Moi znajomi bynajmniej nie jeden raz prosili mnie o opinię dotyczącą
"Słowiańskiego tarota" autorstwa Jacka Stanisława Greczyszyna.
Uznałem, że skoro prowadzę ten blog i temat jest wdzięczny, koniecznym
jest poświęcenie temu zagadnieniu przynajmniej kilku zdań.
Zapotrzebowanie na "Tarota słowiańskiego" zaistniało prawdopodobnie w
świadomości rodaków już dawno temu. Scott Simpson pisząc w swojej
książce "Native Faith. Polish Neo-Paganism at the Brink of the 21st
Century" o "Wyroczni słowiańskiej" autorstwa Lecha Emfazego Stefańskiego
zidentyfikował ją z "tarotem słowiańskim". I choć z prawdziwym tarotem,
nie ma ona wiele wspólnego, to jednak sama idea nawiązania do klasyki
musiała z czasem zaistnieć w umysłach polskich neopogan.
Coś jest na rzeczy, skoro na konferencji naukowej "Neo-Pagan and Native
Faith Movements in the Central and Eastern Europe" organizowanej
wspólnie przez Akademię Krakowską im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego i
Uniwersytet Jagielloński, na wystawie w gablotkach w Bibliotece
Jagiellońskiej, "Wyrocznia słowiańska" pojawiła się w sąsiedztwie
"Tarota słowiańskiego" (patrz zdjęcie).
Tak więc "Słowiański tarot" znalazł się w doborowym towarzystwie panteonu zasłużonych dla sprawy Słowiańszczyzny. Nawiasem mówiąc, uważam, że ze wszech miar słusznie, bo jest tego wart.
IDEA
Wiele lat temu, kiedy rozpoczynałem swoją przygodę ze "słowiańską wicca"
(jak swój system religijno-magiczny wówczas nazywałem), bardzo byłem
łasy na wpływy lokalne, których w podręcznikach pisanych przez wiedźmy
(płci obojga) niestety zwyczajnie brakowało. Alergicznie reagowałem na
bezkrytyczne przyjmowanie obcych wzorców, nie przystających do geografii
występowania zjawiska. Stąd też dystansowałem się do idei głoszonych
przez m.in. wyznawców Asatru (choć wtedy nie znałem takiego pojęcia)
czy innych, którzy woleli bogów celtyckich czcić podczas "Ostary",
"Beltejn" czy "Jul". Zresztą nawet dziś nie patrzę na to z sympatią ...
Jeśli ideę istnienia dwóch pierwiastków: męskiego i żeńskiego w przyrodzie uznam za słuszną, a co za tym idzie koncepcję istnienia Boga i Bogini, to staje się to dla mnie propozycją do przyjęcia. Natomiast bezkrytycznie naśladując modę na "zachodniość" i przebieranie tych dwóch postaci w relikty obcych kultur, uważam za mało kreatywne. Polacy nie gęsi swoich bogów mają.
Nie od dziś wiemy, że Słowianie są bardzo specyficznym ludem i bardzo
wiele rzeczy tworzą we własnym, unikatowym stylu. Stąd przełożenie
pewnych elementów kultury na nasz świat zarówno religii jak i magii nie
jest prostym zadaniem.
A jednak Jackowi Greczyszynowi to się udało.
Jest oczywistym, że naszą słowiańską świadomością różnimy się trochę od
pogan z Wielkiej Brytanii czy innych krajów anglosaskich.
Wielokrotnie wcześniej toczyłem dysputy z innymi rodzimowiercami. Było to o tyle trudne, że moi adwersarze przez raptem kilka lat ustalili sobie kanon pojęć (np. Światowid ze Zbrucza jako Axis Mundi, chram jako świątynia pogańska), przyjęli go ortodoksyjnie i nie przyjmowali innych argumentów.
Osobiście uważam, ale się przy tym nie upieram, że pewne pojęcia czy
koncepcje, powinny zostać umiejętnie zaadoptowane do czasów
współczesnych. Stąd np. termin "kącina" używałem przez długie lata jako
określenie miejsca, gdzie odprawiałem swoje rytuały magiczne. Przez myśl
nawet mi nie przeszło, że kącina (wiem, rodzimowiercy wolą wschodni
termin "chram") to musi być konkretnie np. drewniana altanka jak chcą
niektórzy rodzimowiercy ...
W przypadku "Tarota słowiańskiego" autor zastosował podobną do mojej metodę - zaadoptował dawne pojęcia, słownictwo i symbolikę. Sprawiło to, w mojej opinii, że jego kreacja jest bardziej prawdziwa a mi szczególnie bliska. W dodatku bardzo kreatywna i daleka od ustalonych przez rodzimowierców kanonów terminologicznych.
W przypadku "Tarota słowiańskiego" autor zastosował podobną do mojej metodę - zaadoptował dawne pojęcia, słownictwo i symbolikę. Sprawiło to, w mojej opinii, że jego kreacja jest bardziej prawdziwa a mi szczególnie bliska. W dodatku bardzo kreatywna i daleka od ustalonych przez rodzimowierców kanonów terminologicznych.
ESTETYKA
Strona wizualna jest jedną z najmocniejszych stron tarota. W sposób
fascynujący połączone zostały współczesna grafika komputerowa z
elementami nawiązującymi do dawnej sztuki słowiańskiej. Wyeksponowano w
niej najciekawsze wątki z zachowanej wiedzy na temat religii naszych
przodków i wskrzeszono je nadając im nowy, magiczny kształt.
Przepełnione bogactwem symboli słowiańskich, barwną kolorystyką oraz
współczesnymi kompozycjami, przyciągają uwagę swoją
niekonwencjonalnością, urokliwym klimatem i tchnieniem minionych
wieków.
A IMIĘ JEGO 40I4
Za jeden z ciekawszych pomysłów autora uważam zamieszczone w tekście mity Zakonu 40i4.
Pewnie przeciwnicy zarzucą mi, że owe historie nie mają nic wspólnego z
tradycyjnymi legendami czy wierzeniami dawnych Słowian. Pozwolę sobie
jednak zwrócić uwagę, że podania powstałe współcześnie są
niejednokrotnie wykorzystywane w trakcie pewnych rytuałów religijnych.
Nawet wiccanie posługują się mitem wiccańskim stworzonym przez Geralda
Gardnera podczas jednego ze swoich misteryjnych cykli. Wykreowane i
przedstawione tu opowieści są dowodem wielkiej kreatywności i wyobraźni,
którą bogowie obdarzyli autora bardziej niż hojnie.
A więc ...
"Tarot słowiański" doskonale łączy elementy rodzimowierstwa
słowiańskiego, tarota,
poglądów Crowleya, a także elementów kultury słowiańskiej (bukwy,
mickiewiczowskie 40i4). Jest pod tym względem unikatowym dziełem. Oprócz
rzeczonej "Wyroczni słowiańskiej" nie spotkałem się z niczym równie
doskonale scalającym wszystkie te elementy, tak, by nie straciły
one sensu, a przekaz był czytelny.
Zarówno magia, kultura, religia słowiańska jak i prywatne inwencje
autora są tutaj doskonale połączone w spójnym i czytelnym przekazie.
Gorąco polecam, zarówno tarocistom, rodzimowiercom słowiańskim a także wszystkim słowiańskim czarownikom i czarownicom!
W przyszłości z całą pewnością zrecenzuję tutaj inną pracę autorstwa Jacka Greczyszyna.
W przyszłości z całą pewnością zrecenzuję tutaj inną pracę autorstwa Jacka Greczyszyna.