czwartek, 19 kwietnia 2012

Ewa Ferenc "Polskie tradycje świąteczne"


Jak mówiłem i pisałem wielokrotnie (akurat nie wyrażałem tego często na tym blogu) - nie ma wspanialszego folkloru niż nasz polski! Stworzony na przestrzeni tysiąclecia, zebrał rodzime, słowiańskie napływowe, głównie sąsiednie (bałtyjskie, germańskie). No i rzecz jasna,  skażony chrześcijaństwem stopił w jedną całość coś, czego nam w chwili obecnej ubywa pod wpływem modnego bycia ostatnimi czasy "światowymi", lub przynajmniej "euro" obywatelami. 

Nie chcę już cytować niemieckich nazistów jak niszczyć najprościej narody ... Oczywiście żyjemy w wieku tolerancji i poprawności politycznej, dlatego uważam, że wszelkie inne poglądy na ten temat powinny zostać rozstrzelane pod bezużytecznym, starym murem, a zwłoki zakopane w leśnych gęstwinach ... Ale mniejsza o to. Wróćmy do tematu. 

Miałem przyjemność przeczytać książkę Barbary Ogrodowskiej o obyczajach polskich, która bardzo mnie wciągnęła. Teraz przypadkiem wpadła mi w rękę praca Ewy Ferenc "Polskie tradycje świąteczne". Co więcej o tym dziele?

Podobnie jak poprzednio książka opisuje rok liturgiczny, kult świętych w Polsce, obyczaje świąteczne i wierzenia z nimi związane. Kolejna sielanka.

W oko wpadły mi oczywiście zwyczaje ludowe. Do niedawna patrzyłem krzywym okiem na Hiszpanów, którzy na początku lat 90. ubiegłego stulecia zakazali wielkanocnego zwyczaju zrzucania żywej kozy symbolizującej Judasza z wieży prosto na beton ... Okazuje się, że Polacy to samo robili z czarnym kotem. Ciekawy był też zwyczaj bicia kijami Żydów jako pomstę za Jezusa w to samo święto. Słodki, ludowy antysemityzm widoczny był w pieśniach i zaklęciach:
A we czwartek z rana
Sprzedał Judasz Pana
Za trzydzieści srebrników
Żydom niewolnikom (s.111).

I dalej: 

Kąkolu, kąkolu nie lataj po polu.
Tylko po pańskim, albo po żydowskim! (s.124).
Dużo o złych czarownicach. Ludzie mieli po prostu manię prześladowczą na punkcie tych istot. Znali doskonałe sposoby jak sobie z nimi radzić. Zastanawiam się, czy faktycznie były tak skuteczne jak przedstawia to wiara ludu? Opisany jest zwyczaj sikania do żuru pod koniec trwania Wielkiego Postu,  smarowania tym drzwi pannom, robienia sobie jaj przez młodzież w kościołach w trakcie mszy. Jest też wzmianka o krakowskiej Rękawce i tu powiedzenie:
Szumi woda naokoło stawka.
Najmilszym dniem w roku jest dla nas Rękawka! 
Wprawdzie obyczajowość tego święta uległa lekkiej zmianie, ale może nawet przez to jest lepiej? 

Jest wzmianka o walce Marzanny z Dziewanną w ludowej obrzędowości, a pogańskich akcentów w wierze dawnych Polaków odnajdujemy znacznie więcej, m.in. zwyczaj obchodzenia trzykrotnie ula w Wielkanoc, strach mazowieckiej ludności przed piorunem w święto Piotra Palikopy (1 sierpnia), obchody z gaikiem, podłaźniczka i to, co ją w późniejszym czasie zastępowało w Boże Narodzenie. Ciekawa jest procesja z kurkiem podczas Wielkanocy.

Czytając dostrzegłem wiele minusów. Książka ta początkowo ukazała się w 1988 r., pewne informacje w niej uległy przedawnieniu. Pisana jest językiem starym, nie czyta się jej szybko, jest trochę "za katolicka", co nawet da się poznać po notce biograficznej autorki i wydawnictwie; dużo jest zbędnej hagiografii. Podane są daty świąt konkretnych patronów i ich biografie, ale w kilku przypadkach nie ma większych wzmianek o legendach ludowych czy obyczajach związanych z dniem danego "świętego". Jak pokazuje cytat wyjaśniający jedzenie pisanek na Wielkanoc:
Powiadano też, że Chrystus Pan powstał z grobu jako pisklę z jajka. (s.131)
Pewne informacje np. o  pochodzeniu kultu świętych od pogańskich bogów nie występują wcale. Zdziwił mnie  fragment dotyczący św. Wojciecha: 
Powstanie metropolii polskiej, uznanie niezawisłości Polski i koronowanie pierwszego polskiego króla było największym cudem męczennika. (s.142) 
O co do Licha chodzi z tą koronacją pierwszego króla? Kompletnie nie mam pojęcia. 

Czy warto? Warto, jednak lepiej czytać ją jednym okiem niż traktować jako pewnik w dziedzinie polskiej ludowości.