piątek, 31 marca 2023

Ola Synowiec "Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk"


"Bardzo nas cieszy, że interesujecie się swoją przeszłością, swoimi przodkami. Przecież to dzięki nam istniejemy, dzięki nim istnieje nasz świat. Przez tysiące lat żyli w zgodzie ze wszystkim, co nas otacza. Ze wszystkim tym, co teraz, przez zaledwie kilka ostatnich stuleci, ludzkość niszczy z taką zaciekłością. Zapraszamy was tutaj. Na pewno możemy się od siebie wiele nauczyć" (s. 59).
Komunikat meksykańskich rodzimowierców Mexicayotl do rodzimowierców z Polski. Poczułem się zaproszony! 

Stwierdziłem, że odrobina literatury podróżniczej nie zaszkodzi. Ale nawet i tutaj trudno było nie natknąć się na ulubione tematy. "Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk" Oli Synowiec, to turystyczno-religioznawcza podróż po tytułowym państwie. Czego to tutaj nie znajdziemy? Niby wszystko dalekie, ale jest w tym także coś nam bardzo bliskiego. 

Pierwszy rozdział to temat Dia de los Muertos. I tutaj pewnym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że meksykańska wersja Dnia Wszystkich Świętych była tak naprawdę kontrhalloweenowym przedsięwzięciem, które stało się pewnym symbolem jednoczącym obywateli kraju. Wcześniej święto to było czym było, nie odgrywało ważniejszej roli w kulturze. Nawet ołtarze dla zmarłych zwane "ofrenda" nie były tak popularne, dopóki tryumfu nie święcił disneyowski film "Coco". 


Zwróciłem też uwagę, na podobieństwa "kolędnicze" pomiędzy trick-or-treat'erami, a zabawami, które były znane także i tam. 

Drugi rozdział poświęcony jest tematyce Mexicayotl / Mexicanidad, rodzimowierstwu meksykańskiemu, będącemu próbą rekonstrukcji dawnych, przedchrześcijańskich wierzeń Azteków. Znowu coś znajomego ... Dla przedstawicieli tego nurtu ważną ekspresją jest taniec. U nas to raczej rekonstrukcja historyczna z wojami w tle stanowi podłoże estetyczne. Tam wesołe tańce w strojach indiańskich są wizytówką. 


Cały rozdział pełen jest znajomych mi wątków. Transindianie, czyli ludzie uważający się za Indian, pomimo europejskiego pochodzenia. Kurcze, czy to nie jak nasi asatryjczycy i druidzi? No i ten wspaniały wątek archetopii, czyli wyidealizowanej wizji życia przodków. Tutaj też niektórzy twierdzą, że dawni Meksykanie nie składali ofiar, to wymysł katolickich inkwizytorów. Znajome, nieprawdaż? Ile czytałem wypocin w sieci o tym, że dawni Słowianie byli jak ze sławnego rysunku Sławomira Mrożka ... 


Następne rozdziały dotyczą "meksykańskiego New Age". Majowie jako zaginione plemię Izraela ... No proszę, mormonów wpędzają w kompleksy tymi turbomeksykańskimi mitami. Trochę o brujos, sesjach grzybowych (no, nie są się bez sławnej curandery Marii Sabiny), bohaterach narodowych ... Tak samo jak u nas z Janem Pawłem II i jego filmową biografią tutaj mamy przypadek Any Marii Reginy Teuscher Kruger, zmitologizowanej obrończyni praw studentów, która poległa za ideę. 

Zaintrygował mnie rozdział piąty, w którym mowa jest o Coca-Coli jako świętym napoju Chamulów. 
Dodają, że coca-cola jest bardzo zdrowa, zabija bowiem złego ducha. Jest wypędzany z organizmu poprzez bekanie, a bekanie ulecza. Ktoś dodaje, że kiedyś używano ceremonialnie innego, sfermentowanego napitku. Ale w którymś momencie łatwiej dostępna coca-cola zajęła jego miejsce (s. 124). 

Potem czytamy jak naród ostro tankuje colę, nawet na czczo, po cichu w krzakach. Skądś to znam ... U nas tak się jabole piło. Jest dużo o chorobach, na które cierpią mieszkańcy ... No cóż, święty napój robi swoje. 

Rozdział generalnie przezabawny. Wartość dziewczyny mierzona ilością alkoholu. Ile warte są kobiety w tym regionie? Może pojadę sobie żonę kupić? Wśród Meksykanek z pewnością znalazłbym coś dla siebie. 

Dalsza część pracy także wciąga. 

Bycie brujo pochłania mnóstwo energii, bo przekazuje się ją także innym ludziom. Dziadek musiał ją przecież skądś brać. Dlatego składał w ofierze swoje żony. Zabił je wszystkie (s.174). 

Oprócz brujo, autorka zabiera nas na czarną mszę i opisuje satanistyczne festiwale w Meksyku. 


Jest sporo o wojnach religijnych pomiędzy katolikami a ewangelikami. 

Wciągnął mnie wątek ludowych świętych Meksyku, którzy choć są czczeni, nie są uznani przez Kościół rzymsko-katolicki. Oprócz sławnej Świętej Śmierci, są też inne postacie, których historyczność jest nawet podważana, herosi tacy jak np. Jesús Malverde, Juan Soldado czy San Simon. 


Ten ostatni dosłownie wchłonął dawny, pogański kult boga Maximóna. Identyko jak w prawosławiu kult św. Mikołaja na wschodzie inkorporował kult Welesa. Pozostali "święci" są jak herosi narodowi. Nie porównywałbym ich kultu z tym co mamy w Europie, bo osobiście nie znam takich przypadków (no kult św. Guineforta we Francji czy św. Demetry w Grecji to trochę inny temat). 


Przedstawiony przez Synowiec świat wierzeń Meksyku zachwyca, zadziwia, szokuje ale też przywodzi na myśl wiele bliskich człowiekowi kwestii. Lektura wciąga, ale też bardzo zaskakuje antropologicznymi ciekawostkami. 

Super praca! Gorąco polecam!