Do niedawna szczerze wierzyłem, że odkryłem wszystkie możliwe ścieżki, z
których zrodziło się współczesne czarownictwo. Jakże człowiek jest
lekkomyślny... Okazuje się bowiem, że w Szkocji istniały quasi-masońskie
stowarzyszenia m.in.: Słowo Honoru Jeźdźców (Horseman's Word), Słowo Honoru Młynarzy (Miller's Word) czy inni magowie jak np.
ropuchrzarze (toadsmen). O tym wszystkim szczegółowo traktuje antologia
"The Society of the Horseman's Word". Książka ta jest zbiorem
opublikowanych na początku ubiegłego stulecia artykułów (co poniektórzy
chyba nie wywiązali się z dotrzymania przysięgi, którą składali w owych
bractwach), poezji, historii, praktyk owych tajnych stowarzyszeń. Dużo
jest opisów ludowej magii, która wymiata swoją treścią współczesne
praktyki znane choćby z New Age'owych podręczników dostępnych na polskim
rynku.
Mamy tutaj sporo o ciekawych inicjacjach młodych ludzi, którzy w kwiecie
wieku nocą, o północy udawali się na swoje inicjacje do tajemnych
bractw. Jak wynika z jednego z wywiadów:
In a horseman's hall where the sun never shone, the wind never blew, a cock never crowed and the feet of a woman never trod. (s.107)
Z butelką Whisky i skąpą przegryzką, najpierw pukało się trzy razy,
potem podawało hasło. Wchodziło się na ceremoniał. Obnażało lewą nogę i
prawą rękę. Z klapkami na oczach przechodziło tajemny rytuał w którym
nie brakowało elementów z mitologii greckiej, aniołów strzegących
czterech stron świata, ludowego Diabła grzechoczącego kajdanami czy
chrześcijańskich fragmentów modlitw, tj. odwołania do Św. Trójcy.
Przysięga nie wyrządzania krzywdy koniom, przysięga milczenia,
zdobywanie wiedzy o magii (głównie za pośrednictwem kości wyciąganych z
trumien), maści z ropuch etc. A więc takie to obrzędy po cichu
odprawiali młynarze, koniarze, ropucharze czy oracze. Cud miód, kiedy
się o tym czyta.
Masoneria w wersji soft dostrzegalna jest jak widać w szkockiej kulturze
dość mocno. Ale, że nawet lud prosty miał takie zorganizowane grupy? No
cóż, z drugiej strony dawniej nie było portali towarzyskich, telefonów
komórkowych - a każdemu coś się od życia należało.
Kwestia, która by mnie osobiście interesowała to powiązania ze
współczesnym czarownictwem, których wyraźnie nie brakuje. Czyżby zatem i
to mogło być jednym z podstawowych korzeni, o których pozostałe źródła
milczą lub wspominają ogólnikowo? I znowu jesteśmy dalej od poznania
prawdy niż bliżsi odkrycia kamienia filozoficznego....
Cóż... Zastanawiam się, czy dzisiaj może istnieją jakieś "kwazi masońskie" stowarzyszenia wolnokomputerowców, wolnoobsługiwczy taśm produkcyjnych, tajne bractwa listonoszy czy wolnokomórkowców?
Ale książkę polecam ponad to wszystko! Jest świetna!