sobota, 30 listopada 2019

Artur Szrejter "Wielka wyprawa księcia Racibora. Zdobycie grodu Konungahela przez Słowian w 1136 roku"


A wszystko zaczęło się od tego, że wielki książę Racibor wraz ze swoimi wodzami Dunimysłem i Uniborem napadli na Konungahelę, splądrowali ją, wzięli łupy, jeńców i odpłynęli z powrotem na Pomorze. 

Nie wiadomo czy dobrze sobie pogwałcili, ale nie jest to najważniejszy aspekt tej historii. "Wielka wyprawa księcia Racibora" Artura Szrejtera to historia jednej bitwy, o której nie zapomniała na długie stulecia cała Skandynawia. Autor omawia ją od każdej strony, przytacza tłumaczenia sag nie stroniąc od krytycznych tłumaczeń swoich poprzedników. 

Dobre osadzenie w realiach historycznych pozwoli nam spojrzeć na czasy świetności naszych przodków. Zaletą pracy Szrejtera oprócz dokładnego przedstawienia faktów jest też prezentacja mentalności XII-ego stulecia. Nie ulega wątpliwości, że mieszkańcy Pomorza i Polski byli wówczas w większości chrześcijanami tylko z nazwy i po przejściu stosownego obrządku. Większość dalej czciła starych bogów i oddawała się rozkosznej wierze. Spodobały mi się przytoczone wzmianki o błogosławieństwie armii przez wiedźmę podczas rządów Władysława Laskonogiego, czy motyw słowiańskiego berserka pokonanego w Konungaheli przy pomocy chrześcijańskich zaklęć. Pewne rzeczy też rzucają nowy cień na historię. Np. to o tolerancji dla homoseksualizmu wśród dawnych Germanów:
Wielmoża ten zajmował w mieście ważne stanowisko, gdyby zaś był innej orientacji seksualnej, nie mógłby sprawować żadnej funkcji, gdyż homoseksualistów piętnowano w dawnej Skandynawii równie bezlitośnie, jak zoofilów (mówią o tym już stare, pogańskie pieśni). Także normy chrześcijańskie ich nie akceptowały. (s. 68-69) 
To tak à propos wizji dawnego społeczeństwa skandynawskiego jako pełnego tolerancji dla odmiennych preferencji. Lub o tym, jak familistki dominowały w słowiańskich chałupach: 
Albo żony by ich nie puściły - co wcale nie jest żartem, bo kobiety słowiańskie w dobie pogańskiej miały dość wysoką pozycję w rodzinie. (s. 95) 
No proszę! Strach się bać, poniekąd powracamy do starych norm.


Jedna z lepszych bitew naszych wiciędzy, czyli słowiańskich wikingów, opisana dokładnie krok po kroku. Książkę czyta się szybko, wciąga ciekawostkami i interesującymi rozważaniami.

Gorąco polecam!