wtorek, 7 września 2021

Nicola Gori "Eucharystia moja autostrada do Nieba. Historia Carla Acutisa."

 

Po prostu szok! Nie jedna znajoma osoba pomyśli sobie: 

«Co książka o katolickim błogosławionym robi na jego blogu? Khaliperius, czy ty już na głowę upadłeś?»

Wszystko ma swój powód, a więc jak to bywa, pominę na chwilę kwestię samej lektury i cofnę pamięcią wstecz. Bywały z nią problemy, ale teraz zaczyna mi ona dziwne figle płatać. Przypomina mi się mnóstwo incydentów, które nigdy nie były dla mnie istotne i miałem wrażenie, że je zapomniałem. A one ni z tego, ni z owego powracają. 

Zacznijmy od początku. 

DAWNO, DAWNO TEMU NA KRAKOWSKIM RYNKU ...

W latach 2002-2007 kiedy byłem studentem, charakteryzowały mnie długie włosy spięte w kucyk. Chodziłem ubrany na czarno jak każdy szanujący się fan metalu. Nosiłem koszulki reklamujące zespoły propagujące kult Szatana lub supremację białej rasy. Towarzyszyły mi pogańskie symbole; do dziś mam słowiańską rzeźbę wypaloną na kości, na której widać swastyki. Szczerzyłem zęby do gorliwych chrześcijan, kiedy spoglądali w moim kierunku z odrazą. 

Pewnego razu idąc ulicą Grodzką na krakowskim rynku minąłem jakiegoś chłopca. Z urody przypominał południowca; charakterystyczne rysy twarzy plus ciemne kręcone włosy zdradzały jego pochodzenie. Wiek, na oko to tak kilkanaście lat. Ewidentnie turysta. Nie pamiętam czym przyciągnął moją uwagę, chyba jak na mój gust za grubo był odziany jak na taką pogodę. Ubrany był w granatową kurtkę, miał plecak zaczepiany na jednym pasku. W ręku trzymał aparat. Na szyi miał krzyż. Mijałem go, kiedy zatrzymał się i bodajże zmieniał baterię w aparacie. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Po chwili dostrzegłem ten nielubiany przeze mnie znak na jego szyji. Widziałem, że wzrok oderwał spoglądając na trzymany w rękach sprzęt, ale ewidentnie wyczuł, że spoglądam na jego religijny symbol, bo z jego miny było czuć pewną dumę. Po krótkiej chwili, kiedy znowu spojrzał na mnie wyszczerzyłem mu kły patrząc na jego krucyfiks ze wzrokiem pełnym nienawiści na znak odrazy. W mig się wyprostował, a jego oczy były jak przysłowiowe pięciozłotówki. Aż usta otworzył. Wystraszył się ewidentnie. 


Zasadniczo wspomniany chłopiec nie wiele różnił się od mojego obecnego avatara. Wystarczy zabrać mu cedzak z głowy, kierownicę od roweru zastąpić cyfrówką, dać krzyż na szyję i ciut inaczej ubrać.  

Pamiętam, że oko miał lekko przekrwione. Idąc dalej przez ramię spojrzałem na niego. Dalej stał przez chwilę z tą samą miną; otwartymi ustami, rozwartymi na maksa oczami i spoglądał w moją stronę. W pamięci utknął mi ten jego duży krzyż na szyi. Pomyślałem sobie wtedy: 

«Ewidentnie jakiś zjebany oazowiec.» 

Nic to, wyruszyłem do wyznaczonego miejsca. Niedługo potem wracałem ulicą Floriańską i dosłownie idąc przed sławną Bramą ujrzałem aparat skierowany w moją stronę. Za chwilę gwałtownym ruchem jego właściciel zdjął go sprzed twarzy w dół, a zza niego znowu ujrzałem twarz tego samego chłopca, którego minąłem wcześniej. Młodzian z przerażoną miną poszedł niepozornie dalej opuszczając głowę i udając, że mnie nie widzi. Pomyślałem sobie: 

«Ty mi szczeniaku robisz zdjęcia, czy mi się tak tylko wydaje? Po co ci moje zdjęcie? Będziesz sobie przed nim trzepał, czy co?» 

Nie miałem absolutnej pewności. W końcu za mną był sławny zabytek, który dla przeciętnego turysty jest czymś zdecydowanie atrakcyjniejszym ode mnie. Ale dzieciak ewidentnie coś krył bo zdradzała go mowa ciała. Poszedłem dalej nie interesując kompletnie sprawą. Choć po powrocie do domu siadłem przy stole i jedząc coś powiedziałem do mamy:

«Mam wrażenie, że mi jakiś dzieciak zdjęcie zrobił.» 

Zaśmiała się. 

Jeśli dobrze pamiętam, że następnego dnia widziałem jeszcze raz tego samego chłopca przechodząc ul. Floriańską; szedł ze swoją mamą, wskazał w moją stronę łapką, a ona popatrzyła na mnie z dużym wytrzeszczem. Udałem, że ich nie widzę. 

WWW.TAJEMNICZY-MISJONARZ.COM

Następnie zaczęła się cała masa dziwnych incydentów. Pierwszy miał miejsce na moich studiach, kiedy podszedł do mnie Andrzej; kolega z którym byłem na roku i zapytał czy znam jakiegoś młodego, internetowego misjonarza katolickiego, bo:

 «On chyba coś o tobie mówił w Internecie.» 

