piątek, 13 stycznia 2017

Carl F. Neal „Imbolc. Rytuały, przepisy i zaklęcia na święto światła”

Podpalenie własnego domu nie byłoby zbyt dobrym pomysłem na okazanie miłości do siebie! Umieść obie białe świece w odpowiednich świecznikach (fragment książki, s. 156).
„... Zmontujemy grupę z towarami super (^^), gramy pod muzykę, zrobią gimnastykę! Ja jestem Menago – Stonse’a robię nago ...” (Franek Kimono „Ja jestem menago”, zastanawiam się czy nie przewidział ery wicca w Polsce – taka krótka dygresja na wstępie z mojej strony)
Powietrze nasycone oczekiwaniem. Czuć w nim pierwsze znaki wiosny. No, chyba w Wielkiej Brytanii bo w Polsce dawniej wszystko leżało pod grubą warstwą śniegu, która idealnie wpasowywała się w klimat środka zimy. Dziś to jednak rzadkość, ale wiosny zdecydowanie nie czuć w powietrzu, prędzej jedną wielką spalinę ...  

 
Książka Carla F. Neala „Imbolc. Rytuały, przepisy i zaklęcia na święto światła” to kolejny wypełniający lukę w serii Sabaty komercyjny poradnik dla pogańskich przedszkolaków jak się dobrze bawić w okolicy drugiego lutego. Jak zwykle fluffy bunny style charakterystyczny dla wszystkich prac z tego cyklu. O klasycznej wicca jak zwykle nie ma nic poza samymi kłamstwami na jej temat. Nic prawie o nazwie Candlemas, wszystko w typowym irlandzkim wydaniu dla Amerykanów.  

Z czego możemy się tutaj konkretnie pośmiać? W sumie tradycyjnie z wszystkiego: 
- Te same komercyjne brednie powtarzane na wstępie.
- Pochwalanie nurtu tzw. Cardiac Paganism, czyli czcimy tych bogów, którzy wedle upodobań estetycznych nam pasują. Możemy być etnicznymi Słowianami, ale bawimy się w irlandzkich Celtów.
- Urocze lapsusy – Ganesza to raczej Ganeśa po polsku. Tłumaczenia też nie byle czego – „odziana w powietrze”. No trudno się w ogień odziać ... „Solowy poganin”. A dlaczego nie „stereo poganin”? Super, że Walijczycy obchodzą święto Matki Boskiej Gromnicznej. Ale Polacy też je przecież pod tą samą nazwą celebrują ...
- Pomysły autora na wróżenie z dymu raczej nie pasują do realiów naszej epoki. Wystarczy wyjść z domu, a pyłu co niemiara. Wróżyć możemy dosłownie wszędzie – na ulicy, w parku. Nawet w domu, jeśli okna całkiem pootwieramy. W Krakowie można od smogu dostać nie tylko raka, ale i kurwicy ...
- Znowu książka adresowana dla pań! W sumie powinna być dla przedszkolaków płci obojga. Co ciekawsze autorem jest mężczyzna. Czyżby wydawniczy wymóg pro-damskiego tłumaczenia odegrał tutaj decydującą rolę dla wszystkich prac z tego cyklu?  
- Dobre są te pomysły na ciasteczka z wróżbami. No i ostrzeżenia, żeby nie zjeść zawartości. Podobnie nauka Tarota z ich wykorzystaniem. Przypomina mi to tłuczenie bąbek w świątecznych wydaniach „Szansy na sukces”. 
- Walentynki to niby kontynuacja Lupercaliów ... Czyli poganie znowu walczą z pogańskim świętem w skomercjalizowanej wersji? No może faktycznie w dobrym guście byłoby przywrócić tradycję chłostania dam? Można to też uwspółcześnić.
 

- Rytuał przy muzyce heavy metal? Nie skoncentrowałbym  się ... Dajcie lepiej dobry black! 

Jeśli chodzi o święto, które zwykło nazywać się u nas „Gromnicą”, „Dziewanną Gromniczną”, to wolę je celebrować na sposób daleki od pomysłu Neala. Może tak jak rodzimowiercy zapalę świeczkę Nyji (oni nazywają go głównie Welesem), może zjem coś na co mam ochotę, posłucham muzyki, albo znając życie spędzę ten czas w robocie, co ostatnio stało się dla nie wręcz normą.


Pierdół cała masa, komercja na całego. I na szczęście niepojęte tym pesymistycznym akcentem żegnamy się z serią Sabaty, z którą nieszczęśliwie dobrnęliśmy do końca. Tyle drzew straciło niepotrzebnie życie! O to już aktywiści nie walczą.

Nie polecam! Szkoda czasu na cały cykl!