No jak wiccański to nie możemy przejść
obojętnie. Po przeczytaniu zmieniłem zdanie. „Encyklopedia magicznych
ingrediencji. Wiccański przewodnik po sztuce rzucania zaklęć” to leksykon ziół,
kamieni i kilku innych drobiazgów z poradami magicznymi typu New Age. Czyli
pojęcie, a potem zaklęcia w stylu: „Obciągnij skórkę z banana, posyp
czekoladowym proszkiem, weź go do buzi i ssij intymnie wizualizując życzenie,
które ma się spełnić. A potem go zjedz”. No skojarzenie mam konkretne.
Trzeba mieć kuku na muniu, żeby rzucać większość takich "czarów". Generalnie są to średniowieczne zabobony ciśnięte w
realia współczesności.
„Rozsmaruj pastę kciukiem na krakersie i karm drugą osobę, aby ją uwieść.” (s. 20)
Muszę uważać na dania serwowane w
kawiarniach.
Dowiedziałem się z książki, że noszenie asafetydy
leczy homoseksualizm. Wreszcie wymyślono „lek na tę dolegliwość”. Tylko, że przecież
geje uważają, że odmienna orientacja seksualna to nie choroba, więc co tu leczyć?
Nie brakuje w tekście silnego zakorzenienia w
kulturze chrześcijańskiej, przez co nie wiem dla kogo są te magiczne porady dla
oazowych katolików, chystopogan, żydów czy pogan?
Nie wiedziałem, że bursztyn jest ulubionym
klejnotem czarownic i nosi się go tylko na określone okazje. Do tej pory byłem
przekonany, że to kwestia indywidualnego gustu. Podobnie jak wskazówki ile
trzeba się konkretnie moczyć w wodzie. Tutaj jednak te bariery zostały ostro
zaznaczone przez mistrzynię.
Do innych ciekawych nauk magicznych Leksy
Roséan należy polerowanie butów śliną, kładzenie przez mężczyzn chrzanu na
genitalia i wizualizowanie sobie długiej erekcji, stosowanie ciemiernika by
stać się niewidzialnym (podobnie i heliotropu). Nie słyszałem nigdy o kulcie
Squat – bogini nowoczesnego miasta. O kolorze czarnym z kolei dowiedziałem się,
że:
„Jest to kolor kapłanów, czarownice używają go do okrywania siebie i w ten sposób zabezpieczają swoje tajemnice” (s. 57)
Nie na długo! Bo już za chwilę wiedźmy wyjawią
swoje tajemnice ...
Nie wiedziałem, że dynia na Halloween służy
do oddawania czci zmarłym, ani, że dzwonkiem zwołuje się sabat czarownic… Niby
jak? Wiedźmy w jednym mieście usłyszą jak dzwonię w drugim?
O kurkumie:
„Natrzyj przyprawą (znana też jako złota pieczęć) słuchawkę od telefonu, by uchronić Twój telefon przed podsłuchem.” (s. 136)
Proponuję włączyć Facebooka i monitor natrzeć
kurkumą …
„Stań pod latarnią, by odtworzyć nostalgiczne momenty i przywołać szczęście z przeszłości.” (s. 138)
No najlepiej w nocy …
Nie wiedziałem, że miotłę należy stawiać
dolną częścią w górę. Mój były coven zatem wolał nie poddawać się opiece
Bogini.
Obsikiwanie terenu jak pies celem zdobycia go
w przyszłości ... No to już coś. Idę się porządnie wylać w plener!
„Pizza sycylijska oraz kwadratowa nie mają żadnych właściwości magicznych.” (s. 210)
A hawajska? A rzeźnicka? Te informacje o wypiekach
rozbrajają armię orków …
Przestaję jeść suszone pomidory z mozarellą,
które lubiłem do tej pory (z fetą były jeszcze smaczniejsze)! Bo to jak się
okazuje to działa dobrze na gejowską miłość …
Noś korzeń sadźca, by pozostać dziewicą … No
to jest jak dla mnie przecenienie więzi kulturowych. Chyba czarownicom powinno
zależeć na tym by nimi nie być, a nie robić z siebie święte, katolickie dziewice
…
A noszenie puszki sardynek w kieszeni
przyciągnie fajne laski … Tego nie skomentuję …
Tłumaczenie książki również miejscami jest
irytujące. Kowen to grupa czarownic, więc jak można wszystkich "zwoływać na
kowen”, albo „podróżować na kowen” czy napisać „niektóre koweny odbywają się w
ubraniach”? Tłumacz nie rozróżnia pojęcia „kowen” od „sabatu”. „Kowen przeorganizował się” (s. 215). I o co tu niby chodzi? Generalnie w tym
przypadku o to, że z kowenu wyszły przynajmniej trzy arcykapłanki, które
założyły swoje własne grupy. Tutaj jednak nie jest to tak jasno powiedziane. Bóg
wiatru Wodin, od którego pochodzi nazwa angielska środy (Wednesday), wtf ??? Podobnie
dlaczego jest w tekście np. „grapefruit” zamiast „grejpfrut"? Po co nazwy
oryginalne niektórych rogalików, nie można było tematu opisać po prostu według
polskiego alfabetu a rogale dać pod „r”?
Pewne zdania jakby niejasno opisują
szczegóły - na pewno nie wszystkie grzyby mają właściwości halucynogenne. No
chyba, że zje się ich za dużo, to wtedy może … ale nie wiem. Podobnie jak
wzmianka o rudych paniach palonych na stosie. Na pewno nie wszystkie rude
pieczono. Nie wiedziałem, że Pluton miał kochanka Minte. Raczej była to nimfa
(kobieta). Nie wiem na czym miał polegać zamach na boginię Oszun?
Niektóre rzeczy wydały mi się znajome – też często
rysuję keczupem pentagram na pizzy. Cool!
„Niestety w dzisiejszych czasach przysięgi służą głównie do zastraszania i rządzenia nowicjuszami.” (s. 222)
I to jest chyba jedyne mądre zdanie w całym
tym przedsięwzięciu. Z tym się zgodzę. Trochę jest wzmianek o wicca
tradycyjnej, ale nie wszystko jest jasno rozdzielone na wicca tradycyjną i
eklektyczną. Można się co najwyżej domyślać jeśli się zna temat. W każdym razie
nie wiem na czym ma polegać nakładanie kar na osoby, które użyły błędnego
imienia adepta w kręgu?
Cała reszta książki to typowa New Age’owa szmira.
Nie polecam! Na zlecenie zamknąć w indeksie ksiąg zakłamanych!