Byłem zdziwiony, i choć zaproponował mi podesłanie linka to podziękowałem nie przejmując sprawą całkowicie. Pamiętam, że coś prawił innym studentom na ten temat, a oni podchodzili do mnie i śmiali się, że podobno sławny jestem (to byli Paweł i Łukasz). Nie wiedziałem o co biega. O ile czegoś nie przekręcam, pytałem Andrzeja czy autor jest z Polski, on chyba odpowiedział mi:

 «Nie, Włoch.» 

Wcięty byłem totalnie. Inny kolega, Mateusz dwa tygodnie później zeznał, że widział ten film - to ewidentnie byłem tam ja. Zapytałem go, co on na mój temat tam prawił?

  «Coś tam mówił, że się za ciebie modlił.» 

Film widziała też koleżanka Katarzyna po tym jak Andrzej wysłał jej link. Kilka razy wspomniał mi on jeszcze o tej postaci. Raz rozmowa dotyczyła tego, że ów tajemniczy misjonarz wypowiadał się na mój temat bez mojej wiedzy i zgody, i że mogłem mu za to sprawę w sądzie wytoczyć. Zirytowało mnie to, bo jak informował wcześniej, ten chłopak był z innego kraju, a tam na pewno prawo jest inne. Coś tam jeszcze było mówione o komentarzach pod filmem, że podobno "jestem brutalny i agresywny". Rzekłem z pewnością siebie:

«To mi wygląda na tekst mojego kolegi z klasy z liceum. Też gorliwego katolika. On twierdził, że jestem "brutalny i agresywny". Może dlatego, że raz pierdolnąłem nim o chodnik?»

Ten tekst rozweselił kilka osób ze studiów, które to słyszały (w głowie pozostała mi reakcja oburzonej koleżanki Iwonki). Pamiętam, że jeszcze Andrzej raz wspomniał omawianą postać przy okazji mojej noszonej w kieszeni broni ... 

Raz nawet patrzył na mnie i coś mamrotał przeraźliwie:

«Odusń się! Bo coś mnie od Ciebie osłabia! Odsuń się ...»

Złośliwie wtedy wstałem i poszedłem w jego kierunku. On się cofał do tytuł mamrotając ten sam tekst w kółko, a ja za nim; aż razem doszliśmy do kibla. On dalej to gadał, a ja przed nim stałem i patrzyłem na niego z iście "szatańskim" spojrzeniem. Patrzył na mnie z przerażeniem i bredził jak rażony prądem. Zachowywał się dziwnie, na 100% miało to coś wspólnego z tym co mi opowiedział, że widział mnie w Internecie. 

A to bynajmniej nie był koniec. 

Na rynku, bodajże ul. Szewskiej zaczepiła mnie mała dziewczynka pytając:

«Czy to nie pan był na stronie u [tu nazwisko mi umknęło]?» 

Zignorowałem ją zupełnie. Potem wracając w drodze powrotnej znowu ją spotykam, a ona znowu zaczepia i pyta o to samo. Dałem jej znać konkretnymi słowami, że nie mam ochoty z nią rozmawiać rzucając wulgarnym epitetem. Chyba ją jeszcze kiedyś widziałem, ale już nie była na tyle odważna, żeby podejść. 

Na przystanku jakieś dwie panie pytały czy kogoś tam znam, bo byłem na jego stronie. Zdziwiony odpowiedziałem, że nie. Chichrały się przez kilka sekund. 

W tramwaju jakaś pani z telefonem zapytała o to samo. Chyba nawet spotkałem ją dwa razy. Prawiła tak, jakby zachęcała do obejrzenia tego. Nie wiem, czy nie wspomniała, że to jej wychowanek miał dla mnie jakiś przekaz. Czy już się z nim zapoznałem? Ale byłem twardy i oporny na jej słowa, nie wykazując żadnego zainteresowania. Nie wiem, czy przypadkiem nie powiedziałem jej:

«Proszę pani, nie interesują mnie jakieś chrześcijańskie brednie na mój temat.» 

Ona na to:

«Widać, mało pan wie o religiach.» 

Oburzyłem się tym komentarzem:

«Wie pani, tak się składa, że studiuję religioznawstwo.» 

Albo ona, albo inna postać, którą wspominam w tym poście zapytała mnie:

«Pan nie jest katolikiem?» 

Prosto z mostu pochwaliłem się:

«Nie proszę Pani. Jestem poganinem, nie katolikiem.»  

Zdziwiona zapytała:

«Chyba ateistą?» 

Odparłem:

«Nie ateistą! Poganinem.»  

Spoglądała w telefon i nie wiem, czy z kimś wtedy nie esemesowała. Po krótkiej przerwie dodałem:

 «Czarownictwo, pogaństwo proszę pani! Tędy droga!»  

Zamilkła spoglądając  w telefon i już więcej nic nie powiedziała. Musiała to być dla niej całkowita nowość, choć przyznam, że zjawisko neopogaństwa nie było społeczeństwu wtedy aż tak dobrze znane jak dziś. Mogę jednak mylić panie, z którymi rozmawiałem - to wszystko działo się około 20 lat temu. Pamiętam, że jednej z tych, co miały czelność mnie zaczepić zadałem pytanie:

«Czy ja wyglądam na gorliwego katolika?»  

Metal od którego emanuje mrok generalnie się w taki stereotyp nie wpisuje, choć rzecz jasna bywają liczne odstępstwa od tej reguły.  

