czwartek, 30 sierpnia 2012

Scott Cunningham i David Harrington "Magia Domowa. Zaklęcia i rytuały dla czterech kątów"


Scott Cunningham należy niewątpliwie do grona najbardziej znanych czarowników XX wieku. Świadczy o tym choćby ilość sprzedanych publikacji, a także sam fakt, że ukazały się one w wielu krajach w różnych językach. Czy jednak zyskał on przychylność wszystkich? Jak mówi stare powiedzenie "Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził".

Największym zarzutem stawianym temu panu, jest to, że należy on do czołowych propagatorów terminu "wicca",  jako określenia religijnego światopoglądu opartego na praktykach magii, nie zaś jako inicjacyjnej, misteryjnej religii czarownic stworzonej przez Geralda Gardnera i rozbudowanej w innej formie przez Alexa Sandersa. Ale cóż, Ameryka to Ameryka. Tam wiele pojęć się zmienia. Najgorsze tylko jest to, że amerykańska moda jest bardzo dobrze zauważalna nawet na terenie Rzeczypospolitej, gdzie niejedna osoba praktykując amerykański lifestyle zaczyna głosić, że samo uważanie się albo rzekome "czucie styczności" jest równoznaczne z byciem kimś, pomijając etniczne pochodzenie, życie w innej kulturze etc. 

Popularność Cunningham zyskał nawet wśród tradycyjnych wiccan, bo jak miałem okazję zauważyć, pewna wiedźma na swoim blogu głowiła się nad "13 Celami Czarownicy", zasadami, które Cunningham ustalił. Podziwiam ten fenomen, kiedy np. wiccanie tradycyjni cytują Starhawk, Budapest albo Grimassiego. To tak jakby narodowi bolszewicy zamiast mowy Stalina publicznie cytowali teksty Hitlera i czerpali z tego inspirację ... Ale cóż, jak mawiał Nietzsche "Wola to siła". Mniejsza o to ... 

Ale idziemy dalej - szmatą i miotłą! (Gwoli ścisłości taki tytuł nosi jeden z rozdziałów). Książka Cunninghama i jego ucznia Harringtona to zbiór wielu ciekawostek dotyczących ludowych praktyk magicznych związanych z domem, jego wyposażeniem etc. Mamy tutaj ładnie podane informacje jak możemy wykorzystać miotłę lub popularniejszego w XXI w. mopa. Magia dokonywana przy kominku, w garażu, w ogrodzie. Magia mebli, zwierząt domowych etc. Kolory, kadzidła, zioła, pluszowe misie, czerwone kokardki, butelki wiedźm, kule czarownic etc. Śmieszą może trochę ożywiane figurki ochronnego Wikinga albo "Zaklęcie Samochodowego Dinozaura", ale cóż, trzeba iść z duchem czasu. No, posiadanie w domu małpy czy nietoperza też wydają mi się lekko sprzeczne z dotychczasową modą.  

Wbrew wszelkim pozorom autor nie za często używa pojęcia "wicca" jakby tego wszyscy chcieli. W tekście spotkałem się z tym kilka razy. No, może pod koniec mowa jest o popularnym temacie koła roku i praktyk magicznych powiązanych z każdym ze świąt. Oczywiście oprócz tradycyjnych ośmiu sabatów są także Sylwester i Nowy Rok, Walentynki i Święto Dziękczynienia. Mnóstwo "zabobonów" wyjaśnionych przez autora na czym polegają, jak urządzić domowy ołtarzyk etc.

Główną wadą książki jest jej polski przekład. Mam wrażenie, że tłumacz nie zna dobrze tematu, albo tłumaczy to wszystko bardzo prostolinijnie: Święto Beltane, Jul, albo jak wskazują poniższe cytaty:
Jednak znacznie więcej osób zna to święto pod nazwą May Day (święto wiosny). (s.193)
Później niestety zyskał złą reputację przez Hitlera, który niefortunnie wykorzystał swastikę (sanskryt) jako symbol swojego nowego porządku. (s.233) 
I generalnie książkę mogę gorąco polecić sympatykom tematu magii ludowej. Sam uwielbiam tego typu lektury, uważam, że kasy nie zmarnowałem. Pełno swoistego rodzaju dawnej duchowości odtwarzanej na nowo. Książkę się czyta cudownie. Typowe pogaństwo dla osób lubiących je od eklektyczno-synkretycznej strony.