Aidan Kelly należy niewątpliwie do bardziej znanych amerykańskich
czarowników XX w. Właściwie to idealnie wpasowuje się w schemat, w
którym mieści się przeciętna, amerykańska wiedźma-celebrytka. Bo żeby
stać się Witch Celebrity trzeba po prostu spełnić cztery warunki:
- Zostać inicjowaną/ym w co najmniej dwóch istniejących tradycjach czarownictwa (tutaj mamy wicca gardneriańską i tradycję Feri).
- Założyć swoją własną tradycję (w tym przypadku The New Reformed Orthodox Order of the Golden Dawn).
- Napisać kilka książek, udzielić masy wywiadów, zrobić niejeden show medialny etc. (Jak omawiane w niniejszym poście dzieło plus inna publiczna działalność, którą można przeczytać choćby w znanej pracy Margot Adler).
- Założyć własną organizację walcząca o prawa pogan (wpływy w The Covenant of the Goddess).
Tak więc obok Starhawk, Gwyddiona Pendderwena, Zsuzanny Budapest, Aidan Kelly
jest bardzo znaną w tym środowisku osobą. O ile dobrze pamiętam, oprócz tego,
że jest czarownikiem, wstąpił do Kościoła katolickiego, twierdząc że
można być wyznawcą obu religii.
Tutaj się jednak wolę nie zarzekać, bo moja cholerna pamięć różne figle
potrafi płatać, a nie chcę należeć do grona osób, które koniecznie
planują Kelly'ego dyskredytować. Z drugiej strony może i by sobie
zasłużył na to ...
Cóż możemy o książce w skrócie powiedzieć?
Duża ilość ciekawostek. Generalnie Kelly opowiada o powstaniu i ewolucji
gardneriańskiej wicca. Świetnie opisuje skąd stary Gerald czerpał
inspiracje. Tutaj pojawiła się dla mnie pewna nowość co do kilku nazwisk
oraz wpływu Hermetycznego Zakonu Złotego Świtu, o czym wcześniej nie
wiele wiedziałem (podstawowe źródła o tym wspominały, ale nigdy nie
podawały szczegółów). Kelly zwraca uwagę, że ruch gardneriański jest
bardzo niejednolity, po zmianach, które Gardner wprowadzał przy i po
współpracy z Valiente. W przeciągu kilku lat powstały właściwie dwa
odmienne od siebie pod wieloma względami w swoich praktykach nurty
gardneriańskie. (Jest to pewne przeciwieństwo tradycji
aleksandriańskiej, która pomimo zmian dokonywanych czy to przez Alexa i
Maxine na przestrzeni lat, czy to założycieli poszczególnych
aleksandriańskich linii, jednak zachowuje silny rdzeń).
Oprócz ciekawostek, są też "śmieszne ciekawostki". Połowa książki jest
na temat masochistycznych skłonności Gardnera; niemalże motyw przewodni w
rozważaniach nad nim. Jest trochę o najstarszej historii wicca, jednak
uważam, że autor za długo dochodzi do czegoś, co i tak było już mi
wcześniej wiadome, m.in. kim była "Ameth"? Jest oczywiście trochę o
Starym George'u Pickingillu, którego sens, podobnie jak i istnienie
covenu z New Forest Kelly neguje jak tylko może. Cóż, w dobie tego co
opisał Heselton, podając kilka nazwisk, trudno myślę podważać fakt
istnienia tego covenu, a nawet jego wcześniejszych protoplastów.
Osobiście uważam, że nawet jeśli Gardner stworzył wicca, wykorzystał
wiedzę zdobytą od ko-masonów, różokrzyżowców, O.T.O., Towarzystwa
Teozoficznego, Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, Ancient British
Church, druidów, Klubu Czterech Akrów, Stowarzyszeń Zaklinaczy Koni,
Zakonu Rycerstwa Puszczańskiego etc. bla, bla, bla ... To i tak oparł
się w założeniach ideowych na tym, co poznał u wiedźm z New Forest.
Nawet jeśli czciły one "Diabła" (jak czasem w pewnych nurtach
tradycyjnego czarownictwa nazywano Rogatego Boga, utożsamiając go z
chrześcijańskim Szatanem), co udowodnione nie zostało, to na pewno
wprowadzone przez niego zmiany odwróciły stworzony przez niego kult
wicca w zupełnie inną stronę. To tak jak czasy PRL miały się do dzieł
Marksa i Engelsa, albo wizji ideowych prekursorów komunizmu. Czyli
nijak. Tak jak Ordo Templi Orientis było stowarzyszeniem
quasi-masońskim, a dopiero po reformach Crowleya stało się zakonem
thelemicznym. Jakiś wątek zaczerpnięty i przekształcony w zupełnie coś
innego.
Jest też wiele dziwnych informacji; rozbawiła mnie ta na
temat Alexa Sandersa, że rzekomo nie był on inicjowany na drugi i
trzeci stopień ... Czasami Kelly ewidentnie pokazuje, że nie żywi
sentymentu do tradycji gardneriańskiej. Może jest to z jego strony próba
zareklamowania swojego nurtu? Krytycznie odniósł się do wielu poglądów
Gardnera, jednak na nim się wzoruje. Hipokryta z niego. Na końcu
książki jest trochę jego własnych poglądów na temat nowych ruchów
religijnych. Podawane są ciekawe statystyki np. o 6 milionach Gardnerian
w USA. Jakoś w to niezbyt wierzę... Ponadto te aneksy to czyste
wodolejstwo.
Ale książkę gorąco polecam wszystkim sympatykom tematu.