Raz jakiś chłopiec w tramwaju podszedł i z podekscytowanym tonem zagabnął, czy znam kogoś tam. Dopytałem:

«... A kto to jest?» 

Chłopiec kontynuował:  

«Internetowy misjonarz.»  

Moje następne pytanie brzmiało:

 «A skąd on jest?»  

Dzieciak oznajmił:

 «Z Włoch.» 

Odpowiedziałem mu, że nikogo z tego kraju osobiście nie znam, co było na owe czasy prawdą. Za chwilę przypomniały mi się niektóre poprzednie incydenty i gul mi skoczył. Powiedziałem:

 «Już nie pierwszy raz to słyszę. Nie mam bladego pojęcia kto to jest.»  

Pamiętam, że był on z mamą. Ona zapytała mnie, jakim cudem on o mnie mówił, a ja go nie znam. Odpowiedziałem:

 «Z tego wynika, że ktoś mnie obsmarował w Internecie bez mojej wiedzy.» 

 Pani zapytała błagalnym tonem:

 «Ale, chyba go pan nie pozwie?»

Oznajmiłem jej, że mam studia, egzaminy, pracę i mnóstwo innych problemów, żeby mieć czas na takie sprawy. 

Innym razem stałem na jakimś przystanku i podszedł jakiś hiphopowiec i zaczął nawijać, że ktoś: 

«O tobie w Internecie mówił.»

Jak zwykle byłem wcięty, ale wszystkie te wydarzenia miały miejsce w rozmaitych odstępach czasu, a ja wtedy już przejawiałem solidne problemy z pamięcią. Kazałem mu się odczepić, a on dalej nawijał. Poszedłem na drugi koniec przystanku, a on dalej za mną i bez końca nawijał. Wyjąłem broń z kieszeni. Widząc ją wystawił ręce prostując dłonie i powiedział: 

«Dobra! Nie było tematu!»

Po czym wrócił sobie na drugą stronę ... 

Takich zaczepek było jeszcze kilka, ale pamiętam je przez mgłę; m.in. jakąś grupę młodych ludzi na ul. Szewskiej, wyglądających na studentów. Podeszli bliżej mówią, że byłem u kogoś na stronie. 

«Spadówa!»

To jedyne co ode mnie usłyszeli, zanim poszedłem w dalszą drogę.

Było też dwóch nie wiele młodszych ode mnie chłopaków w autobusie, jakiś gość z długimi włosami, ubrany jak student (kiedyś jeszcze widziałem go raz z małą córką w okularach na przystanku) na przystanku pod Bagatelą w kierunku Bronowic. Jacyś ludzie z księgarni w Empiku, który dawniej znajdował się na krakowskim rynku obok Kościoła Mariackiego. Jakiś ksiądz w tramwaju, który do mnie zwrócił się z tekstem per "kolego". Zapytałem go wtedy, czy już razem na winie byliśmy, skoro tak się do mnie odzywa. Zamilknął w moment. Chyba nawet spotkałem go dwa razy na tej samej linii, za drugim stał z jakąś panią w okularach z czarnymi, długimi włosami. Spoglądali oboje na mnie jak przysłowiowa sroka w gnat. Kiedyś kolega Łukasz z klasy z podstawówki podczas przypadkowego spotkania (był tam też Piotr D.) coś napomniał. I było w starym stylu:

«Ty go nie znasz, a on chyba o tobie mówił.»

I tu jego drwiący śmiech mi przed oczami zapadł mi w pamięć. Jakaś koleżanka, którą poznałem przed knajpą Rock'n'Roll, nawet utknęły mi jej słowa:

 «No dobra, to byłeś ty.»

Pamiętam, że obok była jeszcze koleżanka znana jako  "Marusia", która zapytała ją wtedy o tą postać. W każdym razie owa, nowopoznana koleżanka była bardzo zdzwiona, kiedy dowiedziała się, że ja nie jestem katolikiem. 

Basia z liceum podczas jednego z przypadkowych spotkań (?). Jakiś gość wyglądający jak intelektualnie upośledzony z dwiema dziewczynami na przystanku krzyczący za mną: 

«Hej! Ty byłeś na stronie u ... »

Niestety mój mózg już szczegółów sobie nie przypomni. 

Nawet jeden z moich wykładowców (promotor ze studiów magisterskich) po egzaminie o to pytał; pamiętam reakcję koleżanki Katarzyny, która zdawała ze mną. Słysząc to pytanie i widząc, że jestem zaskoczony szturchnęła mnie i powiedziała patrząc z głupią miną na profesora

«To jest to, co Andrzej mówił.»

Zdaje się, że w tym okresie mojej mamie sąsiadka oznajmiła, że jej oazowa córka gdzieś mnie na jakiejś "międzynarodowej stronie misyjnej" widziała. Tą panienkę, o imieniu Anka kiedyś spotkałem, kiedy szła z koleżanką Justyną, która rzekła do mnie: 

«Sławny jesteś. Wiesz o tym?»

Obie były oazowymi dziewczętami. Coś musiało być na rzeczy. Pytały mnie, czy kogoś tam znam. Nawet chyba zapytałem je, czy wszystko w porządku z nimi? Nie miałem bladego pojęcia o czym mówią. Kiedyś z ojcem byłem w biurze jakiejś firmy albo w szkole (?). Nie pamiętam szczegółów. To było w trakcie ostatnich lat studiów. Tam jakiś człowiek w garniturze, z wąsem też mnie rozpoznał i kontynuował wątek. Powiedziałem mu na temat katolicyzmu:

«Nie mój klimat.»

