czwartek, 21 listopada 2019

Natasha Helvin "Slavic Witchcraft. Old World Conjuring Spells & Folklore"


Jak słowiańskie czarownictwo, to nie możemy przejść obojętnie. 

"Slavic Witchcraft. Old World Conjuring Spells & Folklore" Nataszy Helvin to w rzeczywistości nic innego jak kolejny podręcznik magii w stylu "101 zaklęć na każdą okazję". I choć tytuł może sugerować, że autorka przedstawi nam coś na temat czarów stosowanych przez naszych pogańskich przodków, to w praktyce jest inaczej. 

Kilka stron łącznie wiedzy o ludowych praktykach i to chrystopogańskich. Niby Helvin coś na początku pisze o religii Słowian, ale nic konkretnego. Zastanawiam się kim jest "Dadzbogha"? Korzystała Pani z prac literackich? Trochę mi to Białczyńskim trąca. Początkowo myślałem, że to literówka, ale imię to pada w takiej formie na kilku stronach. 

Kiedy czytałem te pomysły na zaklęcia to przyznam, że makabrycznie się nudziłem. A stanowią one chyba 80% tekstu. 

Zastawiała mnie ta wizja zaświatów opisywana przez św. Makarego. Helvin jakby próbowała z jego pomocą wytłumaczyć inne, ludowo-niuejdżowe wizje życia po śmierci. Takie trochę szukanie powiązań na siłę. 

Przyznam, że zaciekawił mnie pomysł rytuału na 1 listopada, w którym to w oborze czy stajni powinien nam ukazać się duch. Niestety nie mam obory, żeby go przetestować ... 

A kontakty ze sferą chtoniczną należą do pasjonujących. Skoro już mówimy o sprawach życia po śmierci, autorka dużo stron poświeciła magii cmentarnej. I w sumie było to najciekawsze z całokształtu przedsięwzięcia. 

Nazwę święta "Radunicy" nasza wiedźma wywodzi od słowa "radość" i "ród". Niektóre źródła tak podają, ale są też inne, zbliżające to pojęcie do litewskiego "rauda" co znaczy "opłakiwanie". Czyli to święto związane z żałobą, a nie radowaniem się. 

Olbrzymim plusem były wypisane pod koniec książki przesądy, zwłaszcza ten, że czarownica nie powinna mieć kota, zanim nie znajdzie sobie partnera. Inaczej kot może wszystkich odpędzać. To by mi wytłumaczyło w sposób logiczny dlaczego wiele wiedźm żyje samotnie. Zwłaszcza z trójką wykastrowanych kotów w domu. Tu musi być przysłowiowy pies pogrzebany.


Mam wrażenie, że Helvin łączy rosyjską magię ludową z eklektycznym czarownictwem i opisuje je z perspektywy doświadczeń kapłanki wudu. Taki typowy miszmasz. 

Książka nudna i nie przedstawiająca zbyt wiele z zakresu tytułowego tematu. Nie polecam! 

Zamiast ją czytać lepiej oglądnąć "Cienie zapomnianych przodków", zdecydowanie więcej antropologicznych ciekawostek można się dowiedzieć z filmu niż z tej marnej pozycji.