sobota, 6 czerwca 2015

Robert Witold Florkowski "Homo Nudus. Naturyzm w społecznej perspektywie"


Panie i Panowie! Poproszę wszystkich o powstanie, a poczet sztandarowy o wniesienie błękitnej flagi. Prawą rękę kładziemy na sercu. Do hymnu przystąp! 

Skoro już sobie zaśpiewaliśmy i posłuchaliśmy starego przeboju to czas na coś nowszego. Choć socjologiczne drgania nie dostrajają się idealnie z wibracjami fluidów w moim organizmie, to muszę przyznać, że książkę czytało się z wypiekami. Oczywiście, nie z wypiekami od słońca, pomimo, że czytałem ją także na plaży, a upalne dni dodatkowo motywowały mnie do połączenia przyjemnego z pożytecznym.

Książka Roberta Witolda Florkowskiego "Homo Nudus. Naturyzm w społecznej perspektywie" to analiza zjawiska naturyzmu dokonana od chyba każdej możliwej strony. Na pierwszym planie znajduje się socjologia. Mnie osobiście najbardziej wciągnął wątek historyczny. Autor zaznaczył jednak, że historia nie jest jego celem. A szkoda. Gdyby napisał coś o gimnozofii, wicca, naturystach chrześcijanach i kilku pokrewnych tematach uznałbym jego pracę  za rewelacyjną.  

Pozycja pełna ciekawostek. 
  • Chociaż narodziny współczesnego naturyzmu kojarzy się z Niemcami (schyłek XIX/XX w.), nie trudno zauważyć, że już wśród Polaków pojawiały się w tym okresie pierwsze grupy. Pewnie gdyby nie zabory bylibyśmy na kartach historii. 
  • Trochę śmieszy mnie to, że zjazdy naturystów odbywały się w miejscowości o nazwie Rowy. Sama nazwa budzi dziwne skojarzenia w tym kontekście. 
  • Podobają mi się podziały naturystów i ukazanie, że ruch ten nie jest jednorodny. Osobiście pływać czy opalać się nago bardzo lubię, ale już jazdy rowerowe po mieście, czy chodzenie po sklepach nago absolutnie nie leżą mi we krwi. 
  • Nie wiedziałem, że św. Franciszek z Asyżu wygłaszał rekolekcje nago. Co na to naturyści chrześcijanie, albo co gorsza, co na ten temat franciszkanie?
Ale już pewne znajome tematy zbiły mnie z nóg, jak ten cytowany przez Florkowskiego fragment z fakty.interia.pl: 
Kilku napastników pobiło wczoraj ludzi opalających się na plaży nudystów w podkrakowskim Kryspinowie. Bili i kopali plażowiczów, malowali ich też farbą w sprayu, atakowali mężczyzn, kobiety i dzieci. Trzy pobite osoby zgłosiły się do lekarza. Policja zatrzymała kilku podejrzanych mężczyzn (s. 136)
Czyżby jakaś ciekawa zabawa mnie ominęła? A od 17 lat tam chodzę ... 
Inny fragment nawiązuje do terenów rekreacyjnych nieopodal Krakowa: "Po drugiej stronie zalewu znajduje się plaża naturystów, gdzie wypoczywają między innymi geje i lesbijki" (s. 147)  
Ja tam zbyt wielu lesbijek nie widziałem. A wielbicieli cała masa. Nie wiem ilu się we mnie mogło zakochać, ale jestem łatwo w stanie oszacować ilość złamanych serc w danych procentowych wahających się od 100 do 100. 

Bardzo ciekawą kwestią omówioną przez autora jest terapeutyczne znaczenie naturyzmu. Podobnie jak cenne są jego uwagi na temat tego, jak do nauki podchodzi współczesna moralność namiętnie ją niszcząc i utrudniając. Dużo odsłonięć dziwnych, utartych przez społeczeństwo stereotypów np. tego, że naturyści są rozwięźli seksualnie. Prawdą jest, że na plaży obowiązuje konkretna etyka, a złamanie jej może doprowadzić do niemiłych sytuacji. Podobał mi się opis ruchów, które traktują naturyzm jako pewnego rodzaju komponent filozofii i postaw życiowych i osobiście uważam, że ma to pewien sens.

Książka świetna, gorąco polecam!

Czas na kolejną dawkę ideologicznej muzyki.