Dla zmiany klimatu postanowiłem przeczytać książkę Hastingsa Donnana
& Thomasa Wilsona "Granice tożsamości, narodu, państwa". Myślałem, że umrę, podobnie
kiedy czytałem "Sceniczne rytuały "Simona Fritha ... Do połowy typowy naukowy bełkot, ale
już za chwilę, pojawiają się ciekawe rzeczy.
Do tych ciekawych niewątpliwie zaliczyłbym wzmianki o pojęciu "nation" w języku angielskim. Tam to pojęcie równa się z pojęcia
"państwa", a narodowości, które nie mają swojego państwa nie są
"nejszyn". Stąd też Polacy przed uzyskaniem niepodległości, nie
uchodzili za naród. Ale to jak zwykle dowodzi, że my Polacy mamy więcej; u nas pojęcia państwa kojarzy się z narodem, etnosem, językiem,
kulturą. U Brytyjczyków to już tylko formalny status oparty na tym, co
lokalnie wyhodowane i co na wyspę przygarnięte. W mniejszym, czy
większym stopniu zasymilowane. Ale cóż, jako nacja lubiąca ideały
amerykańsko-zachodnie, będziemy zmierzać w kierunku punktu widzenia
brytyjskiego, na czym jak zwykle wyjdziemy jak "Zabłocki na
mydle" ... Dobra! Dosyć tych odezw do narodu.
Inne ciekawostki, które niewątpliwie wciągają i przemawiają za tym, by
tę książkę przeczytać to wzmianki o sytuacjach na granicach Meksyku i
Stanów Zjednoczonych, Irlandii Północnej i Irlandii Południowej (jest
tego znacznie więcej, ale tu było najciekawiej, zwłaszcza w przypadku
handlu i niższych cen w Irlandii Północnej). Jest rozdział o ciele (i
polityce ciała), przewożeniu AIDS, przemocy i prostytucji
przygranicznej. Trochę o nielegalnym handlu, złych chłopakach tureckich,
którzy zgrywają macho, o wrażliwych Meksykanach, którzy emocje
na stadionach pokazują jak chłopcy emo ... O izraelskich dziewczynach,
które lecą na wszystkich (zupełna nowość jak dla mnie!). Wciąga rozdział
o hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej i tamtejszym tanatomaniackim kulcie
(i rytuale) śmierci w Melilli (motto "Umrzeć to największy honor",
zawołanie "Niech żyje śmierć!" czy hymn "Schadzka ze śmiercią"). Gorzej
niż w amerykańskiej armii. Podobały mi się rozdziały o radzeniu sobie
z mniejszościami etnicznymi. Cenię silne rządy, które wiedzą, że
pozwalanie im wchodzić sobie na głowę, nie przynosi
dobrych rezultatów żadnej ze stron.
Rozdział o polityce ciała rządzi. A dla smaku taki fragmencik, który autorzy cytują z pracy Malkki:
Usta, mózg oraz głowa w całości, a także odbyt to te miejsca na ciałach mężczyzn, na których oprawcy szczególnie się koncentrowali. O ciałach kobiet mówiono, że były niszczone głównie przez pochwę i macicę. Kiedy złapana kobieta była w ciąży, brutalność koncentrowała się nieodłącznie na jej łonie, a szczególnie na połączeniu matki z dzieckiem. W przypadku dziewczynek w wieku szkolnym stosowanie przemocy zaczynano od pochwy. Zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn [...] tworzono systematyczne połączenia między pochwą i odbytem a głową za pomocą bambusowych tyczek [...]. Penetracja głowy przez odbyt, a także inne sposoby rozgniatania głów były postrzegane jako dekapitacja intelektu i, na bardziej ogólnym poziomie, miały na celu uczynienie Hutu bezbronnymi, politycznymi impotentami.(s. 187-188).
Polecam! Świetna książka!