Pytał jaki jest mój, oczywiście wtedy tata zaczął chrząkać na moje afiszowanie się z pogańskością. Potem w domu ojciec coś mi o tym gościu mówił, że twierdził on, że na mój temat w Internecie wypowiadał się ktoś:

«To jest podobno jakiś bardzo mądry chłopiec, który fenomenalnie tłumaczy Pismo św. Podobno nie jakiś maniak, ale naprawdę mądry chłopiec. Ale [tu padło nazwisko tego gościa w garniturze] mówił, że on podobno coś nieprzychylnego na twój temat mówił.»  

Jeszcze jakaś grupa ludzi w tramwaju; wśród nich pan w kapeluszu z krawatem, długimi włosami utknął mi w pamięci ... O ile dobrze pamiętam, kolega z podstawówki Paweł P., raz przy przypadkowym spotkaniu w autobusie wspomniał mi coś o jakimś internetowym misjonarzu, który mówił coś, o kimś podobnym do mnie. W knajpie Rock'n'Roll kiedyś gadałem z nowopoznanymi metalami na temat pogaństwa. Jeden z nich mi powiedział, żebym mu nie opowiadał, że jestem poganinem, bo mnie widział na jakiejś stronie u kogoś. Wtedy inny metal siedzący z nami przy stole się odezwał:

«Ale on właśnie mówił, że on się odwrócił od Boga.»

Tamten pierwszy popatrzył się na mnie ze zdziwieniem nic nie mówiąc. O całej sytuacji usłyszał kolega z knajpy pseudonim "Samotnik", który podczas jednej z wielu popijaw czerwonego wina na Plantach śmiał się ze mnie, bo jeden z tamtych kolegów mu powiedział, że podobno:

«Jakiś katolicki misjonarz o tobie w Internecie coś mówił.» 

Pamiętam, że po którymś razie szedłem wściekły ul. Grodzką i myślałem sobie:

«No nie, ktoś mnie ewidentnie kurwa obsmarował w Internecie!!! Dorwę tego gnoja, który mi to zrobił, to ręka, noga, mózg na ścianie!!!»

Lepiej było do mnie wtedy nie podchodzić ...  

Kilka lat później Andrzej poinformował mnie: 

«Wiesz, że ten chłopak, co o tobie mówił w sieci zmarł na raka?» 

Odpowiedziałem mu olewającym tonem: 

«Widzisz? Tak się kończy wypowiadanie na mój temat bez mojej wiedzy i zgody.» 

Wtedy przerażony zapytał: 

«Rzuciłeś jakiś urok?»

Lałem w niebogłosy, bo nie miałem nawet pojęcia o kim on w ogóle mówi. 

Jakieś nastoletnie dziewczęta w tramwaju pytały mnie o to samo. Włącznie z tym, czy jestem katolikiem? Kiedy im powiedziałem, że nie, pytały dlaczego ten ktoś o mnie mówił na mojej stronie. Odpowiedziałem tylko:

«Nie wiem, zapytajcie się jego.»

 One na to:

«Ale on nie żyje.»

Odparłem:

«No to macie problem.»

Zamilkły od razu.

Pod koniec studiów (okolice 2007 roku) miałem najzabawniejszy incydent ze wszystkich. Wsiadłem sobie do tramwaju pod Bagatelą jadąc na swoje "rodzinne" Azory. Jechało ze mną jakieś małżeństwo, w wieku tak na oko moich rodziców. Mężczyzna miał bagaż podróżny, wyglądał na przyjezdnego. Ubrany był jak facet w swoim wieku, sweter, kurtka z gore-texu. Jego żona, rzuciła mi się w oko tym, że była "przy kości". Najpierw coś ze sobą rozmawiali patrząc uśmiechnięci w moją stronę. Spojrzałem w innym kierunku, kompletnie nie zwracając na nich uwagi. Po chwili facet podszedł do mnie. Okazał się być obcokrajowcem. Zapytał czy znam angielski, a potem zaczął mówić w tymże języku, że:

«My son recorded film about You few years ago. Did You know my son? (Mój syn nakręcił film o tobie kilka lat temu. Czy znałeś mojego syna?

Myślałem, że przewrócę go śmiechem. Odpowiedziałem mu: 

«Well, I understood what You said, but I have completly no idea, what are You talking about? What film? (Cóż, zrozumiałem co powiedziałeś, ale nie mam pojęcia o czym mówisz, jaki film?

Kontynuował: 

«My son died half year ago. (Mój syn umarł pół roku temu.

Pamiętam ten smutny wyraz twarzy i ton, kiedy to mówił. Grzecznie powiedziałem mu tylko, że: 

«Well, I'm sorry to hear this. (Cóż, przykro mi to słyszeć.

Pan wyjął portfel i pokazał mi jego zdjęcie. Dzieciak wyglądał mi na Włocha; miał średnie, kręcone, ciemne włosy i "dresiarskie" ubranie. Niestety nie skojarzyłem wtedy tego chłopca. Pamiętam, że jeszcze spoglądając ze zdziwieniem na zdjęcie rzekłem:

«He is much younger than me. I don't think I would ever known him. (Jest ode mnie dużo młodszy. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek go znał.

Na końcu zapytał: 

«Are You Catholic?(Czy jesteś katolikiem?)» 

