak to się mówi "Polacy nie gęsi,
swoich bogów mają". Wartości, którymi cechowali się starożytni były
także i naszymi. Oczywiście dokonania antycznych filozofów powinny być
dla nas znaczące, powinniśmy je znać, uczyś się ich, ale tworząc religie
dla współczesnych Polaków powinniśmy wszystko ubierać w szaty lokalne, i
wtedy, tak przynajmniej osobiście uważam - będzie to miało sens.
Stwierdzam, że miejscami Kaczmarek wyolbrzymia rolę Grecji, pewne
schematy powtarzają się także w innych kulturach (przy okazji sportu,
myślę, że podobne rzeczy miały miejsce choćby w kulturze azteckiej).
Zastanawia mnie też stwierdzenie, że "politeizm nie zna idei narodu
wybranego". Myślę, że każdy lud tak na prawdę twierdził, że mówi
prawdziwym językiem, czci prawdziwych bogów, jego ziemia to "omfalos",
pępek świata, centrum, a wszystko wokół to dziwne twory. Swoich sąsiadów
nasi przodkowie nazwali "Niemcami" bo według nich byli "niemi" i nie
znali normalnego języka. Baskowie określają siebie jako lud
"przejrzystej mowy". Podejrzewam, że jeszcze parę podobnych założeń
znalazłoby się u m.in. Chińczyków.
Argumenty dotyczące współczesnego czarownictwa również mnie nie
przekonały. Nawet jeśli podstawowymi źródłami dla tego nurtu
wyznaniowego są te pochodzące z magii ceremonialnej, masonerii,
różokrzyża etc. to i tak w dużej mierze sięgają one korzeniami i
założeniami czasów pogańskich. Co ważniejsze, nie można stworzyć religii
dla wszystkich. Ci co angażują się w wicca interesują się magią,
misteriami, specyficznymi rytuałami. Rekonstrukcjonizm, wspierany przez
autora, to jak na mój gust to po prostu teatr. Sam może raz w życiu
byłem na rytuale rodzimowierczym i nie specjalnie mnie on zachwycił. Po
prostu nie widzę głębszego sensu w przebierankach w ubrania ludzi z X
w., synkretycznym charakterze kultu (nazewnictwo i słownictwo
importowane), a co najważnijesze w braku magicznego charakteru obrzędów.
Według mnie rytuały religijne służą uzyskaniu czegoś. Co uzyskujemy
poprzez taki teatr? Nic. Communitas i sakralizacja swojego ego. Ludziom
wydaje się, że czczą swoich bogów, a tak na prawdę podświadomie czczą
siebie, swoją "słowiańskość", którą nieświadomie utożsamiają z bogami
swojej kultury.
A książka rewelacyjna - trzeba ją przeczytać!