Ostatnimi czasy wpadła mi w ręce książka Patricii Monaghan "Seasons of
the Witch. Poetry and Songs to the Goddess". Zasadniczo jest to tomik
poezji autorki wzbogacony o płytę CD z nagranymi utworami audio.
Ponieważ zdobyłem wersję piracką, płyty nie przesłuchałem. I
podejrzewam, że wiele nie straciłem na tym przedsięwzięciu. Może kiedyś
na YouTube pojawią się jakieś "dzieła" Pani Monaghan, wtedy nadrobię
zaległości, zwłaszcza w trakcie problemów z nudą.
Jakby tu ocenić tę "wielką" twórczość? Marne sacro songi, odpowiedniki
katolickiego sacro polo (typu: "... Bóg jest miłością, zbawieniem darzy i
kocha bardzo nas dzieci swe ..."). Wiersze bez ukrytego przesłania,
mniej więcej na poziomie tekstów Inkubusa Sukkubusa czy podobnych
ugrupowań. Autorka próbuje udawać wielką poetkę, a czyni to na typowym
dla eklektyków kanadyjskich poziomie. Nie jest to poezja "Starej
Dorothy" Clutterbuck-Fordham, która w swoich tekstach zakamuflowała
wiele prawd, tylko pieśni natchnione religijnością na poziomie uczennic
gimnazjum.
Może dla porównania zaprezentuję wiersz swojego autorstwa, będący adaptacją znanej piosenki:
WICCANICA
♩♩♩ Pogańska w żyłach płynie krew,Kapłanki, wino, taniec, śpiew,Zasadę w życiu mam fullfill, ♩♩♩An it harm none do what ye will!
Mniej więcej ten poziom, tyle, że tutaj jest o czterech porach roku, rytuałach, legendach etc.♩♩♩ Będzie! Będzie rytuał!Będzie się działo!I znowu nocy będzie mało! ♩♩♩Będzie głośno!Będzie radośnie!Znów przetańczymy nago całą noc!
♩♩♩
W każdym razie marne. Nie polecam!