niedziela, 26 lipca 2015

Helena P. Bławatska "Doktryna tajemna 1-2"


Zabierając się za Bławatską doszedłem w mig do wniosku, że jej praca to jeden wielki, hinduistyczny bełkot. Nie czytało mi się "Doktryny tajemnej" tak uroczo jak choćby "Teozofii różokrzyżowców" Rudolfa Steinera, a tematy w końcu niejako zbieżne.  

Na szczęście po dwustu stronach doszedłem do wniosku, że "Doktryna tajemna" ma sens i można w tym wszystkim co Hela opisuje znaleźć jakąś monadę sensu, struktury i opisu mikrokosmosu w makrokosmosie. 

Rozmyślania ciekawe, poparte olbrzymią wiedzą z przekroju wielu religii świata. Głębić się nad sensem tego nie zamierzam, bowiem jest to wyższa szkoła teozofii, a ja jako ziarnko piasku na pustyni poznania celu wszechświata i jego zrozumienia jeszcze nie czuję się w pełni do tego zdolny. O ile kiedykolwiek będę (czyt. wyzwolę się w pełni z nałogów, a jestem bardzo blisko). 
W obecnych czasach polityki i nauki żaden symbol religijny nie może uniknąć profanacji czy nawet szydzenia. W południowych Indiach widziałam nawróconego, czyniącego pja z ofiarą przed posągiem Jezusa, ubranego w kobiece szaty z obrączka w nosie. Wyjaśniono mi, kiedy zapytałam o znaczenie tej maskarady, że ów posąg to Jezus-Maria, połączeni w jedno za zgodą księdza, ponieważ gorliwy nawrócony nie mógł kupić dwóch posągów czy bałwanów, jak je słusznie określił inny, nie nawrócony Hindus. Dla chrześcijańskiego dogmatyka wygląda to bluźnierczo, ale teozof i okultysta palmę logiki poda nawróconemu Hindusowi. (s. 104-105) 
Ma to sens? Nie od dziś wiadomo, że ma. 
Chrześcijanin, który mówi, że Bóg jest żywym ogniem i prawi o zielonoświątkowych ognistych językach czy o gorejącym krzaku Mojżesza, jest tak samo czcicielem ognia jak każdy dzikus. (s. 164). 
Moja uwaga jak wyżej (oczywiście kwestię rośliny, która płonie co ileś tam lat w rejonie Bliskiego Wschodu pomijam, bo ta już inna sprawa). 

Wzmianki o czterech stronach świata i ich władcach (s.165) nasuwają mi skojarzenie z ulubionym tematem. Nie będę więc tutaj tego rozwijał. Podobnie jak i kwestii chińskiej bogini Kwan-Yin, dla której miejsce w tradycyjnej wicca również by się znalazło.

Przez lekturę da się przebić, choć nie jest łatwa w odbiorze. Wytrwałym i mądrym gorąco polecam!