Dawno, dawno temu, kiedy byłem mega fanem metalu, co demonstrowałem poprzez swój image, zainteresowania i ustawianie głośno muzyki na wieży, bardzo często spotykałem się z pytaniem, "czy lubię takie zespoły jak Korn, Slipknot, Linkin Park albo Limp Bizkit?". To mniej więcej było jak zapytanie fana muzyki filmowej czy słucha tego co emitują na dyskotekach...
Otóż nigdy nie byłem fanem nu metalu! Ten gatunek odbierałem jako kał dla naiwnej swołoczy. Czysta komercja dla mas, którym wydaje się, że słuchają czegoś porządnego. Na samym początku nawet nie nazywano tego metalem, ale czasy się zmieniły. Najwyraźniej brakujące ogniwo pomiędzy dobrym brzmieniem, a tym beznadziejnym musiało zostać wypełnione, a nadano temu powyższą nazwę. Schemat przeciętnego utworu z tego gatunku: wstęp, idzie dźwiękowa fala, brzeczący refren, znowu ta sama fala co poprzednio, nawalanka, brzęczący refren, koniec. Nie znalazłem zbyt dużo utworów z fajną meodią. Do tego teksty typu: "madafaker, fak, fak, madafaker"... I nie tylko muzyka była beznadziejna. Cały ten amerykański image; dresy, dredy, przyprawiał mnie o mdłości.
Nu metal znałem tylko ogólnie, głównie kawałki które leciały na rockotekach. No, ale człowiek cyklicznie musi poszerzać horyzonty muzyczne, bo wszystko co było w kółko słuchane od pewnego momentu zaczyna być nużące. Stwierdziłem, że dla rozrywki przesłucham dyskografię znanych boysbandów uprawiających tenże gatunek. To był chyba bardziej stracony czas w moim życiu. Podtrzymuję swoją opinię. Może kilka utworów na krzyż dodałem do youtube'owych playlist. Reszta - patrz akapity wyżej.
Stwierdziłem też, że sięgnę na półkę po książkę Joela Mclvera, która zajmuje tam miejsce od początku tego stulecia. Kupiłem ją jeszcze przed erą YouTube'a, Facebooka i czasów, kiedy dzięki Internetowi łatwiej było poszerzyć horyzonty. Po przeglądnięciu szybko stwierdziłem, że zakup nie był sensowny. Teraz po prawie 20 latach mogę z nieco szerszej persepktywy temat ocenić.
"Encyklopedia nu-metal" to jak wskazuje tytuł leksykon zespołów zaliczanych do wspomnianego gatunku. Autor od razu daje znam do zrozumienia, że nu-metal to w rzeczywistości szeroki konglomerat, w którym znajdują się zarówno zespoły o bardziej metalowym brzmieniu, jak i te łączące riffy gitarowe z gatunkami takimi jak hip-hop, funk, rock, industrial etc. Widzimy jasno jest to pojęcie szerokie i niezbyt precyzyjne jeśli chcemy coś do niego zakwalifikować. Ale coś to wszystko jednak łączy.
Mclver omawia historię wielu grup muzycznych od A co Z. Ich powstanie, zmiany w składzie, przygody, skandale, wydane albumy. Przedstawia prekursorów gatunku jak i kontynuatorów. Miejscami mam wrażenie, że stara się zareklamować mniej znane kapele.
Ogółem książka ciekawa, i jak to często bywa, pewne tematy stają się strawniejsze, kiedy się o nich czyta a nie widzi czy słyszy z bliska. Warto po nią sięgnąć, choć już na chwilę obecną zawarte w niej wiadomości o zespołach są słabsze od tych zamieszczonych w Wikipedii. Czas leci, albumów przybywa. Ale taka rola papieru, żeby coś przetrwało dłużej niż link. Dobrze jest mieć tę pracę w swojej domowej biblioteczce. Gorąco polecam!