wtorek, 21 listopada 2017

Lexa Roséan „Encyklopedia magicznych ingrediencji. Wiccański przewodnik po sztuce rzucania zaklęć”


No jak wiccański to nie możemy przejść obojętnie. Po przeczytaniu zmieniłem zdanie. „Encyklopedia magicznych ingrediencji. Wiccański przewodnik po sztuce rzucania zaklęć” to leksykon ziół, kamieni i kilku innych drobiazgów z poradami magicznymi typu New Age. Czyli pojęcie, a potem zaklęcia w stylu: „Obciągnij skórkę z banana, posyp czekoladowym proszkiem, weź go do buzi i ssij intymnie wizualizując życzenie, które ma się spełnić. A potem go zjedz”. No skojarzenie mam konkretne.


Trzeba mieć kuku na muniu, żeby rzucać większość takich "czarów". Generalnie są to średniowieczne zabobony ciśnięte w realia współczesności.
„Rozsmaruj pastę kciukiem na krakersie i karm drugą osobę, aby ją uwieść.” (s. 20)
Muszę uważać na dania serwowane w kawiarniach. 

Dowiedziałem się z książki, że noszenie asafetydy leczy homoseksualizm. Wreszcie wymyślono „lek na tę dolegliwość”. Tylko, że przecież geje uważają, że odmienna orientacja seksualna to nie choroba, więc co tu leczyć? 

Nie brakuje w tekście silnego zakorzenienia w kulturze chrześcijańskiej, przez co nie wiem dla kogo są te magiczne porady dla oazowych katolików, chystopogan, żydów czy pogan?

Nie wiedziałem, że bursztyn jest ulubionym klejnotem czarownic i nosi się go tylko na określone okazje. Do tej pory byłem przekonany, że to kwestia indywidualnego gustu. Podobnie jak wskazówki ile trzeba się konkretnie moczyć w wodzie. Tutaj jednak te bariery zostały ostro zaznaczone przez mistrzynię. 

Do innych ciekawych nauk magicznych Leksy Roséan należy polerowanie butów śliną, kładzenie przez mężczyzn chrzanu na genitalia i wizualizowanie sobie długiej erekcji, stosowanie ciemiernika by stać się niewidzialnym (podobnie i heliotropu). Nie słyszałem nigdy o kulcie Squat – bogini nowoczesnego miasta. O kolorze czarnym z kolei dowiedziałem się, że:
„Jest to kolor kapłanów, czarownice używają go do okrywania siebie i w ten sposób zabezpieczają swoje tajemnice” (s. 57)
Nie na długo! Bo już za chwilę wiedźmy wyjawią swoje tajemnice ... 

Nie wiedziałem, że dynia na Halloween służy do oddawania czci zmarłym, ani, że dzwonkiem zwołuje się sabat czarownic… Niby jak? Wiedźmy w jednym mieście usłyszą jak dzwonię w drugim? 

O kurkumie:
„Natrzyj przyprawą (znana też jako złota pieczęć) słuchawkę od telefonu, by uchronić Twój telefon przed podsłuchem.” (s. 136)
Proponuję włączyć Facebooka i monitor natrzeć kurkumą …
„Stań pod latarnią, by odtworzyć nostalgiczne momenty i przywołać  szczęście z przeszłości.” (s. 138)
No najlepiej w nocy … 

Nie wiedziałem, że miotłę należy stawiać dolną częścią w górę. Mój były coven zatem wolał nie poddawać się opiece Bogini. 

Obsikiwanie terenu jak pies celem zdobycia go w przyszłości ... No to już coś. Idę się porządnie wylać w plener!
„Pizza sycylijska oraz kwadratowa nie mają żadnych właściwości magicznych.” (s. 210)
A hawajska? A rzeźnicka? Te informacje o wypiekach rozbrajają armię orków … 

Przestaję jeść suszone pomidory z mozarellą, które lubiłem do tej pory (z fetą były jeszcze smaczniejsze)! Bo to jak się okazuje to działa dobrze na gejowską miłość … 

Noś korzeń sadźca, by pozostać dziewicą … No to jest jak dla mnie przecenienie więzi kulturowych. Chyba czarownicom powinno zależeć na tym by nimi nie być, a nie robić z siebie święte, katolickie dziewice … 

A noszenie puszki sardynek w kieszeni przyciągnie fajne laski … Tego nie skomentuję …

Tłumaczenie książki również miejscami jest irytujące. Kowen to grupa czarownic, więc jak można wszystkich "zwoływać na kowen”, albo „podróżować na kowen” czy napisać „niektóre koweny odbywają się w ubraniach”? Tłumacz nie rozróżnia pojęcia „kowen” od „sabatu”. „Kowen przeorganizował się” (s. 215). I o co tu niby chodzi? Generalnie w tym przypadku o to, że z kowenu wyszły przynajmniej trzy arcykapłanki, które założyły swoje własne grupy. Tutaj jednak nie jest to tak jasno powiedziane. Bóg wiatru Wodin, od którego pochodzi nazwa angielska środy (Wednesday), wtf ??? Podobnie dlaczego jest w tekście np. „grapefruit” zamiast „grejpfrut"? Po co nazwy oryginalne niektórych rogalików, nie można było tematu opisać po prostu według polskiego alfabetu a rogale dać pod „r”? 

Pewne zdania jakby niejasno opisują szczegóły - na pewno nie wszystkie grzyby mają właściwości halucynogenne. No chyba, że zje się ich za dużo, to wtedy może … ale nie wiem. Podobnie jak wzmianka o rudych paniach palonych na stosie. Na pewno nie wszystkie rude pieczono. Nie wiedziałem, że Pluton miał kochanka Minte. Raczej była to nimfa (kobieta). Nie wiem na czym miał polegać zamach na boginię Oszun? 

Niektóre rzeczy wydały mi się znajome – też często rysuję keczupem pentagram na pizzy. Cool!
„Niestety w dzisiejszych czasach przysięgi służą głównie do zastraszania i rządzenia nowicjuszami.” (s. 222)
I to jest chyba jedyne mądre zdanie w całym tym przedsięwzięciu. Z tym się zgodzę. Trochę jest wzmianek o wicca tradycyjnej, ale nie wszystko jest jasno rozdzielone na wicca tradycyjną i eklektyczną. Można się co najwyżej domyślać jeśli się zna temat. W każdym razie nie wiem na czym ma polegać nakładanie kar na osoby, które użyły błędnego imienia adepta w kręgu?

Cała reszta książki to typowa New Age’owa szmira. Nie polecam! Na zlecenie zamknąć w indeksie ksiąg zakłamanych!