czwartek, 10 lutego 2022

Milena Alicja Stala "Trzy Zorze"


Na samym początku czytając informacje na okładce i przedmowę autorstwa Anny Kohli zacząłem trochę się martwić. Zastanawiałem się, czy książka nie jest kolejnym podszytym ideologią feminizmu zniekształconym obrazem religii naszych przodków? Obawiałem się, że po raz kolejny przeczytam coś o wypieraniu ważnej roli żeńskich bogiń i kobiet przez "okrutny mizoginiczny patriarchat" ... Ku swojemu zaskoczeniu - wcale nie! 

"Trzy Zorze" Mileny Alicji Stali to wyjątkowo obszerne pod względem wiedzy, nasycone (by nie rzec nawet przesycone) wszelkimi możliwymi rozważaniami, najnowsze opracowanie tematu religii Słowian. I chyba udało się w końcu dotrzeć do przynajmniej ogólnego przedstawienia wierzeń naszych przodków ujętych w jedną całość. Jesteśmy co najmniej krok od rozwiązania zagadki nurtującej nas od epoki romantyzmu. Albo nawet i została ona w dużej mierze już rozwiązana. 

Ale przyjrzyjmy się sprawie dokładnie. 

Książka pisana jest przystępnym językiem. Jestem w istnym szoku, a już na pewno pod olbrzymim wrażeniem wiedzy i sposobu analizy tematu przez autorkę. W swoich rozważaniach Stala przytacza porównania do zarówno legend, folkloru, wierzeń całej Europy jak i części Azji, a nawet innych obszarów. Mamy polskie podania i ich powiązania z wieloma innymi np. mniej mi znanymi ze Szkocji czy Grecji. Porównania językoznawcze, religioznawcze torują drogę ku sukcesowi. Bibliografia także robi pozytywne wrażenie. Daty świąt chrześcijańskich, ich transformacja, legendy, pieśni ... Chyba raczej trzeba byłoby odwrócić pytanie i zapytać, co autorka pominęła pisząc "Trzy Zorze"? 

Stala podróżuje moim ulubionym korytarzem rozważań nad wierzeniami przodków; Panteon Jana Długosza na czele z dosadną i merytoryczną krytyką Aleksandra Brücknera. Super! Wrogowie i krytycy Brücknera są moimi przyjaciółmi. 


Kadr z filmu "Wicker Man" (tłumaczony na polski pod tytułem "Kult"). Od dawna zastanawiałem się, co bohaterowie trzeciego planu - szkockie, pogańskie dzieci robią z kukłą do złudzenia przypominającą naszą Marzannę, niosąc ją i krzycząc "wynosimy Śmierć ze wsi"? Przecież to niby tylko nasz polski zwyczaj. Jak się okazuje nie, a nawet Milena A. Stala omawia ten wątek w "Trzech Zorzach". 

Wiele poglądów pokrywa się z moim, np. to o identyfikacji Morany z Marzanną, jako boginią cyklu wegetacyjnego. Zastanawiają mnie nieliczne przytaczane "wiccańskie" wątki, które autorka próbuje odnieść do religii dawnej Europy. Dziewica, panna i starucha jako archetypowe postaci właściwie pojawiły się nie tak dawno temu, a ich popularność bazująca na pracach Roberta Gravesa to amerykański koncept, głównie rozpropagowany przez amerykańskie wiedźmy. Chociaż może jest w nich jakiś sens? Sam już nie wiem, Stala za bardzo zbiła mnie z nóg swoimi rozważaniami ... 


Kolejny ciekawy wątek w filmie "Wicker Man" to tradycyjny taniec z mieczami. Jak wiemy i w słowiańskim folklorze na Południu był on nam znany.  O tym też w "Trzech Zorzach" przeczytamy. 

Z pewnymi drobiazgami się nie zgodzę. Najstarsza wzmianka o choince bożonarodzeniowej pochodzi z Łotwy, niewykluczone, że dzięki Polakom rozpowszechniła się w Prusach, a następnie w Niemczech. 


Podobnie jak "Katalog magii Rudolfa z Rud Raciborskich" nie jest opisem praktyk Ślązaków, tylko najprawdopodobniej na Śląsku znalazł się jakiś jego odpis, a powstał on na terenie obecnych Niemiec; zatem przedstawione w nim "Kloto, Lachesis i Atropos" to nie Rodzanice tylko Norny. Przy okazji postaci Żywii warto zwrócić uwagę na lokalną legendę miasta Żywiec i męskiej postaci Żywii, który jest jej bohaterem. 

W oko wpadły mi pewne nieznane do tej pory nowości z zakresu mitologii - pojawiły się europejskie demony żeńskie, o których wcześniej nie było mi dane nic wiedzieć. Zaciekawiły mnie te rozważania na temat koguta, i że niby nie bez powodu czarnoksiężnik Twardowski na nim podróżował. Co do korzeni tej legendy, to ma ona bardzo dużo wariantów w Europie; znana głównie jako bajka o kowalu i diable (Bałkany), chciwym Jacku (Irlandia), doczekała się nawet baskijskiej adaptacji filmowej. 

Dziwi mnie to, że książka nie jest pozycją naukową, recenzowaną. Autorka korzysta z metod badawczych dochodząc do ciekawych wniosków. Stwierdzam, że szkoda było pomijać ten zabieg, praca miałaby przez to lepszy status, a na takowy moim zdaniem z pewnością zasługuje. 

Jest to bez dyskusyjnie krok na przód ku nieznanemu, i myślę, że każdy badacz, sympatyk tematu religii Słowian, rodzimowierca czy inny poganin nie może przejść obok tej pozycji obojętnie. Praca jest na prawdę rewelacyjna, postawiona na solidnych filarach, będąca kompilacją dużego stanu badań. 

Bezdyskusyjnie, gorąco polecam!