Kiedy tylko zobaczyłem książkę, której
tytuł nawiązuje do mądrości przodków Słowian wiedziałem od razu, że
kiedyś będę musiał zgłębić jej tajemnice. Dlatego długo nie zastawiałem
się nad jej zakupem.
W końcu słowiański New Age warto poznać
kiedy się jest gorliwym czcicielem dawnych, lokalnych bogów. No o
mądrości przodków nie wspomnę, nawet w książce znajdujemy o tym wzmianki
i slogany:
Narody, które zapominają swoich tradycji, giną. (s.16)
Nigdy wcześniej nie słyszałem (a może
słyszałem, tylko tradycyjnie nie pamiętam) o starosłowiańskim masażu
brzucha. Jak się okazuje jest to specyficzny zestaw nacisków na
konkretne części maćka (tak podobno w tradycji ludowej mówi się na
brzuch), celem polepszenia sobie zdrowia. Ostatnimi czasy dużo jeżdżę na
rowerze, korzystam z rekreacji na siłowni, a do dyspozycji mam też
basen i saunę. Coraz bardziej pociąga mnie kwestia zdrowego trybu życia
według tradycyjnych metod. Może i tego warto spróbować?
W całej książce na tytułowy temat jest
może poświęconych raptem kilka procent tekstu. Do tego mnóstwo
ilustracji z schematami. Cała reszta lektury to powtórka biologii ze
szkoły podstawowej. Na końcu nie zabrakło prywatnych przemyśleń autora
co do spraw duchowości. I przyznam, że mało mnie one przekonują, a
jeszcze mniej mają wspólnego ze
Starą Słowiańszczyzną ... I generalnie są beznadziejne, bo przepełnione
miłością, pseudo-chrześcijaństwem i postawami przeciwnymi do tych, które
lansują np. Alice Miller, Susan Forward i Craig Buck.
Pewne omawiane tematy wciągają np. sprawy
powiązania depresji i złego funkcjonowania jelit. Podobnie temat
akupunktury, tyle, że tutaj od razu mam przed oczyma scenę z"Dnia Świra". To zainteresowanie rozwinę kiedy trauma po oglądanym filmie mi przejdzie.
Zastanawiam się nad pewnym kwestiami. Np. Batkiewicz podaje, że:
Starosłowiańscy uzdrowiciele nazywali pęcherzyk żółciowy "Królem Życia" lub "Cesarzem Zdrowia" (s. 37).
Czy aby na pewno? Zalatuje mi to trochę
New Age'owym wyobrażeniami na temat praktyk w przeszłości (taki trochę
ezoteryczny nurt w turbo-rodzimowierstwie).
Pewne praktyki przerażają:
Należy również wspomnieć o masażu prostaty techniką "per rectum", czyli doodbytniczo. Jest to stosunkowo prosta technika masażu ale wymaga wprowadzania palca terapeuty (oczywiście w gumowej rękawiczce jednorazowej) do odbytu pacjenta. Masuje się kiszkę stolcową z palcem skierowanym w kierunku jąder.(s. 183)
Dziękuję! Nie skorzystam. Wystarczy mi, że
raz w życiu byłem z wizytą w gabinecie u urologa, który we wspomnianej
w cytacie rękawiczce włożył mi nawet dwa palce do odbytu i kręcił nimi
zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Najgorsze w tym wszystkim było to, że
okazało się, że jestem zupełnie zdrowy ...
Zastanawiają mnie też stwierdzenia:
Wystarczy spojrzeć na ciało przeciętnego Chińczyka czy Hindusa. Chodzą wyprostowani, poruszając się z wdziękiem i gracją. A rasa ludzi białych? W zdecydowanej większości poruszamy się ciężko i niezgrabnie, ze zgarbionymi plecami i pochyloną do przodu głową. (s.204)
Wszystko fajnie, ale my jesteśmy zazwyczaj
wyżsi niż Chińczycy czy Hindusi. Ja mam dwa metry wzrostu i często się
garbię, co jest naturalną cechą osób, których natura tak hojnie
obdarowała. Kiedy rozmawiam ze znajomym Hindusem zawsze mam postawę jak
Quasimodo.
Zastanawiam się czy zacząć próbować
stosować starosłowiański masaż? Już widzę reakcję mojej rodziny kiedy
tarzam się po podłodze z piłeczką ...
Pół na pół. Ciekawostek niewiele.