Stwierdzam jednomyślnie, że szukanie sobie nowych zainteresowań na siłę
jest bardzo ciężkie. Kupno i przeczytanie tej książki niemalże
potwierdziło moje założenie.
Ponieważ pewne osoby, które bardzo cenię za dorobek życia deklarują
(bądź deklarowali) się być konserwatystami, to doszedłem do wniosku, że
zapoznam się bliżej z ich punktem widzenia. Nie długo mi jednak trzeba
było dostrzec różnicę pomiędzy zwykłym konserwatyzmem a konserwatyzmem
liberalnym, który odpowiada mi znacznie bardziej.
Książka pisana jest strasznym językiem. Czasem miałem wrażenie, że
zgadzam się z autorem w pewnych kwestiach, niestety za chwilę pisał
takim filozoficznym układem wyrazów, że już nawet nie wiedziałem o co mu
chodzi i czy się z nim zgadzam, czy nie? Robi to tak chaotycznie, jakby
starał się ukryć własny brak argumentów na pewne tematy próbując zakryć
to głębią swojej mowy uczuć. A może to po prostu taki gatunek naukowej
prozy, do której nie jestem przyzwyczajony?
Jak zaznacza autor, w konserwatyzmie chodzi o autorytet. No tak. Po co
inne argumenty? Aczkolwiek założenie jest moim zdaniem całkiem w
porządku.
Już na stronach 8 i 9, miałem okazje przeczytać ciekawostki na temat
Polski. Tyle, że trochę odmienne od mojej emicznej wizji, po tym, jak
ponad trzydzieści lat żyję w tym kraju.
Twierdzę, że prawdziwym wrogiem prawa naturalnego nie jest sędzia, lecz polityk, a największe zagrożenie dla sprawiedliwych stosunków międzyludzkich stanowi próba odgórnego przerobienia społeczeństwa w zgodzie z pojęciem sprawiedliwości społecznej. (s. 12-13)
Coś jest na rzeczy.
Lecz ani socjalisty, ani liberała nie da się udobruchać. Ich fanatyzm (a będę dowodził, że nie ma większego fanatyzmu nad fanatyzm liberalizmu) nie dopuszcza możliwości ugody, a ich stwierdzenia wydają się czytelne, określone, osadzone w systemie. (s. 21)
J/w.
We wszystkich epokach w historii cywilizacji, poprzedzających naszą, zawsze istniała jakaś forma cenzury, niewiele natomiast jest okresów w równym stopniu skłonnych do aktów fanatycznego świętokradztwa w imię sztuki, dokonywanych w pogoni za tanią oryginalnością. (s. 141)
J/w.
Kto nie postrzega narodzin w aspekcie losu, ten może pozwać rodziców do sądu za to, że nie wykonali prenatalnych badań genetycznych albo obarczyć winą za swoje kalectwo lekarza, który odmówił usunięcia ciąży. Nie należy sądzić, że są to historie rodem z fantastyki. W tej właśnie chwili rozpatrują je amerykańskie sądy. (s. 299)
Bez komentarza. Dobrze, że nie urodziłem się dziewczynką. Ale mogę
narzekać na zbyt mało jasne oczy, słabe włosy, których mi powoli brakuje
i jeszcze kilka innych cech w urodzie. O zdrowiu nie wspomnę.
Świecka ideologia - obecnie nosząca nazwę "poprawności politycznej" - zawiera tyle absurdów, że trudno uwierzyć, aby była ona wytworem postępów edukacji lub oświecenia. (s. 300)
Nie mam pytań.
Nie powinno budzić zaskoczenia rozpowszechnianie się w Ameryce sekt manichejskich i czarownictwa. (s.301)
Udam, że tego nie zauważyłem... Po co sobie psuć piękny dzień?
Tradycyjne społeczeństwa dzielą się na klasę wyższą, średnią i robotniczą. We współczesnych społeczeństwach na podział ten nałożył się inny, również trójklasowy. W porządku rosnącym są to matoły, yuppie i gwiazdy. Ci pierwsi oglądają telewizję, ci drudzy robią programy, ci trzeci w nich występują. (s. 312)
Kolejny raz pełna zgoda.
Kiedy uzmysłowimy sobie jednak, jak głupawe są mity "postępu", przestaniemy widzieć rzeczywistość w ten sposób. (s. 331)J/w.
A więc ogółem pisząc, dużo mądrych rzeczy podanych w niestrawny sposób.
Dla ludzi o mocnych głowach.