Tak, kilka godzin temu skończyłem czytać kolejne wielkie dzieło dotyczące biografii słynnego angielskiego czarownika Geralda Gardnera, ojca religii wicca (nie czepiać się użytej tu w tym zdaniu nomenklatury proszę). Jack Bracelin, czyt. Idries Shah, bo to właśnie nauczyciel sufizmu i przyjaciel Gardnera miał być rzekomo autorem owej publikacji, a ponieważ korzenie miał afgańsko-hindusko-szkockie, zajmował się sufizmem, wolał, żeby jego nazwisko nie było kojarzone z żadnymi formami czarownictwa. Stąd też, jak głosi oficjalna historia, po napisaniu wszystkiego, ustalił wraz z Jackiem Bracelinem, że umieści jego nazwisko na okładce swojej książki.
Co
powiedzieć można o tej pozycji? Na pewno żaden sympatyk tematu, jakim
jest współczesne czarownictwo nie przejdzie obok tego dzieła obojętnie. Osoba,
która będzie chciała przeczytać to dzieło, na pewno spodziewać się
będzie historii energią i olejem eterycznym płynącej. Od cudownych
objawień, przez wizje bogów po cudowne odnalezienie covenu na terenie
New Forest. Ależ nic z tych rzeczy. Jest to zwyczajna biografia
Gardnera, a ok. 75% zawartości książki dotyczy czasu, jaki stary Gerald spędził w krajach
kolonialnych. "Bracelin" opisuje szczegóły jego podróży ze swoją nianią 'Com', trud
życia, pracę, pasje archeologiczne, rytuały Diaków, wyprawy i
ekspedycje, ludzi, których poznał, jest rozdział o wykopaliskach na
Bliskim Wschodzie, substancjach halucynogennych etc.
Jedyne co mogłoby wzbudzić kontrowersje, to opis rytuałów spirytystycznych, w których biorąc udział, Gardner miał mieć kontakt z wujkiem Johnem, ciocią Gertrudą, kuzynką Anną czy pierwszą pielęgniarką. To był jedyny wciągający rozdział. Swoją drogą bardzo zaintrygował mnie temat spirytyzmu, do którego jakoś nie miałem wcześniej zaufania, podobnie jak i do channelingu.
Do innych ciekawostek dodałbym legendę o wilkołaku z udziałem imama, która w tej wersji pojawiła się w regionie Cejlonu (z folkloru europejskiego znamy odpowiednik tej opowieści w postaci kobiety-wilkołaka, napadającej na myśliwego, który odcina rękę wilkowi, a kiedy pokazuje ją swojemu panu, on rozpoznaje w niej rękę żony i jej pierścień).
A tak poza tym co mamy zwyczajną biografię wielkiego człowieka.
Pytanie podstawowe brzmi, czy opisane w tej książce wydarzenia i postacie są prawdziwe? Jak wiemy Gerald Gardner sporo swoich biograficznych historii przeinaczył z pewnych względów. Dziś np. nikt już chyba nie wierzy w jego inicjację przez Starą Dorothy, podobnie jak i historie czarownic, które mieszkały na terenie Wyspy Man, gdzie założył muzeum. Heselton też omawiając fakty dotyczące np. Operacji Wzniesienia Stożka Mocy przedstawił kilka miejsc, gdzie ów rytuał mógł przebiegać. Wersja Gardnera nie pozostaje więc jedyną ... Także, krótko pisząc, trzeba na treść książki patrzeć z pewnym sceptycyzmem. Oczywiście są także w niej informacje, które uległy lekkiemu przedawnieniu, np. przy okazji Crowleya i historii O.T.O.
Książka niestety ma ten minus, że strasznie powoli się ją czyta, a z perspektywy czasu wydaje się nudna. Nie brakuje też pewnych truizmów, ale jak wiemy, jest to klasyka napisana dawno temu. Czytając jedną z książek Nietzschego nie odczuwałem żadnych emocji, ponieważ jego myśli powieliło i mieliło wielu kontynuatorów. Tu miałem podobne odczucia. Gdyby człowiek zaczynał od klasyki, a nie od komercyjnych Cunninghamów, Dunwichów, Puziewiczów i innych twórców, może inaczej by to odebrał.
Truizmy typu, że "czarownictwo nie jest kultem Szatana" (obok nieobecnych w książce "Rogaty Bóg to nie Szatan", "Swastyka to stary symbol wielu kultur, nie symbol nazizmu", "czarownice nie składają zwierząt w ofierze" etc.) niestety mnie wykańczają, kiedy je czytam po raz tysięczny.
Ale ogółem polecam!