czwartek, 28 listopada 2013

Ann Moura "Grimoire For the Green Witch"


Ponieważ ostatnim czasem więcej piszę niż czytam, stwierdziłem, że dla relaksu wezmę kolejną prostą książkę "na jedno spojrzenie". A właściwie to na "złe oko". Przeczytałem kolejnego "pogańskiego harlekina", który oderwał mnie na chwilę od Facebooka. Czyli czytasz i nie myślisz co czytasz. Tak jak warto czynić w przypadku opisywanej tu wcześniej książki autorstwa Mojmiry.

Nawet analogicznie. Jakieś kolejne bzdurne New Age'owe rytuały, mnóstwo tabelek z omawianymi po raz tysięczny tematami (zapachy, kolory, kamienie, planety, sygile, znaki zodiaku, bogowie, medytacje etc.). I jak zwykle rytuały magiczne, jakie może wykreować każdy: na ochronę domu, oczyszczenie pokoju, błogosławieństwa nowego domu, ubezpieczenie od wypadku lub zagrożenia, ochrona samochodu, zaklęcie anty-huraganowe, zaklęcie anty-piorunowe, na urodzaj i ciążę (akurat to ostatnie nie wymaga wielkiej ingerencji magicznej), by pchnać kogoś do akcji ... 

Nie wiem tylko dlaczego nazywa się to "zielonym czarownictwem"? Równie dobrze można to nazwać "seledynowym czarownictwem", albo "czarostwem eklektycznym". Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.

Kolejny gniot do zamknięcia w indeksie ksiąg zakłamanych. 

Nie polecam.