Także dlatego właśnie (jeśli nadal pozostaniemy bezczynni) będzie ich coraz więcej. Będą żądać coraz więcej, będą nas drażnić i dyrygować nami coraz bardziej. Aż nas sobie podporządkują. A zatem pertraktowanie z nimi jest niemożliwe. Próba dialogu - nie do pomyślenia. Okazywanie pobłażliwości - samobójcze. A ten, kto myśli inaczej, jest głupcem. (s. 92-93)
Słyszałem, że autorka ściągana była przez muzułmańskie środowiska
terrorystyczne, za to co napisała. Że też te środowiska się nie
wstydzą ...
Z Arabami jest jak z pszczelim ulem, lepiej nie drażnić bo użądlą,
hodując ich można mieć "miód i wosk", ale zasiedlając własny dom
pszczołami - katastrofa, która zakończyć się może nawet śmiercią.
Książka Oriany Fallaci to wielki głos do tłumów, by w końcu przejrzeli
na oczy, z czym mają do czynienia.
Czym jest islam? Jaka to brutalna
kultura, która dziewczynkom wycina łechtaczki, kobiety wysadza w
powietrze dla przyjemności? Nie istnieje liberalna religia Mahometa; muzułmanie gardzą naszą kulturą,
wartościami i zależy im tylko na unicestwieniu nas, do czego otwarcie
się przyznają. Szok. Normalnie nowość jak dla przeciętnego Europejczyka
... Nawet mieszkającego z dala od tego wszystkiego.
Praca pani Fallaci jest emocjonalnym, rozhisteryzowanym wykładem,
przepełnionym wulgaryzmami i traumatycznymi wydarzeniami z życia autorki; przeżyła włoski faszyzm, a jej ojciec z nim walczył. Jako argumentami
autorka posługuje się obiegowymi historycznymi faktami, czasem badając
je głębiej odnieślibyśmy wrażenie, że lekko przesadza lub nie zna ich
tak perfekcyjnie jak to możliwe. Fallaci gubi się we własnych
przekonaniach - raz wychwala Amerykę, raz Włochy, skąd pochodzi. Raz
chwali kulturę współczesną, raz ją potępia.
Gdyby nie zaznaczyła, że jest Włoszką, pomyślałbym, że jest typową zakamuflowaną Żydówką, która widzi tylko dobrą Amerykę i jej wartości, a zły świat islamu. Głównym złym jest Bin Laden, dobrym jest Dalaj Lama, wież WTC nie wysadził Mossadh tylko muzułmańscy terroryści...
Gdyby nie zaznaczyła, że jest Włoszką, pomyślałbym, że jest typową zakamuflowaną Żydówką, która widzi tylko dobrą Amerykę i jej wartości, a zły świat islamu. Głównym złym jest Bin Laden, dobrym jest Dalaj Lama, wież WTC nie wysadził Mossadh tylko muzułmańscy terroryści...
Cóż tu powiedzieć jeszcze? Książka oczywiście ma wiele plusów i
swoistych truizmów, których Fallaci nie pominęła. Zwraca uwagę, jaką
"kulturą" jest mahometanizm, ile wniósł do światowego życia (nic
poza zerżnięciem pewnych rzeczy od ludów sąsiednich), że tylko wszystko
niszczy ... O tym jak słowo "rasista" staje się kneblem do zamykania
ludziom mord, kiedy walczą z przestępcami.
Podobały mi się też rozważania o Włochach, którzy swoją mentalnością
do złudzenia przypominają Polaków, tj. nie potrafią się jednoczyć w imię
wspólnej sprawy. Przeciwieństwem tego mają być solidarni patrioci
amerykańscy, wspaniały kraj wolnych ludzi ... blablabla ... Ale jak
napadają na wolne arabskie państwa to wszystko jest ok. Tego pani
Fallaci jakoś nie rozważa.
Książka jest pełna przesady. Zdecydowanie bardziej polecam jeden
rozdział "Salonu" Waldemara Łysiaka, którego to autor jadąc po wszystkim
"co wspaniałe" we współczesnym świecie
opiera się na samych faktach i nie napełnia treści idiotyczną histerią,
jak nie zawahała się uczynić tego pani Fallaci.
Zbyt wiele rzeczy, które dostrzegam ja, nie dostrzega autorka.
Zbyt wiele rzeczy, które dostrzegam ja, nie dostrzega autorka.