środa, 27 czerwca 2012

"The Society of the Horseman's Word"


Do niedawna szczerze wierzyłem, że odkryłem wszystkie możliwe ścieżki, z których zrodziło się współczesne czarownictwo. Jakże człowiek jest lekkomyślny... Okazuje się bowiem, że w Szkocji istniały quasi-masońskie stowarzyszenia m.in.: Słowo Honoru Jeźdźców (Horseman's Word), Słowo Honoru Młynarzy (Miller's Word) czy inni magowie jak np. ropuchrzarze (toadsmen). O tym wszystkim szczegółowo traktuje antologia "The Society of the Horseman's Word". Książka ta jest zbiorem opublikowanych na początku ubiegłego stulecia artykułów (co poniektórzy chyba nie wywiązali się z dotrzymania przysięgi, którą składali w owych bractwach), poezji, historii, praktyk owych tajnych stowarzyszeń. Dużo jest opisów ludowej magii, która wymiata swoją treścią współczesne praktyki znane choćby z New Age'owych podręczników dostępnych na polskim rynku.

Mamy tutaj sporo o ciekawych inicjacjach młodych ludzi, którzy w kwiecie wieku nocą, o północy udawali się na swoje inicjacje do tajemnych bractw. Jak wynika z jednego z wywiadów: 
In a horseman's hall where the sun never shone, the wind never blew, a cock never crowed and the feet of a woman never trod. (s.107) 
Z butelką Whisky i skąpą przegryzką, najpierw pukało się trzy razy, potem podawało hasło. Wchodziło się na ceremoniał. Obnażało lewą nogę i prawą rękę. Z klapkami na oczach przechodziło tajemny rytuał w którym nie brakowało elementów z mitologii greckiej, aniołów strzegących czterech stron świata, ludowego Diabła grzechoczącego kajdanami czy chrześcijańskich fragmentów modlitw, tj. odwołania do Św. Trójcy. 

Przysięga nie wyrządzania krzywdy koniom, przysięga milczenia, zdobywanie wiedzy o magii (głównie za pośrednictwem kości wyciąganych z trumien), maści z ropuch etc. A więc takie to obrzędy po cichu odprawiali młynarze, koniarze, ropucharze czy oracze. Cud miód, kiedy się o tym czyta.

Masoneria w wersji soft dostrzegalna jest jak widać w szkockiej kulturze dość mocno. Ale, że nawet lud prosty miał takie zorganizowane grupy? No cóż, z drugiej strony dawniej nie było portali towarzyskich, telefonów komórkowych - a każdemu coś się od życia należało. 

Kwestia, która by mnie osobiście interesowała to powiązania ze współczesnym czarownictwem, których wyraźnie nie brakuje. Czyżby zatem i to mogło być jednym z podstawowych korzeni, o których pozostałe źródła milczą lub wspominają ogólnikowo? I znowu jesteśmy dalej od poznania prawdy niż bliżsi odkrycia kamienia filozoficznego....

Cóż... Zastanawiam się, czy dzisiaj może istnieją jakieś "kwazi masońskie" stowarzyszenia wolnokomputerowców, wolnoobsługiwczy taśm produkcyjnych, tajne bractwa listonoszy czy wolnokomórkowców?

Ale książkę polecam ponad to wszystko! Jest świetna!