Odpowiedziałem z lekkim grymasem:

«No, no of course not?(Nie, nie oczywiście, że nie?)»  

Chyba zaczął mi jeszcze sugerować jakieś religijno-filozoficzne systemy. Ze zgrzytliwym spojrzeniem odpowiedziałem mu: 

«Pagan! (Poganinem!

Albo, bo już dobrze nie pamiętam: 

«... Wiccan! (... wiccaninem!

Cudzoziemiec wymiękł z wytrzeszczem oczu i zakończył dialog prostując dłonie. Powiedziałem mu z uśmiechem: 

«That's OK! (W porządku!

W końcu urazy żadnej nie poczułem. Pamiętam, że poszedł do swojej żony, która trzymała się poręczy, nerwowo przesuwając ciężar z nogi na nogę. Kiedy jej coś powiedział, za pewne o moim światopoglądzie, stała dosłownie nieruchomo jakby ją sparaliżowało. Spojrzała przez moment na mnie. 

Wtedy jakiś inny pasażer tramwaju, który stał obok nas w trakcie rozmowy, podszedł i zapytał mnie:

«Przepraszam, o co to chodziło?»

 Powiedziałem mu wszystko:

«Gość mi powiedział, że jego syn nakręcił kiedyś film o mnie.»

 On kontynuował:

«A, to przypadkiem nie byli rodzice tego chłopca co w Internecie ewangelię głosił? On zmarł niedawno.» 

Odparłem:

 «No właśnie tego samego się dowiedziałem.»

Facet spojrzał na mnie:

 «On chyba mówił coś o panu.»

Ja na to:

 «Nie mam bladego pojęcia.»


Czy to mógł być ten Pan z tramwaju w 2007 roku? Tego nie jestem w stanie sobie niestety przypomnieć ... 

Całym wydarzeniem z nieznajomym panem obcokrajowcem pochwaliłem się kilku osobom. Co ciekawsze one oznajmiły mi kto to mógł być ... Wspomniany Andrzej powiedział: 

«To mógł być Andrea ...»

Koleżanka Justyna stwierdziła, że to tata kogoś tam. Pytałem kto to był? Justyna rzekła mi, że byłem na jakiejś religijnej stronie i jej autor:

 «Coś tam mówił o tobie, że oddaliłeś się od Boga.»

To ostatnie to moja specjalność, ale niestety nie utknęło mi w głowie, kim był autor. Wspomniała mi też, że strona ta zniknęła niedługo po jego śmierci. Jakiś jej znajomy archiwizował podobno jego filmy. Prosiłem, żeby zapytała go czy coś się zachowało. Kiedy ją spotkałem następnym razem, dowiedziałem się, że niestety nie. O historii z obcokrajowcem w tramwaju pochwaliłem się odwiedzającej mnie w domu kilka dni potem wraz z przyszłym mężem Michałem i siostrą (przydomek "Szarik") koleżance Karolinie, która stwierdziła, że na pewno mam jakiegoś ukrytego wielbiciela. Z Szarikiem szybko sprostowaliśmy tę myśl, że chyba miałem, skoro on już nie żyje. Jej rodzice, krótki czas potem także poznali tę historię (pamiętam jej tatę śmiejącego się). 

Jeszcze kilka lat później kiedy pracowałem na infolinii (2010-2011) pokazywałem kolegom swoje stare zdjęcia z Naszej Klasy. Był wśród nich jeden gorliwy katolik imieniem Adrian, który widząc je powiedział, że był: 

«... taki internetowy misjonarz, on zmarł kilka lat temu. Nie wiem czy on czegoś nie mówił na twój temat.» 

Odezwała się wspomniana wcześniej Karolina, która też tam ze mną pracowała mówiąc:

«Możliwe.»

Ja oczywiście osiągając apogeum depresyjne nie kojarzyłem nic. Koleżanka kontynuowała:

«[Tu padło moje prawdziwe imię], opowiadałeś mnie, Kaśce, Michałowi, moim rodzicom jak kiedyś jechałeś tramwajem i mówiłeś, że jakiś obcokrajowiec do Ciebie podszedł i powiedział ci, że jego syn nakręcił kiedyś film o tobie. Ty w ogóle nie wiedziałeś o co chodzi.»

Pół infolinii się zaśmiało. Dalej kontynuowała:

«Mówiłeś, że gość był z taką przytłuszczoną żoną.»

Ponownie wszyscy wybuchli śmiechem. Nawet Adrian potwierdził, że: 

«Tak, bo jego mama jest taka przy kości.» 

W końcu przytoczyła fragment o zdjęciu chłopca z ciemnymi, kręconymi włosami wyglądającymi na ok. 17 lat. Adrian aż prawie podskoczył, mówiąc, że:

 «To na stówę ... !!!» 

I tu znowu imienia nie zapamiętałem. Ale zdaje się, że mówił o Carlu. Wspomniał też do Karoliny:

 «... on miał mniej. Chyba niecałe 15 kiedy zmarł. Ale on faktycznie, wyglądał na więcej.» 

W wyszukiwarce Google znalazł omawianą postać i pokazał mi zdjęcie jakiegoś chłopaka, ale nic w tym czasie nie kojarzyłem. Moja pamięć dosłownie nie działała z powodu ciężkiej choroby. Jeszcze coś powiedział do Karoliny, że: 

«Są już petycje w sprawie jego beatyfikacji.» 

