RODZIMOWIERSTWO SŁOWIAŃSKIE & BADANIA NAD RELIGIĄ SŁOWIAN:

KULTOWE UBRANIA I AKCESORIA DLA PRAWDZIWYCH SŁOWIAN:

POLECANE STRONY:

DLA MIŁOŚNIKÓW SPADOCHRONIARSTWA:

poniedziałek, 26 października 2020

Ransom Riggs "Mapa dni"

Myślałem, że wszystko zamknie się w trylogii, a tu niespodzianka - mamy tetralogię. A nawet nie, bo na półce w księgarni już widziałem piąty epizod. Panie Riggs! Dał pan czadu z gotyckimi x-meniątkami. Myślę jednak, że wątek warty jest kontynuacji. A już po przeczytaniu czwartej części dochodzę do wniosku, że był to właściwy kierunek. 

Dalsze przygody Jacoba Portmanna i jego przyjaciół wyrwanych z walijskiej wyspy. Tym razem, jak to niemal tradycja amerykańskiej twórczości wręcz nakazuje - przenosimy się na teren Stanów Zjednoczonych. Plądrujemy Florydę, Nowy Jork. Myślałem, że wszystko pójdzie w totalnie upadłym kierunku; typowych krajobrazów wieżowców, dźwięków klaksonów samochodowych, ale autor tworząc pętle pokazał świat Ameryki różnych dekad, co też wpłynęło pozytywnie na jakość książki. Nie brakuje jednak wątków poprawności politycznej, której wręcz nie trawię. No, ale cóż ... coś musi psuć całokształt. 

Tutaj jednak bohaterowie zaczynają już się buntować. Przestają być dziećmi, a zaczynają stawać się typowymi nastolatkami. Smuci też porażka głównego bohatera, acz intuicja mi podpowiada, że to tak na prawdę preludium do większych czynów, które przedstawione zostaną w kolejnych epizodach. I jak to Riggs ma w zwyczaju - zakończenie musi trzymać w napięciu. Nawet jeśli połowa książki ciągnie się jak flaki z olejem miejscami wybudzając ze snu mocnymi przygodami. 

Polecam! I czytamy dalej.