środa, 9 marca 2016

Marcin Marchwiński "Wierni bogom. Zaginione dziedzictwo"


Co by było gdyby chrześcijaństwo nie zostało przyjęte przez Piastów? Jak teraz wyglądałaby Polska? Jacy byliby Polacy?

Na te pytania stara się odpowiedzieć Marcin Marchwiński w swojej debiutanckiej książce pt. "Wierni bogom. Zaginione dziedzictwo".

Fantastyka rodzimowiercza to nowy gatunek prozy tworzony z myślą o nastoletnich neopoganiątkach by zamiast trzymania rąk pod kołdrą i wizualizowania sobie obchodów Sobótki (czyt. Nocy Kupały) mieli pretekst do ćwiczenia wzroku na literach. Może to i dobrze? Choć myśli o tego typu sprawach trudno odgonić od umysłu. Oczywiście mam na uwadze palenie ognisk podczas świętowania najkrótszej nocy w roku ...

Akcja "Wiernych bogom" toczy się w różnych okresach czasu; miejscami jesteśmy w epoce dawnych Piastów, a miejscami przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości jaka istniałaby dziś gdyby ani Mieszko I, ani jego następcy nie przyjęli chrztu.

Chociaż jest to na dobrą sprawę bajka; występują w niej bogowie, demony, książka nie oddaje nawet w połowie tego co moim zdaniem oddawać powinna.

Marchwiński pisze w identycznym stylu co Witold Jabłoński; stworzona przez niego fantastyczna rzeczywistość pełna jest anatopicznego słownictwa; znowu Polacy czczą "Welesa" (zamiast Nyji), "Peruna" (zamiast Jasza Pieruna), chodzą do wschodnich "chramów", świętują "Noc Kupały" (zamiast "Sobótki"). Nie brakuje anachronizmów jak klasyczne zawołanie "Sława!" co wprowadzili panslawiści, a co nie znane było plemionom lechickim. Więc skąd nagle we "Wspólnocie Bałtyckiej" tyle wschodnich lub apokryficznych wręcz naleciałości?

Mało tego autor daje czadu z innymi ciekawymi przedstawieniami alternatywnej rzeczywistości. Pojawia się np. wzmianka o Toruniu, mieście w którym się urodziłem. I wszystko byłoby fajnie, tylko, że nazwę "Toruń" wprowadzili podobno Krzyżacy ... Skoro wszyscy noszą takie ładne, słowiańskie imiona zastanawiam się dlaczego występuje tam np. czart Marcin? Zastanawiam się też, czy polscy badacze używaliby sformułowań w stylu "nota bene", skoro w tej opowieści nie weszliśmy do kręgu kultury łacińskiej? A to, że czeski książę marzył o objęciu władzy nad "północnosłowiańskim ludem"? Trudno wtedy było mówić o jednym ludzie, to byłyby raczej poszczególne plemiona, które w tym okresie mowę nawet zbliżoną miały do języka, którym posługiwano się w państwie Czechów. Opis bogów na stronie 236, jaki przedstawia jedna z bogiń jest dla mnie zbyt New Age'owy:
Nie szukamy fałszywego uwielbienia. Nie wykorzystujemy swoich mocy przeciwko wam. Nie unosimy się gniewem z błahych pobudek. Szybko zapominamy o waszych winach. Nie cieszymy się z waszej krzywdy. Nie pragniemy waszego cierpienia. Jesteśmy cierpliwi i łaskawi. Zniesiemy wiele waszych zachcianek i niegodnych czynów. Wierzymy w waszą chęć czynienia dobra. [...]
Bla, bla, bla ... A krwawe ofiary? A to, że w kulturze było tyle zabobonów, które mogło sprowadzić nieszczęście? A pojęcie "dobra" jak było rozumiane dawniej? Bogowie gniewni nie byli? Swoją drogą ciekawie ma się do tego fragment na stronie 289, gdzie (wschodni) "wołchw" (zamiast lechickiego "trzebiata") prosi boginię, żeby "wybaczyła winy". Owo "wybaczanie win" bardziej mi trąca chrześcijańską wizją świata niż pogańską, ale tutaj mogę się mylić.

Sam motyw główny tej książki też nie jest oryginalnym pomysłem. Pamiętam, że wiele lat temu kolega w knajpie streścił mi jakąś inną, podobną pozycję, gdzie akcja toczy się w Skandynawii, która jako ostatnia broni się przed chrystianizacją. Nie wiem, co to było za dzieło, wiem, że była tam m.in. baza wojskowa o nazwie Dimmu Borgir co bardzo mnie zaintrygowało. Tutaj mamy ten jeden z wielu ukochanych przez neopogan motywów - marzenie o niezniszczonych dawniej wierzeniach niepokonanych przodków. Zastanawiam się tylko, jacy byliby dziś neopoganie, gdyby losy historii potoczyły się inaczej? Podejrzewam, że mentalnością najbliżej byłoby nam do Hindusów. Ale kim byliby dziś "neopoganie z buntu", którzy przechodzą na pogaństwo z nienawiści do chrześcijaństwa? Tego nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

Warto jednak zwrócić uwagę, że dziś Watykan nie toczy ostrej wojny religijnej z całym światem. Dławi się samobójczą polityką. Nie wiem więc, czy wizja Marchwińskiego, w której Watykan ma swoich szpiegów i próbuje zniszczyć ostatni pogański bastion ma jakikolwiek sens? To raczej romantyzm w stylu Jabłońskiego; wielka walka idei o coś, co w danej epoce odbierane było zupełnie inaczej niż to sobie współcześni wyobrażają. XX i XXI w. to czas wielkich zmian w świadomości ludzi. Europa się laicyzuje (no i islamizuje, ale to już inna kwestia). Czy faktycznie dziś Polska byłaby tak religijnym krajem gdyby chrześcijaństwo nie nadeszło? Podejrzewam, że byłoby podobnie jak w Indiach. Pewnie dużo religii byłoby wśród proletariatu, totalny ateizm u średnich i wyższych grup społecznych, a intelektualny wymiar religia przybrałaby u lepiej wykształconych i zainteresowanych tematem.

Humor zawarty w książce jest średni, podejrzewam, że za dwadzieścia lat nikt z czytających nie będzie wiedział o co chodzi np. z Magdaleną Wtorek. Opisów też jest moim zdaniem mało, język autora również mnie specjalnie nie zachwyca; czasem czytam tego typu książki, żeby poprawić sobie zasób słownictwa. Tutaj jednak mało ich jest.

Taka alternatywna wizja rzeczywistości jakby przerysowana z amerykańskich seriali - wiadomo, kiedy pomysł na scenariusz kończy się po którymś z rzędu odcinku, bohater cofany jest w czasie i zmienia się wszystko wokół niego, albo przynajmniej on walczy o to, żeby rzeczywistość nie uległa owej zmianie. Seria filmów "Powrót do przyszłości", "Terminator" albo gra "Mortal Kombat 9" również przedstawiają ten motyw. Tutaj gdyby jakiemuś reżyserowi podsunąć tę pracę i dzieło W. Jabłońskiego, to nawet nie trudno by było stworzyć zwarty scenariusz do jakiegoś serialu o obrońcach pogaństwa, którzy po sześćdziesiątym odcinku cofają się w czasie i przenoszą do alternatywnego XXI w.

Ale wiadomo, fantastyka pisana dla młodych ludzi musi rządzić się swoim prawem. Mnie osobiście ta książka nie zachwyciła, ale w dobie życia internetowego zbrodnią byłoby nakłonienie młodych ludzi do unikania literatury. Czytajcie podciapki i bawcie się dobrze! Sława!