poniedziałek, 30 czerwca 2025

Marie i Jean-Baptiste Maillard "Carlo Acutis. Jest ogień! Biografia patrona Internetu"


Oczywiście, że jest ogień! Piekielny, bo jakże inaczej. I czeka on na grzeszników, takich jak ja. 

Jak wszyscy doskonale wiedzą, wałkuję temat Carla Acutisa nie dlatego, że się nawracam. De facto można wysnuć wniosek, że przy moim życiowym dorobku to zdecydowanie najwyższy czas, bo potem to już w Piekle powitają mnie jak bohatera z otwartymi ramionami i kotłami pełnymi smoły i siarki. Męczę już czwartą biografię katolickiego błogosławionego dlatego, że gnębi mnie nierozwiązana zagadka z dalekiej przeszłości.

Nie będę powtarzał legendy o spotkaniu z tytułowym bohaterem omawianej w niniejszym poście biografii. Całość historii ze szczegółami - kliknij tutaj! 

Wszystkie drogi, zarówno realne, jak i te, których realność można podważyć (choć dziwnym trafem pokrywają się one ze sobą bo te same wizje miały trzy różne osoby) prowadzą mnie do jednej postaci - Carla Acutisa.

Od czasu beatyfikacji chłopca intensywnie myślę o całej sytuacji. Moje podstawowe pytanie brzmi; czy to był on? Czy to on zrobił mi zdjęcie i zmontował filmik na mój temat? Jeśli tak, to co mówił na mój temat?

Dawniej sprawę zbywałem, kiedy słyszałem, że w sieci stałem się popularny, ale teraz wiem, że mogłem mieć do czynienia z kimś niezwykle potężnym w swojej wierze, duszy o bardzo dużym doświadczeniu i potencjale. Po prostu nie byle kim. I tak zacząłem studiować temat.

I dalej jestem w punkcie wyjścia. Dotychczas nie znalazłem żadnej wzmianki o jakiejkolwiek podróży Carla do Polski, a konkretnie do Krakowa. Nic o kręceniu filmików. A przecież na logikę, jeśli on miałby tyle fanów, to chyba ktoś by coś zarchiwizował. A nie ma nic. Coś czuję, że bujam w obłokach, ale nosz kurde mol - tyle zbieżności miałoby być przypadkiem??? 

Temat magii i wicca był dla mnie wszystkim. Niestety dosłownie "czar prysnął" i całe moje życie poszło w zupełnie innym kierunku niż to jeszcze ze dwanaście lat temu planowałem. Czy to zasługa katolickiego błogosławionego, który tak gorliwie się za mnie modlił, że unicestwił ten dar? Być może w ten sposób naprawił moją duszę, bo podobno tylko zepsute myślą, że mogą wpływać na rzeczywistość (tak o magię chodzi). Niestety moje życie od tej pory pochłonął chaos. Motam się jak liść na wietrze. Gdyby tylko człowiek znalazł kogoś, kto mu na wszystkie życiowe pytania odpowie? Albo film nakręcony na jego temat ... Marzenie i złudy. 

Tak więc czynię co mogę, ale powoli czuję, że nie wygram tego starcia. Noszę nawet na szyi medalik z Carlem; nie jako talizman, nie jako amulet, ale jako "wyzwanie". Magiczne myślenie mnie nie opuściło, jeśli to był Carlo to nie wykorzenił ze mnie go w pełni. A swoją drogą znalazłem ciekawy kanał ezoteryczny na YouTube, którego jak do tej pory byłem chyba jedynym subskrybentem, pt. "Objawienia Carlo Acutis". Polecam, bo jest to czysta chrześcijańska, współczesna ezoteryka. Oczywiście autorzy zaprzeczają temu - dla nich czarne jest białe, pomimo tego, że jest czarne. Ale kiedy słucham o misce z wodą, solą i rozmarynem trzykrotnie poruszaną ręką, o układaniu butów w konkretnym stylu by szczęście nie uciekło, używaniu miotły do określonej godziny by nie usuwać dobrobytu to widzę, że jest to czyste Abrakadabra najwyższej próby. Co ciekawsze nie wiem skąd autor tego kanału bierze te wszystkie informacje? ... Wygląda mi to na jakiś poboczny kult Carla Acutisa w Kościele rzymskokatolickim wyrosły na legendach. 

Co zaś do książki? Po staremu. Kolejny raz to samo opowiedziane od nowa. W poprzednich książkach było nawet więcej ciekawostek biograficznych. Tutaj na stronie 136 w przypisie pada wzmianka tłumacza, że Carlo wśród cudów eucharystycznych przedstawił pięć z Polski. Pytanie tylko, on czy jego kontynuatorzy? Tam są daty na tych dziełach wskazujące na lata po jego śmierci. Mam wrażenie, że tłumacz zrobił "Francescę" z Francesca, brata Carla, ale mogę się mylić. 

Pewną nowością jest kilka wątków cudów i pokonania przez niektórych nałogu z oglądaniem pornografii. Ufff! Dobrze, że nie jestem uzależniony od pornoli i oglądam je tylko wtedy, kiedy mam na nie ochotę. 

Książka to siódma woda po kisielu. Nie wiele nowego wnosi. Da się ją czytać, ale polecam ją tak w 40%.