Utkwił mi obraz Karoliny mówiącej ostrym, przyciszonym głosem: 

«[Tu padło moje prawdziwe imię]! To był ktoś ważny!»

Była w rozmowie tam wzmianka, o tym, że chłopak jak był młody miał jasne włosy, a w późniejszych latach zrobiły mu się ciemniejsze. Jeszcze zadrwiłem lekko z całej sytuacji, kiedy wszyscy się wyciszyli. Zapytałem Adriana: 

«Coś ciekawego na mój temat mówił?»

On odpowiedział: 

«No mówił, że jesteś opętany przez Szatana.» 

Skomentowałem to z ironią: 

«Przynajmniej nie kłamał.»

Po chwili jednak zadeklarował, że nie, że to tylko żart. Cieszyłem się przez chwilę do siebie z zaistniałej sytuacji. Karolina pytała dlaczego mi tak wesoło. Odparłem:

«Nie wiedziałem, że dla setek oazowych katolików byłem ikoną prawdziwego zła.» 

Adrian zdementował tą myśl podając, że chłopca oglądało ileś tam, nie pamiętam czy tysięcy czy milionów fanów. Aż mrugnąłem z wrażenia. Karolina tylko podsumowała moją wypowiedź, tak, że znowu się wszyscy na infolinii zaśmiali:

«No! Masz się czym chwalić ...»

W latach 2008-2012 chyba pytało mnie o to jeszcze kilka znanych mi osób. Kolega "Kornik" na jednej z domówek u niego, po tym jak zobaczył moje zdjęcia w długich włosach na Facebooku. Tak samo Zbyszek, którego poznałem podczas pobytu w Anglii w 2008 r. Na studiach doktoranckich nawet dwie osoby - jeden doktorant, z którym byłem na roku, a także pani od New Age podczas jednych zajęć spędzonych w knajpie: 

«Pan miał kiedyś długie włosy? A pan znał [tu znowu to niezapamiętane nazwisko], on chyba o panu mówił.»

REA-SUMA

Jedno jest pewne - musiało gdzieś w sieci figurować moje zdjęcie na początku tego millenium. I to na jakimś bardzo popularnym katolickim portalu. Na pewno nie byłem bohaterem pozytywnym tego przedsięwzięcia, jednak ludzie, którzy mnie zaczepiali byli generalnie ciekawi i podekscytowani. Nic mi złego zrobić nie chcieli (wyjątkiem chyba było tylko dwóch ludzi w autobusie, którzy coś się odgrażali, że nie tolerują innowierców, ale po chwili niby obrócili to w żart), tyle, że ja wówczas miałem charakter kociego niedotknięcia. 

Niestety nie było mi dane tego nagrania zobaczyć. 

Niemożliwe jest, żeby wszyscy mylili mnie z kimś podobnie wyglądającym. Łącznie kojarzę około 30 takich akcji. 

Tylko kto zrobił mi taką reklamę na cały świat? 

Czy był to sam Carlo Acutis? I tutaj bez fałszywej skromności nie wpadając w paranoję i megalomanię, że niby ktoś bardzo znany się na mój temat wypowiadał odpowiem - nie wiem. Niby wszystko na to wskazuje, tylko dowodów żadnych nie ma. Chłopiec, który kiedyś mógł zrobić mi zdjęcie był do niego podobny jak dwie krople wody. Identyko wyglądał jak na fotkach poniżej, nawet ubiór taki sam. 



Nie udało mi się zdobyć żadnych informacji jakoby Carlo Acutis był kiedykolwiek za życia w Krakowie. Nic mi nie wiadomo też, żeby nagrywał jakieś filmy w rodzaju czegoś co nazwalibyśmy dziś vlogiem. Nie znalazłem w sieci nic poza sławnym: 

«Sono destinato a morire.»

ΚΑΘΑΡΣΙΣ

Czuję, że popełniłem błąd życia kompletnie nie interesując się  całym zagadnieniem. Rzadko kiedy popełniam błędy z własnej winy. Z reguły popełniam je pod czyjąś presją. Cóż, pisałem do osób, które to widziały, ale po latach nic nie pamiętają. Nikt nic nie zarchiwizował. Z innymi kontakt mi się urwał ... Ale jak pisał Paulo Coelho: 

«Nie mogę stracić jedynej rzeczy, która utrzymuje mnie przy życia - nadzieja.»

Jakby ktoś tym czymś omawianym wyżej dysponował to podesłać proszę! Albo do sieci wrzucić i przysłać linka. Nie obrażę się, bez względu co tam na mój temat mogło być. Jestem ciekawy! I to bardzo. Z prawej strony są moje profile na różnych portalach, a najniżej pod linkami znajduje się formularz kontaktowy. Sprawy sądowej też proszę się nie spodziewać z tej racji, że mój wizerunek został w tym konkretnym materiale wykorzystany bez wiedzy i zgody!


Jeśli którykolwiek fan Carla Acutisa potrafiłby mi odpowiedzieć na poniższe pytania, czekam z niecierpliwością. Temat intryguje mnie każdego dnia:

1. Czy Carlo Acutis odwiedził za życia Kraków (okolice lat 2002-2004)? 

2. Czy rodzice Carla Acutisa odwiedzili Kraków w 2007 r.? 

To może być krok w dobrym kierunku. A już z pewnością wielki krok dla mnie. 

