Simon Frith "Sceniczne rytuały. O wartości muzyki popularnej" to jedna,
wielka socjologiczna pigułka na bezsenność. Od dawna nie czytałem
niczego równie nudnego. Badacz analizuje stosunek słuchaczy do muzyki,
próbuje wysnuć filozoficzne powody, dla których ludzie jej słuchają.
Pisze trochę o folku, muzyce klasycznej, jazzie i kilku innych odmianach np. "heavy metalu". To ostatnie już w moich oczach go skreśla jako wspaniałego
badacza, bo nie poznał dobrze różnych odmian tej muzyki, a
żeby ją badać nie trzeba wcale być muzykologiem. Ja nim nie jestem, a
wiem, że metal to nie tylko heavy metal, ale też wiele innych ciekawych
postaci.
Książka jest pełna moich własnych poglądów na muzykę, jaką
zdołałem sobie wyrobić przez wiele lat chodząc ubranym na czarno,
w ciężkim obuwiu, z długimi włosami. Tyle, że u mnie
prezentowało to mikroskalę wokół subkultury metalowej, zawężoną tylko do pewnych muzycznych fuzji, a
pan Frith próbuje wciągnąć to w szerszy zakres całej muzyki. Może i dobrze. Dzięki
temu miałem kilka ubaw.
Najbardziej śmieszyły mnie te postawy fanów
muzyki rap czy jazz i rozważanie ich w etno-rasowym kontekście. Może nie
aż tak dokładnie zostało to powiedziane, ale czytanie pomiędzy
wierszami dodało mi uciechy aryjskiego ducha ... Z wiadomych względów.
Co z tego dzieła zapamiętałem? Wyrażenie "Up Yours!" co znaczy tyle co "Goń się!". Z kolei Torch songs - to pieśni o nieszczęśliwej miłości. Nie znałem wcześniej tego określenia.
Jeden wielki, typowy naukowy esej, oparty na dobrych źródłach. Tylko, nie
zrozum mnie źle czytelniku; książka absolutnie nie jest głupia, autor na
prawdę wykorzystał wiele źródeł, zanim ją napisał. Recenzje na okładce
również wskazują na to, że nie bez powodu owo dzieło zostało
przetłumaczone na język polski. W każdym razie interesująca jest jak
biografia Róży Luksemburg ... Czy mogę ją polecić? Wytrwałym jednostkom i
badaczom.