sobota, 31 sierpnia 2013

Jessie Wicker Bell "The Grimoire of Lady Sheba"


Do połowy tradycyjny podręcznik czarostwa eklektycznego, w drugiej części słynna, skandalicznie opublikowana, gardneriańska księga cieni. 

Co by tu wiele powiedzieć? Pierwsza część to tradycyjne dno w stylu "Cunningham & spółka". Małą nowością, jak dla mnie, był mini słowniczek z pewnymi pojęciami slangowymi. I to chyba główna, a zarazem jedyna korzyść z przeczytania niniejszej pozycji.

W dalszej części mamy fragmenty gardneriańskiej księgi cieni. Tak więc jakby ktoś chciał odtworzyć sobie stereotypowy wiccański rytuał, to materiał z tej pracy stanowi idealnego gotowca. 

Oczywiście żartuję. 

Wszystkie księgi cieni i materiały wiccańskie opublikowane są z charakterystycznymi zmyłkami, tak, że osoba niewtajemniczona i tak dzięki nim prawdy żadnej nie pozna. Może co najwyżej liznąć trochę smaczku, by po jakimś odległym czasie, po swojej inicjacji bardzo się zawieźć i zacząć wszystkiego uczyć od nowa. 

Sam Alex Sanders podobno kiedyś na podpuchy uczniów, którzy zadeklarowali mu opublikowanie jednej z Ksiąg Cieni odparł wprost, żeby to zrobili, bo ludzie, którzy się na tym nie znają i tak nie będą wiedzieli, co z tym zrobić. I miał w zupełności rację. Rzecz jasna owi aleksandrianie tego nie uczynili, ale chodzi o sam fakt.

Praca jest strasznie skrakowana, a w dodatku nie zawiera szczegółowych instrukcji, co i jak z tym wszystkim. Tak więc czytanie jej dla osoby niewtajemniczonej jest jak czytanie akademickiego podręcznika  konstrukcji statków kosmicznych przez gimnazjalistę ... Osoby wtajemniczone mogą co najwyżej błędnie namieszać sobie w pamięci. 

Dlatego nie polecam tej książki sympatykom wicca.