MYŚLODSIEWNIA

Sprawa po latach niepokoi. Nie wiem dlaczego? Przecież zmieniłem się wizualnie nie do poznania. Czyżby fakt, że ktoś się za mnie modlił, jak oznajmił jeden z naocznych świadków wertujących tenże portal wpłynął w jakiś sposób znaczący na moje życie? Tego nie mogę wykluczyć. Dawniej czułem kontakt z transcendencją, za pomocą którego mogłem wpływać na pewne sytuacje w swoim życiu, ale nagle zaczęło to "gasnąć". Zastanawiałem się z czego to wynika? 

W czasach świetności portalu NK (około 2009, 2010 czy 2011 r.) rozmawiałem w prywatnych wiadomościach o swoim problemie zaniku talentu magicznego z jedną znajomą ezoteryczką Kamilą. Powiedziała mi po medytacji:

«Widzę tylko jakiegoś martwego chłopca.»

Nic mi to nie mówiło. O tym samym pisałem tam w prywatnych wiadomościach ze znajomym czarownikiem Przemkiem (znanym potem w środowisku wiccan jako "Premislaus"), którego poznałem na forum "Wicca - Magia i wiara czarownic". On zdaje się jakiś czas później coś mi wspomniał, że ma to związek z jakimś chłopcem:

 «... leżącym w szklanym sarkofagu, czymś co wygląda jak szklano-marmurowa trumna.»

Nie miałem bladego pojęcia o czym do mnie pisał. Ale wiem, że to za sprawą medytacji otrzymał taki przekaz. Coś nawet sugerował, że to jakiś "święty" albo "anioł", a bije od niego energia w  kolorze charakterystycznym dla zaawansowanych dusz (niebiesko-fioletowym). Mówił, że leży on chyba "w piżamie" albo "w dresie". Widział raz grób zabudowany (sic!), raz odsłonięty ... Powtarzał mi to, że nie ma już w nim szklanej szyby, a za chwilę, że ona znowu jest. Wspominał potem, że widzi mnie dużo, dużo starszego. W ręku trzymałem dziecko (podkreślił, że wcale nie musiało to być moje dziecko), a na szyi miałem chyba krzyżyk ... Wtedy zastanawiałem się, o czym ten człowiek do mnie bredzi? Hmmm ... Wszystko jakby się do połowy sprawdziło. Pamiętam, że "Premislaus" powiedział mi także:

«Sprowokowałeś go! Ewidentnie go sprowokowałeś!» 

Dalsza część tej wizji mnie po prostu przeraża ... Jakbym się miał skonfrontować z przemianą we własne przeciwieństwo w przyszłości, co nawet nie wydaje się możliwe. Kiedy przypominam sobie te opisy, to teraz widzę jakby wszystkie drogi prowadziły do Asyżu ...  Jasno wskazują one na opis grobu Carla, i tego, że szklana szyba została czasowo zamknięta. Mam nawet insynuacje, co za dziecko mogę trzymać na rękach. 

W latach 2012-2013 należałem do wiccańskiego covenu tradycji aleksandryjskiej w Warszawie. Pomimo wychodzenia stopniowo z depresji czułem, że talenty magiczne, które miałem wcześniej zupełnie zanikły i pomimo poprawy zdrowia nie powracają. Poprosiłem swojego arcykapłana, żeby za pomocą medytacji skontaktował się ze starymi bogami i poznał przyczynę tego zjawiska. Mój były "przyjaciel", oznajmił mi na kolejnym spotkaniu: 

«Przypomnij sobie. Chłopiec, chłopiec z kręconymi, ciemnymi włosami. [Tu padło moje prawdziwe imię], on już może nie żyć.»

 Zacząłem główkować:

«O czym ty do mnie człowieku w ogóle mówisz? Niby jaki chłopiec, i w niby jaki sposób mógł mieć wpływ na to wszystko?»

O ile dobrze pamiętam arcykapłan wspomniał też:

«Dowiesz się tego dopiero za [tu nie pamiętam liczby] lat. Ujrzysz jego ciało w wielkiej chwale.»

Mój były "guru" dopytywał potem nawet:

«Zastanów się, co to może znaczyć, że "ujrzysz jego ciało w wielkiej chwale"?»

Pamiętam, że jakiś czas potem trwała dyskusja na ten temat. Brała w niej udział wiedźma znana na forum jako "Birke". Pytała, czy przypadkiem: 

«Nie zamordowałeś i nie zakopałeś po cichu jakiegoś chłopca?»

Pamiętam, odpowiedziałem oburzony: 

«...No nieeeeee przypominam sobie! Z resztą nawet gdyby, to jaki to miałby wpływ na zanik mojego talentu?»

Ona coś teoretyzowała o duszy błąkającej się i szukającej zemsty. Ale to były tylko luźne żarty, przecież bym czegoś takiego nie zrobił. 

Potem coś wspominałem, że gdzieś kiedyś na jakimś katolickim portalu być musiałem. Miałem jakiś prześwit wspomnień przy tej depresyjnej blokadzie. Birke jakoś powiązała te fakty w jedną całość wraz z moim byłym arcykapłanem i osobami obecnymi przy tej debacie ... Ale nic z tego nie wynikło, bo nie znane były szczegóły mojej obecności na "katolickiej stronie misyjnej" ... Znałem to tylko z pogłosek. Trudno jest sobie po wielu latach przypomnieć niejasne tematy rozmów, a od czasu ich przeprowadzenia nieco wody upłynęło w Wiśle.

ADIDASY NOSZĘ ZE SKARPETKAMI. JAK MISJONARZ TO MISJONARZ.

