Wracamy do słowiańskich klimatów. Na dobrą sprawę nigdy od nich nie odeszliśmy, a lekka przerwa zrobiła więcej dobrego niż złego. Leżąc na plaży w Złotych Piaskach w Bułgarii sięgnąłem po książkę Elwiry Dresler-Janik "Córki bogini Mokosz. Leszygród. Tom 1" (Replika, Poznań 2024).
Słowiańskości nigdy za wiele. Bułgaria, Morze Czarne i lektura w klimacie. Tak widzi to AI.
Jest to opowieść, której fabuła toczy się w świecie pełnym słowiańskości. Opowiada losy rodzeństwa pochodzącego z dosyć patologicznej rodziny Wyszomira i radzącej sobie lub nie w życiu po jego zabójstwie. Imiona, bogowie - wszystko klasycznie.
Cóż powiedzieć więcej? Ogółem praca jest bardzo przeciętna. Niczym na dobrą sprawę autorka mi nie zaimponowała. Nie ma tego co lubię, czyli dużego zasobu słownictwa i opisów czy to przyrody, czy otaczającego świata. Na dobrą sprawę najwięcej jest charakterystyki zadawanego bólu, ran i cierpienia. Leje się krew i świszczy od bicia w tyłek niegrzecznego Bolemira. Sama fabuła nie wydaje się również być czymś szczególnym.
Opowiastka jak wiele innych. Nie jest to poziom Z. Nienackiego czy J.I. Kraszewskiego. Nie polecam, bo wrażenia nie robi.
Nawet AI nie chce właściwie wygenerować słowiańskich dzieciaków w starej chatce.