Jeśli to faktycznie sprawka Carla Acutisa, a prawdopodobieństwo istnieje, to już wszystko jasne ... Katolicy, byłby zatem kolejny dowód na cud ze strony błogosławionego chłopca i niby, że swoimi modlitwami za mnie (lub nakłanianiem całego oazowego, katolickiego świata do tego przez Internet) zniszczył mój sens istnienia ... Ale to już zostawmy na inną porę. Dużo jeszcze faktów do zweryfikowania pozostało. 


W jednej z piosenek o Carlu słyszymy tekst "You put the Devil to flight". Jako były wiccanin uważam, że rogaty bóg to nie Szatan, ale czuję, że z jego mocy też zostałem specyficznie uwolniony. Zgadnijcie wszyscy  prawdopodobnie dzięki komu? 

A teraz przejdźmy do meritum sprawy. 

"EUCHARYSTIA MOJA AUTOSTRADA DO NIEBA. HISTORIA CARLA ACUTISA."


O Carlu i jego beatyfikacji przeczytałem na jednej z Facebookowych stron, gdzie zobaczyłem zdjęcia wystawionego ciała. Przeglądnąłem dostępny materiał oraz informacje na temat błogosławionego chłopca i właśnie wtedy coś we mnie tyknęło. Przypomniało mi się to spotkanie z tajemniczym młodzianem na Grodzkiej i Floriańskiej, a z czasem te wszystkie incydenty z zaczepkami. Niestety praca Nicoli Goriego na moje pytania nie odpowiedziała. Nie znalazłem żadnej wzmianki o jakiejkolwiek podróży do Polski. Widziałem film z odsłonięcia grobu. W ucho wpadła mi piosenka "Benedetto signore (Cerco solo te)". Ta druga, której cover wykonywała siostra Cristina już mniej, ale w wersji chóru i tak brzmiało to rewelacyjnie. 


Co zaś do samej książki, pierwszych kilkanaście stron to teologiczne wykładnie, potem biografia miejscami przerywana hagiograficznymi historiami, które rozgrzewały umysł i serce naszego bohatera. Dowiedziałem się, że przyszedł on na świat w rodzinie głęboko religijnej (s. 29). Z tego co słyszałem na filmach biograficznych, wcale tak nie było - jego rodzina stała się religijna pod jego wpływem. Czuję, że zawartość lektury wypełniona jest kolejnymi cudami, których w rzeczywistości nie było. 

Młodziutka Polka niejednokrotnie nawet gniewała się na chłopca, ponieważ chciała, aby był on bardziej czupurny i reagował bardziej zdecydowanie na kuksańce kolegów z przedszkola. Opiekunka, z pochodzenia Słowianka, mająca silny charakter, była przyzwyczajona do mniej rozpieszczonych dzieci niż włoskie. Wydawało jej się, że Carlo jest "za grzeczny" (s. 32-33). 

Oj tak! Takie Słowianki to ja lubię najbardziej. Cytat osoby, która znała Carla:

Od zawsze miał skłonności do mistycyzmu i ascezy, co wyróżniało go spośród innych (s. 34).

Podobno lubił Nutellę. Bardzo ascetyczna dieta. 


To już było najlepsze:

Mama Carla wspomina, że pierwsza opiekunka, dziewczyna szkockiego pochodzenia, została przez nią przyłapana na zmaczaniu smoczka dziecka w angielskim syropie o nazwie "Calpol", który produkowany był na bazie alkoholu. Od pewnego już czasu rodzice Carla widzieli, że z dzieckiem dzieje się coś dziwnego, ponieważ "Śmierdział alkoholem jak jakiś pijaczyna" (s. 31).

O rety! Przyznam, że stosunkowo wcześnie zaczynał.  

Carlo uważał, że lansowane w modzie trendy są owocem działań marketingowych, dlatego ubierał się klasycznie (s. 45). 

I pochowano go w ulubionym dresiarskim wdzianku. Dalekie to od komercji.  

Generalnie książkę warto przeczytać by lepiej poznać osobowość Carla. Wszyscy mieli o nim dobre zdanie; był spokojny, pogodny, prostolinijny, grzeczny, zdyscyplinowany, łagodził konflikty, miał niespotykaną osobowość jak na nastolatka. Uwielbiał zwierzęta i wzruszyła mnie ta historia o płaczu nad zabitą jaszczurką. Ogólnie przyznam, że miał te cechy, które lubię - zwłaszcza pasja, jaką darzył swoją religię. Przede wszystkim pełne oddanie jej. Niegdyś miałem podobnie, używając zwrotów z języka fizyków z Carlem łączą nas podobne kierunki, ale przeciwne zwroty. Tyle, że moja duchowość legła w gruzach wiele lat temu. Od tamtego czasu motam się jak liść na wietrze, a kiedy czytam o życiu pozagrobowym popadam w totalny chaos światopoglądowy. 

Wartości naszego świata upadają wypierane przez zachodnie pseudowartości. Kiedyś nienawidziłem chrześcijaństwo. Dziś widząc co się dzieje z tym światem mój stosunek do tematu uległ umiarkowanej przemianie. Choć mam uraz do Kościoła wyniesiony z dzieciństwa to jednak kiedy widzę zachowanie lewactwa to już niemal jestem gotowy stanąć w jego obronie ... Cóż, może to właśnie Carlo sobie tego życzył? 

I gra muzyka!